niedziela, 7 października 2018

Mineral Correcting Make-up Base od Revers Cosmetics

Mineral Correcting Make-up Base od Revers Cosmetics

Witajcie Kochani.
Ostatnio na moim blogu jest dużo postów o makijażu. Był już makijaż oka, ust a i o rozświetlaniu twarzy też trochę napisałam. Dziś nie będzie o kolorach, a o podstawach makijażu. Co zrobić by skóra była dobrze przygotowana i makijaż trzymał się dłużej ? To proste. Należy użyć bazy pod makijaż. Ale jak ją wybrać? Należy przede wszystkim dobrać ją do stanu skóry. Dobrze dobrana baza pod makijaż to klucz do sukcesu. A sukcesem jest piękny makijaż bez poprawek przez cały dzień.

Na Instagramie pochwaliłam się Wam, że przyszła do mnie kolejna przesyłka od Revers Cosmetics. Moje poprzednie wpisy się podobały i dalej będę dla Was recenzować ich produkty. Pierwszym kosmetykiem, który chciałabym Wam przedstawić jest jak pewnie się domyślacie baza pod makijaż. W ofercie marki jest kilka baz i myślę, że wśród nich każdy znajdzie coś dla siebie. Ja do testów wybrałam sobie Korygujacą bazę Mineral Correcting Make up Base.


Correcting Make up Base to korygująca baza, która ma ukryć zaczerwienienia skóry, popękane naczynka i niedoskonałości. Po jej aplikacji skóra staje się gładka, a wszystkie mankamenty skóry mniej widoczne. Specjalnie użyłam słowa " mniej" gdyż ona nie tuszuje ich tak bardzo. Ale bardzo dobrze przygotowuje skórę i jest dobrym fundamentem, na którym podkład będzie się o wiele lepiej trzymał. Baza również ma za zadanie chronić skórę przed szkodliwym działaniem czynników zewnętrznych.


Kosmetyk zamknięty jest w bardzo wygodną plastikową tubkę w kolorze zielonym. Jestem tak przyzwyczajona, że idealne do mojej cery bazy są zawsze w zielonej wersji i od razu wiedziałam, że muszę ją mieć. Tubka ma plastikową nakrętkę. Szata graficzna jest prosta ale kosmetyk nie wygląda tandetnie. Myślę, że spokojnie mógłby leżeć koło produktów premium na półce sklepowej. Myślę, że to matowe opakowanie też mu nadaje takiej elegancji. Ale dość o tubce. Ważne jest to co w środku. A wewnątrz mamy zieloną bazę. Zaskoczeni? Ja nie byłam:) Zielone bazy są fajne, bo tuszują niedoskonałości skóry. A ta baza także to robi. Jej lekka konsystencja i to, że bardzo szybko wtapia się w skórą sprawiają, że bardzo się polubiłyśmy. O ile zawsze lubiłam pod bazę nałożyć mój ulubiony krem, by skóra była lepiej nawilżona, to tu tego robić nie muszę. Baza świetnie nawilża skórę. Nie obciąża jej. Nie zatyka porów. A makijaż wykonany przy jej użyciu jest trwalszy. Moja skóra choć problematyczna i często lubi się przetłuszczać bardziej niż powinna, to po użyciu bazy robi to rzadziej. Skóra nie przetłuszcza się już  bardzo i dłużej wytrzymuje bez błyszczenia i świecenia.



Revers Cosmetics jak zawsze czytają mi w myślach. Niedawno skoczyłam bazę pod makijaż i dostałam nową od nich. Do starej już nie wracam, bo ta bardzo przypadła mi do gustu:):)


PS Jedyny minusik jaki mogę dać tej bazie to jej zapach. Lekko sztuczny, gdy wąchamy ją bezpośrednio z tubki. Ale na skórze szybko na szczęście się on ulatnia.




