niedziela, 30 lipca 2017

Zielona Baza pod Makijaż Delia Cosmetics- opinia

Zielona Baza pod Makijaż Delia Cosmetics- opinia




Zielona baza pod makijaż - mój hit !!!







Cześć Wam! Dziś piszę mój pierwszy post o kolorówce. Tyle mam tego w domu i ciągle coś przybywa, że wstyd nie pisać....A na makijażu to się znam, oj znam. A raczej muszę znać, bo moja buzia w wersji "no make up" nie nadaje się do oglądania. Wszystkiemu winien sprawca moich krzywd- trądzik. Niestety przybłąkał się nie wiadomo skąd i od kilku lat nie chce odejść. Raz jest lepiej raz gorzej, ale trzeba sobie z nim radzić. Na szczęście mamy kosmetyki kolorowe i jak straszydło z domu wychodzić nie muszę.

Skóra trądzikową wymaga specjalnego traktowania. Nie można nakładać na nią wszystkiego co się chce, bo kosmetyki kolorowe mogą zatykać pory i tylko pogarszać stan takiej skóry. Dlatego stosujemy tzw. bazy pod makijaż, które mają za zadanie przygotować naszą skórę do przyjęcia całej kolorówki jaką chcemy na nią nałożyć.





Ale jak wybrać odpowiednią bazę pod makijaż? Na rynku jest ich masa. Ale w większości to rozświetlające, poprawiające wygląd skóry, a nawet brązujące....Przy skórze tłustej i mieszanej nie proponuję sięgać po te rozświetlające bo będziecie się błyszczeć zanim z domu wyjdziecie. Co zatem kupować? Ja długo szukałam odpowiedniej bazy pod makijaż. Chciałam by tonowała, przedłużała żywotność podkładu i nie zatykała porów. Chciałam również by kryła niedoskonałości, ale nie tworzyła efektu maski. Czy znalazłam? Zdecydowanie tak. A taką bazą jest Make Up Primer czyli zielona baza pod makijaż korygująca zaczerwienienia od Delia Cosmetics.





Producent zaleca stosowanie kosmetyku do cery tłustej i mieszanej.

Składniki aktywne zawarte w produkcie to :

  • Kofeina, która redukuje zaczerwienienia.
  • Hydromanil TM, który nawilża skórę.
  • Formuła Colour Balance- koryguje niedoskonałości, wyrównuje koloryt.
  • Formuła Velvet Skin działa na skórę matująco.

Baza zamknięta jest w plastikowe opakowanie o pojemności 35 ml. Posiada bardzo wygodny dozownik z pompką i plastikowy korek zabezpieczający końcówkę przed zabrudzeniami. Kolor opakowania, czyli metaliczny zielony bardzo dobrze sugeruje i nie pozostawia wątpliwości, po jaki kosmetyk sięgamy na półkę sklepową.

Bazę zamówiłam w ramach wygranego bonu zakupowego na stronie producenta. Był to zakup w ciemno, ale zawsze chciałam mieć zieloną bazę, więc zaryzykowałam. Szczególnie, że ma ona bardzo dobre opinie na rynku. Moja opinia również nie będzie inna, gdyż baza sprawdza się znakomicie. Mój sposób dozowania produktu, to ok jedno naciśnięcie pompki, i jest to jedna aplikacja. Więcej nie trzeba bo będzie za dużo. Opuszkami palców nakładam kosmetyk na oczyszczoną skórę twarzy i czekam chwilę, aż lekko się wchłonie. I cała filozofia. Jak używam bazy to nie używam już kremu pod makijaż, bo kosmetyk idealnie krem zastępuje. Co widzimy po nałożeniu? Skóra odrobinę zmienia odcień. Nie bójcie się, nie wyglądamy jak Shrek:). Z racji koloru zielonego, choć bardzo delikatnego , to jednak zielonego, nasza skóra zmienia odcień na chłodniejszy. Kolor zielony bazy skutecznie maskuje/ retuszuje niedoskonałości, popękane naczynka, czerwone jeszcze świeże blizny potrądzikowe czy przebarwienia. Wygładza koloryt i dzięki produktowi jest on jednolity. Po nałożeniu bazy skóra od razu jest matowa. Ale nie wysuszona. Czuć wyraźne nawilżenie, a skóra jest miękka i gładka. Dziewczyny musicie pamiętać jednak o tym, że baza jest produktem pod makijaż. To nie jest tak, że ją nałożymy i nagle wszystkie niedoskonałości znikają. Od tego są podkłady i korektory. A baza to produkt, dzięki któremu nasz makijaż ma wyglądać perfekcyjnie, bo jest jego podstawą/ fundamentem, na którym tworzymy swoje makijażowe arcydzieło.



Zieloną bazę pod makijaż firmy Delia Cosmetics wyróżnia to, że bez obaw mogą ją stosować osoby o skórze tłustej, mieszanej, problematycznej, trądzikowej. Ładnie kryje przebarwienia i jest idealnym fundamentem perfekcyjnego makijażu. Jest wydajna i niezbyt droga. Jej zapach na pewno umili nam stosowanie, jest bowiem lekko słodki, kremowy i bardzo przyjemny. Jedyny minus to dostępność. Nie wiem czemu, ale produkty Delia ciężko jest znaleźć w drogeriach. O ile pielęgnacja ciała jest jest bardziej dostępna, o tyle kolorówka już nie. Na szczęście jest strona internetowa, gdzie można kupić wszystko i to bez wychodzenia z domu.  

Link do strony internetowej: http://www.delia.pl/pl/
Link do sklepu internetowego: https://sklep.delia.pl/




Kto używał i podzieli się opinią?

wtorek, 25 lipca 2017

Kosmetyki Atopis - opinia

Kosmetyki Atopis - opinia




Atopis- nowy wymiar pielęgnacji skóry atopowej.