Znacie bazy pod makijaż od Revers Cosmetics?




sobota, 6 października 2018

Holograficzne kredki do makijażu od MySecret -moje makijażowe odkrycie.

Holograficzne kredki do makijażu od MySecret -moje makijażowe odkrycie.


Hej Kochani! 
Znacie markę My Secret? Ja oczywiście nie znałam, dopóki nie otrzymałam ich produktów do makijażu do przetestowania. Wśród letnich nowości z paczki z drogerii Natura pierwsze produkt jakie testowałam to były Holograficzne cienie w kredce w 7 wystrzałowych kolorach. Marka My Secret jest ostatnią serią recenzji z letnich nowości, ale nie martwcie się, bo jeszcze kilka postów z zawartości paczki będzie. I przyszły już kolejne jesienne nowości, także o makijażu będę pisać jeszcze dużo. 




Cienie holograficzne w kredce od My Secret to dla mnie produkt nietuzinkowy. Gdy zobaczyłam z czym mam do czynienia, byłam bardzo podekscytowana. Kredki mają rewelacyjne kolory. Ale to nie wszystko. Są one bardzo mocno napigmentowane, a ich odcienie niezwykle intensywne. Jak na porządną holograficzną kredkę przystało mają w swoim składzie drobinki. Nie będę Was tu czarować. Nie jest to produkt dla każdego i na każdą okazję .






Holograficzne cienie w kredce to produkt jakże uniwersalny. Możecie wyczarować nim niezwykły makijaż oka- użyć go jako cienia lub kredki do oczu. Ale można pomalować nimi usta, a także użyć jako rozświetlacza. W wykorzystaniu tych kredek ograniczyć Was może tylko Wasza wyobraźnia.
Holograficzny cień w kredce to tak do końca nie jest kredka. Nie temperujemy, go a wykręcamy. Sam sztyft kredki jest dość gruby, więc nie wyczarujemy nim tej kreski cieniutkiej, ale mając tak produkt do wykorzystania kto ograniczałby się do cienkich kresek:):):)



Produkt ten występuje w 9 kolorach. W ofercie marki latem pojawiło się 6 nowych odcieni, które dołączyły do 3 z poprzedniego sezonu.


Ja testowałam 5 nowych odcieni czyli:


103 Lime

105 Purple

106 Cobalt

107 Teal

108 Olive Green

I dwa stare czyli 101 i 102





Przyznam się Wam szczerze, że nie wykorzystałam kredek inaczej niż jako produktu do robienia kresek na powiekach. Nie jestem też na tyle odważna by malować nimi usta. Myślę, że u mnie na wsi ludzie na ulicy by padli jakbym wyszła w takim makijażu. Ale jako kreska na powiece cień sprawdził się super. O ile kolory nowych odcieni kredek są dość twarde i aby uzyskać zadowalający efekt trzeba trochę mocniej przycisnąć produkt do skóry, o tyle kolory 101 i 102 są bardzo miękkie. Tu wystarczy delikatne muśnięcie i kreska wychodzi bardzo wyrazista. Starsze wersje kredek mają również jakby większe brokatowe drobinki przez co są bardziej błyszczące.

Wszystkie produkty są trwałe. Makijaż wykonany rano, wieczorem dalej był ok. Cienie zmywa się bardzo przyzwoicie płynem do demakijażu oczu. Musicie jednak przygotować się na błyszczące drobinki, które mimo zmywania dalej są obecne na naszej skórze. Takie uroki wszystkiego, co się świeci.




Jestem zachwycona holograficznymi cieniami w kredkach od My Secret. Kolory z letnich nowości bardziej podobają mi się od wcześniejszych wersji. Te odcienie są takie bardziej moje i czuję się w nich dużo lepiej. Lubię gdy w moim makijażu coś się dzieje. A te produkty są taką przepyszną wisienką na torcie wśród moich kosmetyków do makijażu i cieszę się, że mogłam je przetestować.







Co myślicie o takich cieniach?
























wtorek, 2 października 2018

Sensique Volume&Shine czyli nablyszczajace pomadki-recenzja

Sensique Volume&Shine czyli nablyszczajace pomadki-recenzja

Skandal. I to przez duże S. Skandalem jest to, że dopiero, gdy otrzymałam paczkę po brzegi wypełnioną letnimi nowościami od Drogerii Natura, to poznałam markę Sensique. Mogę Wam śmiało powiedzieć, że uwielbiam ich kosmetyki. Praktycznie wszystkie, które dostałam spełniły moje oczekiwania. W tym poście chciałabym Wam opisać ostatnie produkty od Sensuque, jakie znalazłam w przesyłce, a są to Nabłyszczające pomadki do ust Volume&Shine. Pomadki te są bardzo podobne do tych satynowych, które Wam już recenzowałam.



Opakowanie pomadek jest śliczne. Klasyczna pomadka zamknięta jest w srebrne plastikowe opakowanie, natomiast zatyczka jest w kolorze wiśniowym - półprzezroczystym. Mimo tego, że opakowanie jest plastikowe, to uważam, że wygląda bardzo elegancko. Pomadki zabezpieczone są od nowości naklejką i jest ona na tyle mocna, że musiałam użyć noża, by ją przeciąć. Tak jak w przypadku satynowych pomadek wspomniałam i tu również to podkreślę, nie należy się bardzo sugerować wzornikiem, bo kolory z niego bardzo odbiegają od tego, jak pomadka wygląda na żywo. Dlatego mam nadzieję, że w sklepie można skorzystać z testera.



Pomadki nabłyszczające, jak sama nazwa wskazuje, muszą błyszczeć. I błyszczą, ale mienią się także pięknie, ponieważ każda z nich zawiera w swoim składzie mieniące drobinki. Nie są to klasyczne pomadki nabłyszczające, a ich bardziej ugrzecznione siostry. Oprócz tego błysku warto również wspomnieć, że pomadki nie są mocno kryjące. Ich krycie jest półśrednie i wymagają kilku pociągnięć po wargach, by to półkrycie osiągnąć. Można oczywiście nałożyć ich mniej, wtedy efekt jest bardziej subtelny. Pomadki oprócz walorów estetycznych, świetnie pielęgnują usta. Choć należą one do letnich nowości Drogerii Natura, to uważam, że świetnie sprawdzą się również jesienną porą, gdzie sezon na, "usta w potrzebie " dopiero się zaczyna. Warto wspomnieć również o ich zapachu. Pachną melonem. Jedynie kolor 318, czyli Pink Fever nie ma zapachu. Wszystkie pozostałe pachną tak samo. Pomadki nabłyszczające zawierają również w swoim składzie nowoczesny składnik MAXI-LIP® zwiększającej objętość ust, jednak ja podczas stosowania ich tego nie doświadczyłam.






W ofercie marki jest 10 odcieni tych pomadek.

Ja testowałam 7 i były to następujące kolory :

303 Charnelle

304 Vibre

305 Natural Pout

311 More to love

312 Doin Good

314 Shine Pink

318 Pink Fever


Na uwagę zasługuje również to, że pomadki są bardzo proste w użyciu i nawet osoba, która ma dość wąskie usta, czy do tej pory miała kłopot z poprawną aplikacją takich produktów, poradzi sobie z nimi świetnie. Jeśli chodzi o trwałość. To szału nie ma. Ścierają/zjadają się równomiernie, ale na sam koniec pozostają mimo tego na ustach delikatne mieniące się drobinki.


Muszę Wam powiedzieć, że polubiłam te pomadki. Mimo tego, że nie są trwałe, to z przyjemnością ich używam, bo świetnie pielęgnują usta i mają bardzo ładne naturalne kolory, w których ostatnio się rozkochałam na nowo.

Cena regularna 12.99




Znacie te pomadki?