Popękana i sucha skóra, świąd i pieczenie to moje demony. Moja skóra to stwór iście humorzasty. Humory ma gorsze niż kobieta w ciąży, czy płaczące niemowlę, bo w tych dwóch przypadkach można choć coś poradzić a tu.....nic. Rano sucha jak wiór, a przecież wieczorem nakładałam nawilżający krem  i olejek!!! Na dworze zrobi się tylko trochę chłodniej lub za mocno zaświeci słońce i znów się zaczyna. Na przemian swędzi i piecze, a wczoraj przecież było ok. Nie mam do niej siły. Na suchego, swędzącego potwora nic nie działa. Jej humory zależne są chyba od układu planet, bo innego wytłumaczenia już nie znajduję. Ale czas z tym skończyć pomyślałam. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce, choć chyba prościej byłoby ją zdjąć i w domu zostawić jak niewygodną sukienkę. Ale tak się niestety zrobić nie da. Zaczęłam więc szukać dla niej przyjaciela, który pomoże na jej humory i zażegna problemom. Udobrucha suchego potwora, a w moje życie wprowadzi ład i porządek, bo jak tak dalej będzie to szaleństwo gotowe. 



Dzięki uprzejmości portalu zBLOGowani miałam przyjemność uczestniczyć w teście kosmetyków z serii Atopis od firmy Novaclear i chciałabym podzielić się dziś z Wami moimi wrażeniami i przemyśleniami na temat tych kosmetyków. W paczce otrzymałam płyn do mycia twarzy i ciała oraz nawilżający balsam do ciała. Oba kosmetyki mają pojemność 200 ml i zapakowane były w kartonowe opakowania.  Linia Atopis przeznaczona jest do pielęgnacji skóry suchej, atopowej i wrażliwej i ma łagodzić wszelkie problemy, takie jak suchość, wrażliwość, świąd i pieczenie, a przy tym zabezpieczać skórę i chronić ją. Kosmetyki testowałam ok 3 tygodnie i ....Jesteście ciekawi? Zapraszam na dalszą część artykułu.


PŁYN DO MYCIA TWARZY I CIAŁA ATOPIS FACE & BODY WASH.




INFORMACJA ZE STRONY PRODUCENTA:

  • Delikatna formuła
  • Do codziennego stosowania
  • Nie zawiera drażniących substancji chemicznych (formaldehydów, SLS, SLES, silikonów)
  • Nie zawiera substancji zapachowych
  • Nie zawiera barwników
  • pH ~ 5,5
  • Składniki główne: Organiczny olej konopny, Ekstrakt z korzenia lukrecji, Gliceryna, Pantenol, Witamina E

Płyn delikatnie oczyszcza skórę bez naruszania jej naturalnej bariery. Unikalna formuła preparatu, oparta na innowacyjnym połączeniu organicznego oleju konopnego z ekstraktem z korzenia lukrecji, wykazuje wysoką skuteczność w pielęgnacji skóry suchej, wrażliwej i atopowej. Organiczny olej konopny odbudowuje warstwę hydrolipidową naskórka, zapewniając jednocześnie skuteczne i długotrwałe nawilżenie (Omega 3-6-9). Ekstrakt z korzenia lukrecji łagodzi podrażnienia i eliminuje świąd. Gliceryna działa nawilżająco oraz ułatwia przenikanie składników aktywnych w głąb skóry. Pantenol przyspiesza procesy regeneracji naskórka. Witamina E chroni skórę przed niszczącym działaniem wolnych rodników. Płyn przywraca skórze komfort i ukojenie. Preparat przeznaczony do codziennej pielęgnacji skóry suchej, wrażliwej i atopowej.





MOJA OPINIA:

Pierwsze wrażenie po przetestowaniu jest bardzo pozytywne. Kosmetyk opakowany jest w plastikową tubę o pojemności 200 ml. Całość zamknięta jest w kartonowe opakowanie. Produkt ma postać przezroczystego, bezwonnego żelu o dość rzadkiej konsystencji. Żel nakładałam na gąbkę i już niewielka ilość wystarczyła, by pokryć kosmetykiem całe ciało. Z racji tego, że seria Atopis to produkty specjalistyczne i mają przede wszystkim za zadanie pomóc naszej problematycznej skórze, nie będę się rozpisywać jakoby używanie ich było czystą przyjemności. Na pewno uczucie, które towarzyszy myciu się produktem to ulga. W końcu nie podrażnia, a skóra nie piecze. Już po pierwszym użyciu poczułam różnicę miedzy żelem Atopis, a zwykłym kosmetykiem pielęgnacyjnym.  Przy dłuższym stosowaniu bagaż odczuć już jest większy i towarzyszą mu takie odczucia jak ukojenie, regeneracja i odpowiednia pielęgnacja. Po kąpieli skóra również jest mniej przesuszona i wrażliwa. Nie wysycha tak bardzo, bo podczas mycia poddawana jest już skutecznej pielęgnacji. Najbardziej podoba mi się jednak to, że kosmetyk nie zawiera barwników, parabenów... czyli jest całkowicie Free. Używając go mam pewność, że moja skóra dostaje to co najlepsze. 



NAWILŻAJĄCY BALSAM DO CIAŁA ATOPIS ULTRA BODY MOISTURIZER.




INFORMACJA ZE STRONY PRODUCENTA:

  • Delikatna formuła
  • Do codziennego stosowania
  • Nie zawiera drażniących substancji chemicznych (formaldehydów, SLS, SLES, silikonów)
  • Nie zawiera substancji zapachowych
  • Nie zawiera barwników
  • pH ~5,5
  • Główne składniki: Organiczny o lej konopny, Ekstrakt z korzenia lukrecji, Gliceryna, Alantoina.

Polecany do codziennej pielęgnacji i ochrony skóry suchej, wrażliwej i atopowej z tendencją do przesuszania się. Szybko się wchłania, nie pozostawiając na skórze i ubraniach tłustego filmu. Unikalna formuła balsamu, oparta na innowacyjnym połączeniu organicznego oleju konopnego z ekstraktem z korzenia lukrecji przywraca skórze naturalną fizjologiczną równowagę, optymalne nawilżenie i miękkość. Organiczny olej konopny odbudowuje powłokę hydrolipidową naskórka i uzupełnia uszkodzenia cementu międzykomórkowego zapobiegając transepidermalnej utracie wody (TEWL). Ekstrakt z korzenia lukrecji silnie wiąże wodę w naskórku, łagodzi podrażnienia i eliminuje świąd. Gliceryna nawilża skórę oraz ułatwia przenikanie składników aktywnych w głąb skóry. Alantoina chroni i regeneruje naskórek oraz działa przeciwzapalnie. Krem poprawia natłuszczenie i nawilżenie skóry. Preparat chroni przed nawracającymi objawami nasilonej suchości i szorstkości skóry.





MOJA OPINIA:

Lekka bezzapachowa formuła, delikatna konsystencja i brak tłustej warstwy po aplikacji produktu to czynniki, które wpłynęły głównie na moją opinię o nim. Jestem pozytywnie zaskoczona, gdyż używałam już nie jeden balsam do skóry atopowej i wszystkie były ciężkie, tłuste i trzeba było długo czekać, aż się wchłoną. Brudziły też ubrania i skóra się pod nimi strasznie pociła. Zdecydowanie mnie takie kosmetyki nie przekonywały. Tu jest inaczej. zaraz po kąpieli nakładam balsam Atopis na osuszoną skórę. Chwilę czekam, aż się wchłonie i mogę się ubierać. Moja skóra pokochała ten kosmetyk, bo takiej miękkości i gładkości dawno nie doświadczyła. A ja cieszę się razem z nią, ponieważ wszelkie suchości, wszelkie podrażnienia i problemy skórne już po okresie 3 tygodni zostały zredukowane do minimum. Suchy potwór jak na razie pojechał na wakacje. I może lepiej jak na nich zostanie. W moim domu suchego potwora już nie potrzebuję. A za to nastała era pięknej i gładkiej skóry.




Kosmetyki z serii Atopis testowałam przez okres 3 tygodni. Zanim zaczęłam ich używać, moja skóra była w fatalnym stanie. Przesuszona, piekąca, wrażliwa. Pojawiały się na niej drobne ranki, a na zmianę temperatury reagowała strasznymi fochami. Teraz po fochach śladów nie ma a ja cieszę się z takiego stanu rzeczy niezmiernie. Kosmetyki Atopis na pewno mogę polecić wszystkim osobom ze skórą wrażliwą, suchą czy atopową. Sprawdzają się w 100%, a ich aplikacja jest bezproblemowa. Może nie jest to pielęgnacja do jakiej my kobiety jesteśmy przyzwyczajone. Kosmetyki te bowiem nie pachną, ale swoje robią. A efekty widać już od pierwszego użycia.



Więcej informacji o produktach znajdziecie na stronie producenta http://atopis.pl/ , na którą Was serdecznie zapraszam.

zBLOGowani.pl

niedziela, 23 lipca 2017

Bebeauty-żel przeciw poceniu stóp i pumeks w kremie-recenzja kosmetyków

Bebeauty-żel przeciw poceniu stóp i pumeks w kremie-recenzja kosmetyków
Kosmetyczne perełki, czyli kosmetyki do pielęgnacji stóp z Biedronki.




Coraz więcej moich myśli kosmetycznych kręci się teraz wokół pielęgnacji stóp. Pogodę mamy jaką mamy i niestety nie wpływa ona korzystnie na stan naszych stóp i nasze samopoczucie z tym związane. W lecie uwielbiam chodzić boso. Po domu, ogrodzie, kostce, wszystko mi jedno. To zima jest czasem skarpetek i kapci, a latem stopy muszą " oddychać". Jest jedno "ale". Takie chodzenie boso nie wpływa korzystnie na stan naszej skóry, bo z racji bezpośredniego kontaktu z podłożem zaczyna się ona bronić i robi się sucha i twarda. Dlatego to latem zużywamy więcej kosmetyków pielęgnacyjnych by temu zaradzić. Dzisiejszy post będzie o ty, że nie trzeba wydawać milionów, by za całkiem nieduży grosz kupić świetne kosmetyki do pielęgnacji stóp, które latem mogą okazać się wybawieniem.


Marka Bebeauty dostępna jest w moich ukochanych sklepach Biedronka. Niektóre kosmetyki są w stałej ofercie marketu, inne w krótkich seriach są i nigdy nie wracają, a jeszcze inne są w sprzedażach czasowych. Mam na myśli to, że pojawiają się w ramach akcji organizowanych przez te sklepy. Bardzo często zdarza się także,  że podczas kolejnej akcji tego typu produkt powraca do sprzedaży, ale już w nowym opakowaniu. Można się w tym pogubić, ale taka jest właśnie polityka sklepów Biedronka i albo pogodzimy się z tym albo? Nie ma żadnego albo. Po prostu robimy zakupy na zapas.



Kosmetyki które chce Wam przedstawić to właśnie krótka czasowa akcja tego marketu. Pewnie do sprzedaży wrócą, ale kiedy? Nie wiadomo. Ja na szczęście znając te zasady obkupiłam się jak głupia. I choć teraz moje zapasy się kończą(został mi tylko jeden pumeks i jeden żel- wersja zużycia ok 80%, czyli dobroci zostało tylko 20 % opakowania) to uważam, ze warto napisać o nich notkę.


Pumeks w kremie do stóp. Koszt 2,99 zł. Miejsce zakupu- Biedronka.




Skutecznie usuwa zrogowacenia i zgrubienia naskórka, pozostawiając skórę gładką i nawilżoną.