Stay With me czyli recenzja wodoodpornej maskary od Sensique

Stay With me czyli recenzja wodoodpornej maskary od Sensique


Czasami w życiu bywa tak, że nam coś nie pasuje. I choć byśmy bardzo chcieli i próbowali na wszystkie strony to zmienić, to się nie udaje. Dziś przychodzę do Was z recenzją maskary od Sensique, do której byłam nastawiona bardzo pozytywnie. Gdy tylko ją zobaczyłam, to pomyślałam : będę miała super tusz do rzęs. Opakowanie - świetne. Szczoteczka -świetna. I kolor jak najbardziej mój, czarny -idealny. Tak myślałam. I powiem Wam więcej....byłam o tym przekonana. Marka Sensuque bowiem jak dotąd zaskakiwała mnie samymi pozytywnymi produktami. Ale zacznijmy od początku...


Stay With Me Waterproof Mascara to według producenta wodoodporny tusz do rzęs, który optycznie pogrubia i wydłuża je. Zawiera prowitaminę B5 i naturalne woski i olejki. Opakowanie maskary jest cudowne. Srebrny i turkusowy kolor przechodzą w siebie i dodatkowo opakowanie jest błyszczące. Lubię ładne (i błyszczące) opakowania i to mi się szczególnie podoba. Przez chwilę myślałam, że ten tusz będzie kolorowy, ale okazał się klasycznym czarnym kolorkiem. Dodatkowo opakowanie (jak większość rzeczy tej marki) miało naklejkę zabezpieczającą. Te naklejki są super. bo widzę, że tusz jest nowy przynajmniej. Producent na opakowaniu zaznacza, że kosmetyk jest bezzapachowy, ale po otwarciu opakowania czuć jednak zapach dość intensywny. Jednak on bardzo szybko na zewnątrz wietrzeje i faktycznie po chwili go nie czuć.

Szczoteczka...Szczoteczka jest fajna. Jest klasyczna, czyli z włoskami, stożkowa, zwężająca się ku końcowi, ale nie jest to szczoteczka gruba. Kształt ma taki jaki lubię i chętnie wybieram. Włoski są też dość gęste.


Zanim przejdę do meritum sprawy, chcę byście wiedzieli, że obecnie stosuję odżywkę do rzęs, dzięki której mam je dość długie. Jest co malować i moje rzęsy fajnie współpracują nawet ze szczoteczkami maskar, których przed zastosowaniem odżywki nie mogłam używać. Były bowiem za krótkie (rzęsy oczywiście). Tu jest inaczej. Tusz w opakowaniu na pewno jest. Szczoteczka jest mokra, bo sprawdzałam na chusteczce, ale chyba coś jest nie tak z opakowaniem. Nie jestem w stanie pomalować się tym tuszem. Mieszałam już tą szczoteczkę w środku. I słychać, że tusz jest. Ale chyba ten otwór, przez który szczoteczka przechodzi i zbiera nadmiar tuszu jest za mały. Tego tuszu na niej zostaje bowiem znikoma ilość. A może to tuszu jest tak mało, tylko ja nie mogę ocenić, ile jest go tam faktycznie. Powiem wprost. Maluję i maluję, a moje rzęsy są niepomalowane. No dobra trochę są ale wierzcie mi, że jest to bardzo trochę. Po co mi maskara, która umaluje mi 3 włoski, a reszta będzie nie pomalowana? Nie wiem i nie podoba mi się to. Szkoda, bo sami widzicie, że pokładałam w tej masakrze wielkie nadzieje.

Maskarę znalazłam w pudelku letnich nowości od Drogerii Natura i jest to pierwszy kosmetyk, który zupełnie nie spełnił moich oczekiwań. Ale jak na tyle przetestowanych to myślę że i tak jest super.