Składniki aktywne zawarte w kosmetyku to :

-kwasy owocowe AHA-o właściwościach złuszczających i wygładzających

-naturalny gruboziarnisty peeling - o właściwościach ścierających

-lanolina- o właściwościach zmiękczających

Kosmetyk zamknięty jest w białej plastikowej tubce z zieloną nakrętką typu klik. Żeby było jasne, ten który mam obecnie ma taką kolorystykę. Używałam jeszcze dwóch poprzednich edycji i opakowania były inne(czasami bywa też pod nazwą peeling do stóp). Kosmetyk ma postać białego niezbyt gęstego kremu, o lekkim miętowym i trochę cytrusowym zapachu. W swoim składzie zawiera grube drobiny pumeksu w kolorze beżowo szarym. Te drobiny to cały sekret kremu. Osobiście nie używam czegoś takiego jak pumeks. Choć cenię sobie jego właściwości ścierające, to jednak tak leżący na wannie jest dla mnie siedliskiem wszelkiej bakteryjnej zarazy. Ale taki pumeks w kremie to cudeńko. Fantastycznie ściera i wygładza przesuszoną skórę na stopach, a przy okazji taki masaż działa relaksacyjne i odprężająco. Krem stosowany dwa razy w tygodniu na lekko zwilżoną skórę pozwoli przedłużyć czas od jednego pedicure do drugiego. Oczywiście kosmetyk podczas takiego zabiegu również stosuję, ale jest to też fajna opcja jako zabieg wspomagający.






Bebeauty żel przeciw poceniu stóp. Koszt 2,99 zł. Miejsce zakupu-Biedronka.



No i przechodzimy trochę do tematu tabu, czyli pocących się stóp. Kobiety do łazienki przecież nie chodzą i oczywiście stopy też im się nie pocą. W końcu jesteśmy idealne:):):):) Tak, tak oczywiście. Przez prawie całe swoje życie zawodowe w większości pracowałam z kobietami i wiem, że nogi im potrafią się pocić i to bardzo. Ale kobieta kobiecie potrafi być pomocna. Jak jedna czegoś nie odkryje to zrobi to druga. I tak drogą odkrywania został odkryty biedronkowy żel, który miał wyeliminować problem pocenia i brzydkiego zapachu. I to za niecałe 3 zł. Czy się sprawdził? Zacznijmy od początku. Sympatyczna biała, plastikowa tubka o pojemności 75 ml, kryje w sobie przezroczysty żel o zapachu szałwi lekarskiej i mentolu. Konsystencja niezbyt gęsta i bardzo przyjemna. Gdy nakładamy ów specyfik ( na czyste osuszone stopy) przez chwilę odczuwamy delikatne chłodzenie. Bardzo ważne jest to, by żel był nakładany w bardzo małych ilościach, gdyż jest wydajny. Szybko się również wchłania o ile z ilością nie przesadzimy. Nie należy również przesadzać, bo skóra się będzie kleić co niestety miałam nieprzyjemność doświadczyć.



Producent obiecuje nam skuteczne zapobieganie nadmiernej potliwości pozostawiając na skórze odświeżający zapach. Nadmiernie pocić się nie pocą, ale chodziło o eliminację brzydkich zapachów. A raczej zapobieganie powstawania tak owym. Czy żel za niecałe 3 złote pomaga ? A wiecie, że tak. Stosowałam dezodoranty, stosowałam kremy i nie osiągnęłam nawet w połowie tak dobrego efektu jak przy tym żelu. Stopy mi się pocą, ale już nie muszę po całym dniu pracy wstydzić się zdjąć butów. Jestem przekonana, że nie na każdego żel podziała tak samo. U mnie się sprawdził i gdy tylko zobaczę go znów w Biedronce, uzupełnię zapasy o kolejne kilka opakowań.




A wy macie swoje marketowe perełki, które okazały się hitem ?




















Żel chłodzący do stóp Fusswohl-opinia

Żel chłodzący do stóp Fusswohl-opinia



Chłodzi i koi....Latem nie potrzebuję nic więcej!




Jak myślicie bez czego nie można obyć się latem. Bez okularów? Bez słomkowego kapelusza? A może bez kremu z filtrem? W tych trzech przypadkach na pewno nie jedna z Was odpowie tak. Ja też się z tym zgadzam. W moim przypadku latem nie mogę obejść się jeszcze bez chłodzącego żelu do stóp. Szczególnie teraz gdy jestem już w zaawansowanej ciąży, ten kosmetyk to moje wybawienie. Odkryłam go na długo zanim zaszłam w ciążę. Szukałam kosmetyku, który ukoi latem moje spuchnięte i zmęczone stopy (mam stojącą pracę i z myślą o niej głównie szukałam ratunku dla stóp) i przyniesie mi natychmiastową ulgę. Wypróbowałam wiele kosmetyków chłodzących do stóp i ten okazał się najlepszy.




Strzałem w dziesiątkę okazała się Rossmannowska wersja chłodzącego żelu do stóp marki Fusswohl. Małe biało- zielone opakowanie z mnóstwem napisów na pierwszy "rzut oka" wzroku nie przyciąga. Ale w akcie desperacji człowiek sięga już po wszystko. Wchodzi zatem na to, że akty desperacji są potrzebne, skoro dzięki nim odkrywam takie perełki. Żel jak to żel konsystencję wiadomo jaką ma. Opakowany jest w 75 ml plastikową tubkę z zamknięciem typu klik. Gdy go otworzymy to już na wstępie obiecuje mocne chłodzenie, bowiem na trzy kilometry czuć mentol. Aż w oczy kuje, tak silny ma zapach. Producent oznajmia nam na opakowaniu, że żel jest połączeniem mentolu, kamfory i olejku miętowego. Ma chłodzić i koić zmęczone stopy. Czy to robi? Tak, tak, tak !!!! Jest to cudowny kosmetyk. Już po chwili od użycia ulga niesamowita.


A teraz na co działa? Na swoim przykładzie powiem Wam, że na wiele rzeczy. Daje natychmiastową ulgę i eliminuje uczucie ciężkości nóg. Mam duże problemy z spuchniętymi stopami. Nie tylko w ciąży, ale od zawsze. A po użyciu kosmetyku stopy stają się jakby lżejsze i choć opuchlizna wiadomo nie schodzi, to mimo niej jestem w stanie normalnie funkcjonować i tak bardzo już nie przeszkadza. Po drugie, latem bardzo często drętwieją mi stopy. Na to też pomaga. A co z uczuciem pieczenia? Mieliście tak kiedyś, że czuliście jakby ktoś Was wrzątkiem polewał po stopach? Ja tak mam. Nie cierpię tego i nienawidzę. Na to też żel pomaga i po chwili po pieczeniu śladu nie ma. Czy zatem skoro jest tak rewelacyjny kosztuje milion dolarów ? Otóż nie. Dałam za niego mniej niż 10 zł. Obecnie w aplikacji Rossmann kosztuje 4,69 zł w przecenie z 5,99 zł.


Jak używamy ? Na czyste stopy nakładając niewielką ilość kosmetyku. Wchłania się w kilka sekund i po chwili można już zakładać buty, czy chodzić boso po podłodze. Mimo tego, że ma postać żelu i zadanie chłodzące to dodatkowo pielęgnuje skórę. Po jego użyciu skóra jest miękka i nawilżona.
Ważne jest tylko by nie używać żelu na uszkodzoną skórę i uważać przy aplikacji, by kosmetyk nie dostał się do oczu. Przy takiej ilości mentolu to wcale się nie dziwię.
Polecam kosmetyk wszystkich osobom, które szukają natychmiastowej ulgi i chcą się pozbyć uczucia zmęczonych i ciężkich stóp. W moim mniemaniu wcale nie trzeba wydać miliona monet by być zadowolonym z kosmetyku. Takim przykładem jest właśnie żel chłodzący do stóp marki Fusswohl zakupiony w Rossmannie.



Macie jakieś fajne propozycje kosmetyków chłodzących do stóp? A może używacie tego żelu?
Zapraszam do komentowania....

sobota, 22 lipca 2017

Fruttini sorbet do ciała truskawka i karambola-opinia

Fruttini sorbet do ciała truskawka i karambola-opinia



Podróż w czasie, czyli zapomniany sorbet do ciała Fruttini.


Markę Fruttini kocham i podziwiam od zawsze. Czyli mniej więcej od momentu, gdy kupiłam ich krem do ciała o zapachu mlecznej pomarańczy. Ten zapach uwiódł mnie i obiecywał słodką rozkosz. O ile tego zapachu po sklepach było pełno na równi z zapachem wiśniowym, to na sorbet do ciała o zapachu słodkiej truskawki i karamboli trafiłam raz i to przypadkiem. Nie było siły, musiałam go mieć. Tym bardziej, że przez opakowanie widać konsystencję i kolor kosmetyku. A ma on postać gęstego różowo-pomarańczowego kiślu z migoczącymi drobinkami. Czyż nie brzmi uroczo? Na żywo wygląda przesłodko. Okazało się, że w internecie w owym czasie można było zakupić całą serię takich magicznych kosmetyków o przepięknym słodkim i uderzającym do głowy zapachu truskawki. Takie były nawet internetowe opinie. Zapach co prawda bardziej przypomina mi słodką poziomkę, ale przecież od poziomki do truskawki krótka droga więc niech będzie truskawka:)





Jak już wspomniałam, kosmetyk ma konsystencję kiślową, na szczęście nie lepką, a może nawet lepiej określić to mianem żelu. Jest na pewno inny od dotychczas stosowanych kosmetyków do pielęgnacji ciała. I dumna nazwa "sorbet" mówi sama za siebie. Zatem sorbetu bierzemy niedużą ilość i smarujemy nim ciało. Zaczynamy od niewielkiej ilości, ponieważ po pierwsze jest wydajny, po drugie zastosowany w nadmiarze będzie się długo wchłaniał i lepił na skórze. Przy niewielkiej ilości efekt jest zadowalający. Szybko się wchłania i skóra po chwili jest nawilżona i cudownie pachnąca.




Producent obiecuje nam wzmocnienie skóry oraz intensywną jej regenerację. Kosmetyk zawiera witaminy B3, B5, C i pantenol, a także magnez, potas i wapń. To wszystko ma za za zadanie sprawić, że nasza skóra będzie gładka, miękka i cudownie nawilżona. Dodatkowo orzeźwiające aromaty owoców mają dodawać energii i wigoru.



Ogólnie kosmetyk od pierwszego użycia skradł moje serce, a zmysły go pokochały. Ciało pachnie po nim bardzo, bardzo intensywnie owocowym koktajlem, a drobinki nadają skórze promienny wygląd. Szczególnie fajnie wygląda nasmarowana nim opalona skóra, bo oprócz podkreślanej opalenizny, nabiera ona również promiennego blasku. Wszystko byłoby cudownie gdyby nie to, że już od jakiegoś czasu nie widziałam kosmetyków Fruttini na półkach sklepowych. Jedynie internet mówi nam, że marka Fruttini ma nową szatę graficzną swoich kosmetyków i stacjonarnie ich nie zobaczymy. Bardzo tego żałuję, bo swego czasu były one kosmetycznym hitem, a ich zapachy rozkochiwały w sobie kobiety już od pierwszego użycia.




Nie pozostaje mi nic innego jak wizyta u naszych zagranicznych sąsiadów lub zakup nowej serii przez internet. Na razie się jeszcze waham, bo lubię jednak powąchać kosmetyk przed zakupem, niż w ciemno zamawiać przez internet.




Pamiętacie kosmetyki Fruttini? A może próbowaliście nowej serii? Mnie bardzo ciągnie do wersji arbuzowej i może kiedyś uda mi się przetestować.

środa, 12 lipca 2017

Beauty Line- urządzenie do pedicure-recenzja

Beauty Line- urządzenie do pedicure-recenzja



Biedronkowe urządzenie do pedicure-hit czy szit?