Znacie tą maskarę?



czwartek, 27 września 2018

Sensique Satin Touch-nprzegląd satynowych pomadek z Drogerii Natura

Sensique Satin Touch-nprzegląd satynowych pomadek z Drogerii Natura



Matowe, błyszczące, a może takie pośrednie? Mocno kryjące, średnio, a może nadające tylko efekt muśnięcia? Jakie pomadki lubicie? Na rynku kosmetycznym jest tak duży wybór, że każda z nas może znaleźć coś dla siebie. Dzięki uprzejmości Drogerii Natura miałam przyjemność przetestować 7 atłasowych pomadek od Sensique i chciałabym Wam o nich dziś odpowiedzieć. 


Na stronie Drogerii Natura możemy przeczytać, że atłasowe pomadki do ust z odżywczym kompleksem ceramidowym, witaminami E i C oraz filtrami UV, doskonale regenerują i nawilżają usta nadając im piękny kolor. Na bazie najwyższej jakości naturalnych wosków oraz olejku rącznikowego bogatego w cenne NNKT, wzbogacone o liczne składniki odżywcze odżywiają, pielęgnują i chronią. Polecane również dla osób o cerze wrażliwej. 


Może zacznę od opakowania. Pomadka jest wykręcana, a jej opakowanie jest w kolorze srebrnym. Zatyczka jak widzicie na zdjęciu powyżej jest niebieska i półprzezroczysta. Całe opakowanie wykonane jest z plastiku, ale nie jest tandetne. Dla mnie pomadka wygląda na produkt bardzo luksusowy i widzę to w każdym kosmetyku Sensique, który testowałam. Opakowanie zabezpieczone jest naklejką, ale nie jest tak łatwo ją przerwać i musiałam użyć do tego noża. I pod tym względem super, bo w sklepie nikt nie będzie pomadek odkręcać i dotykać. Widziałam, że kobiety tak robią w sklepie i tego nie cierpię. Ale jestem bardzo ciekawa czy w sklepie jest tester i nie mam jak tego sprawdzić, bo do najbliższej Natury mam ok 50 km. Czemu myślę o teatrze, pewnie zapytacie. Otóż opakowanie pomadki jest półprzezroczyste i nie widać jak kolor prezentuje się na żywo. A zrobiłam porównanie pomadki z kolorami z opakowania i muszę Wam powiedzieć, że jest duża rozbieżność. Także mam nadzieję, że testery są. A jak nie to zrobiłam Wam zdjęcia dla porównania. 



Co do samych pomadek to muszę Wam powiedzieć, że jestem nimi zaskoczona. Miałam inne wyobrażenie o tych kosmetykach, ale pozytywnie mnie zaskoczyły. Pachną cudownie. Nigdy nie spotkałam się z tym by pomadka do ust tak pachniała. A zapach przypomina mi połączenie truskawki i wiśni. To jest taka mamba truskawkowo-wisniowa. Zapach jest cudowny. Kolejny plusem jest to, że oprócz efektu estetycznego pomadka pielęgnuje usta. Kochani ona zachowuje się na ustach jak pomadka ochronna. Cudownie je nawilża i odżywia. Nawet przez sekundę moje usta nie były suche gdy używałam tych cudeniek. 