Dziś przychodzę do Was z recenzją Biedronkowego urządzenia do pedicure, które zakupił mi mój mąż. Wiedział, że wzdychałam bardzo do elektrycznego pilnika do stóp marki School, ale za prawie 200 zł nie pozwolę sobie go kupić. Biedronkowy pilnik kosztował całe 24,99 i jest marki Beauty Line, a jego zakup z racji tego został zaakceptowany. Jak wiecie, z wykształcenia jestem technikiem usług kosmetycznych. Mam także ukończony kurs manicure i pedicure i po żadnych zakładach kosmetycznych nie chodzę. O swoje stopy dbam sama w domu bo umiem i to lubię. Dlatego domowe urządzenie w formie elektrycznego pilnika bardzo ułatwiłoby mi pracę.






Urządzenie zapakowane było w mały czarny karton. Jego zawartość to elektryczny pilnik z plastikową nakładką zabezpieczającą, malutki pędzelek do usuwania pyłu i zanieczyszczeń z pilnika oraz baterie paluszki szt 2. Baterie wkłada się po przekręceniu końcówki i wyjęciu wkładu na baterie z urządzenia. Należy robić to delikatnie, bo przy mocnym szarpnięciu wszystko wylatuje na podłogę. System mało dopracowany moim zdaniem i trochę kłopotliwy w obsłudze, ale baterie tak zabezpieczone na pewno nie wypadną, nawet gdy pilnik spadnie nam niechcący na podłogę.






Urządzenie ma jeden stopień prędkości, który jak na mój gust jest trochę za wolny i przy nacisku do skóry niestety głowica zatrzymuje się. Ja wiem, że jest to urządzenie do użytku domowego, dla laików i nie może być szybkie jak profesjonalna frezarka, ale bez przesady. Taką prędkością to do jutra nic nie zetrę. Pilnik ma także wymienną głowicę, która jak się nam stępi to możemy ją wymienić na inną zakupioną oddzielnie. Zazwyczaj są pakowane one po 4 sztuki i przy zakupie urządzenia należy zakupić od razu także końcówki. Pilnik to urządzenie, które można kupić od czasu do czasu w Biedronce i nie jest w ciągłej sprzedaży więc żeby później nie było, że czegoś nie ma. Koszt takich wkładów jest taki sam jak urządzenia czyli 24, 99 zł . Czyli zestaw: pilnik i cztery wkłady mamy za kwotę ok 50 zł.






Przystępujemy zatem do zabiegu. Stopy należy wymoczyć w ciepłej wodzie z zmiękczającą solą do stóp. Jak naskórek już jest przygotowany, osuszamy go i do dzieła. Ściągamy nakładkę zabezpieczającą, włączamy urządzenie i przykładamy do skóry...






Powiem Wam tak....mam już wiele lat doświadczenia w zabiegach pedicure. Wykonywałam je sobie i wielu różnym osobom. Miałam do czynienia z różnymi stopami. Różną formą zaniedbania. Różnymi rodzajami naskórka. Mój z racji codziennej pielęgnacji nie jest tragiczny. Zero mega zgrubiałego, popękanego, twardego naskórka, tylko lekko zgrubiona skóra na piętach i palcach u stóp....Ale jakbym miała doprowadzić ten naskórek do stanu zadowalającego pilnikiem z Biedronki, robiłabym to chyba tydzień. To tak wolno chodzi. I tak muska naskórek, zamiast go ścierać. Cały naskórek ścieram zatem profesjonalną tarką do stóp, a tylko małe paluszki robię tym pilnikiem. Do tego on się nadaje perfekcyjnie, gdyż tarką jestem w stanie się poranić, a nim bardzo ładnie wygładzę sobie skórę właśnie na ostatnich małych palcach. Dobrze też nadaje się do wygładzania naskórka wałów około paznokciowych, gdzie skóra jest delikatniejsza i po wycinaniu skórek często zostają mi zadziorki. To wszystko tyczy się mojego prywatnego zabiegu pedicure. Nie używałam urządzenia u innych osób, bo szkoda mi czasu i nerwów. Jest  zatem przeznaczone tylko do mojej prywatnej dłubaniny.






Urządzenie do domowego pedicure firmy Beauty Line mogę Wam porównać do pilnika do pięt School, bo miałam przyjemność go wypróbować robiąc pedicure teściowej, która sobie taki zakupiła. Ma wersję standardową, niebieską z głowicą do ścierania mocno zaawansowanego naskórka. Czyli tą najmocniejszą. Pilnik School jest na pewno dużo dużo lepszy od tego Biedronkowego. Ściera naskórek dużo lepiej, ale szału nie ma. Nie wygląda to tak jak w reklamie telewizyjnej, gdzie urządzenie śmiga jak marzenie, a modelka po chwili ma nogi gładkie jak niemowlak. Co jest śmieszniejsze, bez uprzedniego rozmiękczenia naskórka, czyli zabieg był wykonywany na sucho.





Śmiałam się jak oglądałam tą reklamę, aż mnie bolał brzuch. Pilnik School kosztuje ok 180 zł, a wkład chyba z 80 zł. Ja nie wydałabym tych pieniędzy na to urządzenie. Przyznam się, że wypróbować wypróbowałam, ale szału nie ma, nic nie urywa, z zachwytu nie padam. Nie ma to jak profesjonalna tarka do stóp za 25 złotych i dobrze wymoczone nogi. U mnie jest 100 razy lepszy efekt niż po elektrycznych pilnikach.





Drogie Panie, jeśli macie stopy w opłakanym stanie, to wybieramy się na profesjonalny zabieg do kosmetyczki, która ma swoje sposoby na walkę z taki suchymi potworami. Ma też profesjonalną frezarkę i trochę starodawne urządzenie zwane Omegą, które pozbawi Was suchego, okropnego naskórka i odkryje piękno waszych stóp na nowo. Jeśli potrzebujecie dobrego urządzenia do domowego pedicure, a Wasze stopy są w stanie w miarę dobrym i wymagają zwykłej kosmetyki to kupcie sobie porządną tarkę i zaopatrzcie się w dobre kosmetyki do pielęgnacji stóp, a nie elektroniczny pilnik. Nie ważne jakiej firmy, bo wszystkie do użytku domowego są nie warte swoich cen i zawracania sobie nimi głowy....




Podsumowanie : fajny i ciekawy gadżet, który w moim przypadku dobrze sprawdza się przy pielęgnacji małych paluszków u stóp, bo miałam wiecznie problem by usunąć z nich suchy naskórek. Jednak jeśli chodzi o ścieranie naskórka z innych części stóp to sprawdza się kiepsko, bo ma bardzo słabą moc. Gdyby tą moc zwiększyć ok 3 krotnie, to pilnik Beauty Line mógłby być fajną alternatywą dla zwykłej domowej tarki. Ale z tą prędkością to sorry, ale tygodnia nie mam by pozbyć się suchego naskórka ze stóp.




Jak ktoś się chce przekonać, to proszę ale szału nie ma i na kolana nie powali z zachwytu. Ciekawy gadżet, ale raczej do pielęgnacji bezproblemowych stóp, którym przyda się tylko niewielka kosmetyka.

Ktoś z Was testował? Jakie wrażenie?

wtorek, 11 lipca 2017

Rival de Loop-szczoteczka do oczyszczania twarzy-opinia

Rival de Loop-szczoteczka do oczyszczania twarzy-opinia



Na celowniku Rival de Loop-szczoteczka do oczyszczania twarzy-czy warto?



Dzisiejszy post będzie o szczoteczce do twarzy. Na rynku dostępnych jest kilka modeli szczoteczek do oczyszczania twarzy. Długo zwlekałam z zakupem swojej pierwszej, gdyż ceny niektórych modeli przyprawiają o zawrót głowy i powodują palpitacje serca, więc sami rozumiecie. Ale są też takie modele, na które zwykły szary człowiek może sobie spokojnie cenowo pozwolić. Ale czy działają jak te drogie? Na pewno nie, tego jestem pewna. Czy zatem warto je wypróbować, spytacie? Ja zdecydowałam się właśnie na tańszy model szczoteczki do oczyszczania twarzy i w tym artykule chciałabym rozwiać wszystkie Wasze wątpliwości co do zakupu tańszych zamienników.



Jak już wspomniałam szczoteczka do twarzy za ok 800 zł jest poza zasięgiem mojego funduszu domowego( a tyle niestety kosztują marki premium), więc kierując się rządzą posiadania takiego urządzenia postanowiłam na tańszy model, mianowicie Rival de Loop. Urządzenie można zakupić praktycznie w każdym sklepie sieci Rossmann i kosztuje od 39,99 do 42,99 czyli w porównaniu do marki premium całe nic. Ale nie tylko cena zaważyła na zakupie szczoteczki. Kluczem było opakowanie, a raczej plastikowe etui, w które mamy owy produkt zapakowany. Etui jest dużym plusem, bo szczoteczka nie wala się później po szafce bez celu i nie brudzi się od kurzu czy innych brudów.





Szczoteczka zapakowana jest w nieduży karton, który mieści w sobie trzyczęściowe plastikowe etui. Oprócz szczoteczki mamy również wymienne końcówki, które gdy się już zużyją można dokupić oddzielnie za niedużą kwotę. Wymienne końcówki w zestawie są 4, po dwa rodzaje z każdej. Dwie miękkie końcówki, wykonane z przezroczystego plastiku przeznaczone są do skóry wrażliwej, natomiast te z białym plastikowym włosiem do skóry normalnej. Na kartonie widnieje napis, że szczoteczka przeznaczona jest do twarzy i ciała 360 stopni do oczyszczania i peelingu. Ale co ciekawe zestaw zawiera tylko końcówki do oczyszczania twarzy. Innych też nie można dokupić, więc chyba przy opisie fantazja kogoś poniosła za daleko. Zdecydowanie zatem jest to TYLKO szczoteczka do twarzy. Bynajmniej ja jej tylko do tego używam. W zestawie mamy również baterie, dwa standardowe paluszki AA. Jak widzicie przy kwocie ok 40 zł w zestawie jest całkiem dużo elementów, więc producent się pod tym kątem postarał. Całość ogólne wygląda całkiem fajnie, zachęcająco i solidnie.



Jeśli chodzi o wymianę baterii w urządzeniu, nie jest to żadną filozofią i każdy sobie z tym poradzi. Wystarczy delikatnie podważyć paznokciem wieczko i włożyć odpowiednio bateria. Nakładkę nakładamy z powrotem, lekko dociskamy i gotowe. Bałam się trochę, ze podczas używania szczoteczki wilgoć może dostać się do kieszonki na baterie, ale nic takiego się nie dzieje. Po włożeniu baterii urządzenie jest gotowe i można zacząć go używać. Ale zanim to nastąpiło, to umyłam ciepłą wodą z odrobiną żelu do mycia twarzy końcówkę, której miałam zamiar użyć. W końcu to twarz, a nie wiadomo, kto wcześniej tej końcówki dotykał...



Szczoteczka do twarzy ma jeden program prędkości i włączamy go za pomocą przesuwanego przycisku ON, który jest na grzbiecie urządzenia. Wyłączamy tak samo tylko w stronę napisu OFF. Nie można się pomylić:):):). Zanim przystąpimy do oczyszczania, buzię należy zwilżyć ciepłą wodą. Kosmetyk do mycia twarzy nakładam kolistymi ruchami w niewielkiej ilości na zwilżoną skórę twarzy. Nie dużo i nie obficie, bo podczas oczyszczania wytwarza się piana. Ja używam żelu do mycia twarzy Ziaja z serii liście Manuka i on najbardziej odpowiada mi w połączeniu ze szczoteczką. Żel ten nie pieni się aż tak bardzo jak inne, a wierzcie mi, że ta duża ilość piany przeszkadza w obsłudze urządzenia.