Teraz kolory. Już wiecie, że różnią się od tych z wzornika na opakowaniu. Po wykręceniu wyglądają też na bardzo mocne. Ale są to raczej pomadki półkryjące. Tu za jednym pociągnięciem nie uzyskacie kolory marzeń i pełnego krycia. Kryją a i owszem, ale średnio. Za to są idealne dla osób, które nie umieją malować się mocno kryjącymi. Tu serio trzeba być mistrzem bycia niezdarnym, by nie umalować się nimi. One same malują. Nie trzeba się w to wczuwać. Kolory choć na pierwszy rzut oka wyglądają na mocne, na ustach wyglądają bardzo delikatne i jak na atłasową pomadkę przystało dają atłasowe wykończenie. Czyli krótko mówiąc trochę się iskrzą. Żeby nie powiedzieć błyszczą, bo nie są błyszczące, ale przez to, że mają malutkie drobinki, to ten połysk jest widoczny. Ale wszystko jest delikatne. Myślę, że śmiało można powiedzieć, że te kolory są codzienne, bynajmniej dla mnie. Co do trwałości, to szału nie ma. Pomadki ścierają się i zjadają bardzo równomiernie, także nie ma mowy o rozmazaniu czy o tym, że zostają kontury a środek jest pusty. O nie. One po prostu znikają z ust. Ale nie uważam w nich tego za wadę. I nawet mogę Wam powiedzieć, że za to je lubię. Bo one mają dawać mi frajdę ich noszenia i pielęgnować, a także ładnie wyglądać na ustach. A to, że szybko się ścierają? To nic. Zawsze mogę się szybciutko poprawić. Przecież to nie kłopot. Bardzo się z nimi polubiłam i wszystkie kolory takk mi się podobają na ustach, że nie umiem Wam powiedzieć, który jest najładniejszy.



Dostępne jest 10 kolorów:
  • 201 Pink Happy
  • 204 Rose Attraction
  • 210 Gala
  • 220 Make it Mauve
  • 225 Liberty
  • 227 Coral Peach
  • 230 Purple Class
  • 231 Chic nude
  • 232 Girly Coral
  • 233 Addicted Pink

Ja testowałam 7, które możecie zobaczyć na zdjęciu. 


Choć pomadki należą do letnich nowości Drogerii Natura, to uważam, że teraz gdy na dworze zrobiło się chłodniej, sprawdzą się również idealnie. Moje usta jesienią bardziej potrzebują ochrony i pielęgnacji, a te pomadki dadzą mi to wszystko plus pięknie pokryją moje usta kolorem. 

Cena 12.99



Jak Wam się podobają te pomadki?



wtorek, 25 września 2018

Kolorowe oko czyli przegląd metalicznych cieni od Sensique

Kolorowe oko czyli przegląd metalicznych cieni od Sensique


Kolorowe oko...
Brzmi zachęcająco? 
Nie wiem jak Wy, ale ja bardzo lubię eksperymentować z kolorem na powiekach. Mój makijaż musi być widoczny-to moja zasada numer jeden. Życie samo w sobie potrafi być szare i nieciekawe, dlatego nie ma co się ograniczać. Metaliczne cienie od Sensique, które znalazłam w przesyłce z Drogerii Natura, gdy wpadły w moje ręce, to odliczałam tylko czas, by je przetestować. 


Jeśli chodzi o metaliczne cienie to od zawsze królowały w moim makijażu, więc wiedziałam czego mogę się po nich spodziewać. I na pewno cieszyłam się z nich bardziej, niż jakbym dostała matowe.


Metaliczne cienie od Sensique pakowane są pojedynczo. Bardzo mi się to podoba, bowiem paletki choć fajne, to nie zawsze wszystkie kolory mi z nich pasują. Jeśli chodzi o opakowanie, to jest plastikowe, przezroczyste z srebrnymi napisami. Ma też bardzo dobrze zamknięcie. Wrzucam swój ulubiony kolor do kosmetyczki, bez obaw, że się nagle otworzy i pobrudzić wszystko i wszędzie. 




Jeśli już jesteśmy przy kolorach, to każdy znajdzie wśród propozycji marki Sensique coś dla siebie. Od jasnych prawie cielistych, po przepiękne i intensywne róże czy kolor chabrowy lub zielony. Do nakładania produktów używałam miękkiego pędzla. Cienie są dobrze napigmentowane. Kolory ładnie między sobą przechodzą jak i świetnie się je miesza. Nie osypują się podczas aplikacji i co najważniejsze są bardzo trwałe. Nakładałam je na podkład i puder ryżowy od tej samej marki i wytrzymały na powiekach cały dzień. Czy mogę Wam je polecić? Zdecydowanie tak. U mnie sprawdziły się rewelacyjnie.