Pierwszy raz jak używałam szczoteczki, to nagminnie spadała mi końcówka, co było bardzo wkurzające, dlatego trzeba ją dobrze docisnąć zanim rozpoczniemy zabieg. Niestety ma ona tendencję do spadania podczas obrotu i nie wiem już czy to moja wina czy urządzenia. Jednak spada nie zawsze....



Szczoteczka jak wspomniałam ma jeden program, który wprawia końcówkę szczoteczki w ruch. Kręci się ona dookoła wydając przy tym bzyczący dźwięk. Końcówka szczoteczki nie obraca się jakoś niesamowicie szybko i przy mocniejszym przyciśnięciu do skóry zatrzymuje się. Nie ma też regulacji nacisku jak w produkcie za prawie 1000 zł, ale jakoś mnie to nie dziwi, a Was?






Cały zabieg czyszczenia twarzy polega na przesuwaniu szczoteczki, której końcówka pokryta jest żelem (w niedużej ilości przypominam) po twarzy, uważając przy tym na okolicę oczu. Bardzo ważne jest to i podkreśla to również producent, by nie trzymać głowicy szczoteczki za długo w jednym miejscu. Może to powodować podrażnienia naskórka. Powiem Wam, że mimo marnej prędkości, niskich obrotów i wydawać by się mogło używania kiepskiego urządzenia, szczoteczka daje wycisk skórze i na prawdę dokładnie ją oczyszcza. Mam skórę problematyczną, z rozszerzonymi porami, zaskórnikami i ogólnie tym całym szajsem, który towarzyszy skórze mieszanej i trądzikowej i jestem pod wielkim wrażeniem skuteczności produktu. Bardzo dobrze poradził sobie z zanieczyszczeniami i było widać na białych włoskach końcówki, że moja buzia przed zabiegiem nie była za czysta. A i zapomniałam dodać, że przed użyciem jej należy pozbyć się makijażu, ale to chyba logiczne. Moja buzia po zabiegu była zaczerwieniona, ale skóra nie piekła. Po zastosowaniu szczoteczki jeszcze raz umyłam buzię żelem, by na pewno domyć wszystkie niespodzianki, których z mojej skóry urządzenie się pozbyło. Teraz tylko ulubiony krem i spać. Ja używam jej wieczorem, bo nie lubię chodzić z czerwoną buzią. Uważam też, że mimo braku pieczenia, skóra po takim zabiegu jednak potrzebuje odpoczynku i regeneracji. Noc jest dlatego odpowiednią porą według mnie na taki zabieg.



Szczoteczkę kupiłam dobrze ponad rok temu i używałam jej już wielokrotnie. Z racji tego, że czasami wyskakują mi na twarzy paskudne niespodzianki, musiałam robić przerwy w używaniu urządzenia. Nie wolno, go używać na zaognione zmiany trądzikowe, krosty, stany zapalne, czy skórę z urazami czy mikrourazami. Nie wyciskamy też tego ca mamy na twarzy i nie robimy później zabiegu bo rezultat będzie opłakany w skutkach. Pamiętajcie, że przy ranach i urazach naskórka, używając szczoteczki, roznosimy zarazki i bakterie po całej twarzy. Szczoteczki można zatem używać przy cerze normalnej, tłustej i mieszanej z drobnymi zaskórnikami otwartymi, zamkniętymi, zapchanymi porami, czy by usunąć resztki makijażu i odświeżyć naskórek i przygotować do dalszych zabiegów. A działa doskonale, wierzcie mi. Nawet gdy dokonałam dokładnego (tak mi się wydawało ) demakijażu i zastosowałam później szczoteczkę, to i tak końcówka była lekko pomarańczowa od podkładu. Same zatem widzicie, że standardowe mycie twarzy nie wystarcza i trzeba się wspomagać takimi urządzeniami .



Po skończonym zabiegu nakładkę z urządzenia ściągamy i myjemy pod bieżącą wodą z dodatkiem żelu do mycia twarzy. Koniecznie trzeba ją osuszyć i można też zdezynfekować spirytusem, bądź środkiem do dezynfekcji narządzi czy skóry ( można kupić taki w aptece). Szczoteczkę osuszam papierowym ręcznikiem, a końcówkę na takim ręczniku pozostawiam do wyschnięcia poza futerałem szczoteczki. Należy pamiętać, by nie myć całego urządzenia pod bieżącą wodą, bo nie jest do tego przeznaczone. Nie wolno go też używać pod prysznicem bo nie jest wodoodporne.



Moje wrażenia z testowania szczoteczki są bardzo pozytywne. Jak na produkt o wartości ok 40 zł, to sprawdza się bardzo dobrze. Ma dwa rodzaje końcówek, wiec mamy wybór, którą w danej chwili użyjemy. Oczyszcza twarz ze wszystkich zanieczyszczeń, odblokowuje pory, odświeża, jest bardzo poręczna i wygodna w użyciu. Jest mała i świetnie leży w dłoni. Ma wygodne opakowanie, które jest łatwe do przenoszenia i przechowywania. Urządzenie działa na najzwyklejsze paluszki. Jest też łatwo dostępne, a wymienne końcówki można dostać bez problemu w każdym Rossmannie. Sprawdza się i zadowala użytkownika. Jest godne polecenia. Czy zatem warto wydać 800 zł na podobny produkt innej firmy, skoro urządzenie za 40 zł jest dobre? Przyznam szczerze, że nie wiem, bo tego drogiego nie testowałam. Jeśli będę miała dane przetestować, to na pewno wyrażę wtedy swoją opinię. Tym czasem cieszę się moją szczoteczką do oczyszczania twarzy Rival de Loop i zachęcam Was do jej wypróbowania, bo na prawdę warto.......







Kto testował? Koniecznie zostawcie info, jak wrażenia:)