Do testów dostałam 10 kolorów:

  • 221 Burned Beige
  • 222 Sapphire
  • 224 Golden Girl
  • 225 Rose Goled
  • 226 Pink Euphoria
  • 228 Burned Orange
  • 229 Golden Apricot
  • 230 Full Of Green
  • 231 Chameleon                            jestem zakochana po uszy w tym kolorze- to mój hit!
  • 232 Champagne Gold



Cena 10.99 za sztukę.



Jaki kolor wpadł Wam w oko?





SENSIQUE BŁYSZCZYKI ULTRA SHINY LIPS -recenzja

SENSIQUE BŁYSZCZYKI ULTRA SHINY LIPS -recenzja

Cukierkowo mi. Słodko mi. Różowo mi. I wiecie co? Lubię taki efekt na moich ustach. A Wy lubicie błyszczyki? Jeśli tak to koniecznie przeczytajcie moją dzisiejszą recenzję. Dzięki uprzejmości Drogerii Natura mogłam przetestować 4 błyszczyki od marki Sensique. Pudry, o których Wam pisałam w ostatnim poście są genialne. Dziś również końca zachwytów nie będzie. Do przetestowania dostałam bowiem błyszczyki dokładnie takie jak lubię. Słodkie, różowe, mieniące się, o cudownym zapachu i dające efekt przepięknie wyglądających ust, ale przy tym bardzo naturalny efekt. Ale zacznijmy po kolei. Błyszczyki wyglądają bardzo ekskluzywnie. Proste, przezroczyste opakowania, zakończone elegancką srebrną zakrętką. Również napisy na opakowaniu są w srebrnym kolorze. Bardzo podoba mi się, że każdy z błyszczyków zabezpieczony jest naklejką, dzięki czemu czemu mogę sprawdzić, czy nikt nie otwierał go wcześniej. Wielki ukłon za to dla marki.


Każdy z błyszczyków ma świetny aplikator. Jest to płaska szpatułka, bardzo giętka i pokryta przyjemnym w dotyku tworzywem. Kosmetykiem maluje się tak prosto, że nie trzeba nawet używać lusterka. Jak to, myślisz? Otóż błyszczyki są przezroczyste. Dają na ustach tylko efekt delikatnego kolorowego lśnienia. Choć w opakowaniu widać kolor, to na ustach wyglądają jak na błyszczyk przystało. Mienią się i dają bardzo pięknie wyglądające błyszczące efekty. W zależności czy wolisz mniej różowy czy bardziej różowy, taki wybierasz kolor, a on na Twoich ustach będzie wyglądał zawsze przepięknie.


Ja testowałam kolory :

  • 107 Icy Pink
  • 108 Magic Sparkle
  • 109 Nude Dream
  • 110 Lollipop
I ten ostatni jest moim zdecydowanym faworytem.



Marka Sensique oprócz kolorów różowych i mniej różowych ma również w swojej ofercie bardziej naturalne nudziaki. Oczywiście wszystkie mieniące się i pięknie błyszczące na ustach.
Ale to nie wszystko. Błyszczyki podczas noszenia cudownie nawilżają usta. A ich arbuzowo- melonowy smak sprawia, że użytkowanie błyszczyków należy do prawdziwych przyjemności.


Jeśli lubisz gdy Twoje usta się mienią, ale nie lubisz bardzo wyrazistych kolorów, to koniecznie sięgnij po SENSIQUE BŁYSZCZYK ULTRA SHINY LIPS. Miękkie, idealnie  nawilżone, a przy tym pięknie błyszczące usta to ich znak rozpoznawczy. Ja je pokochałam i dołączyły do grona moich ulubieńców. 

Cena 11.99


A Ty wypróbowałaś już błyszczyki od Sensique?