poniedziałek, 25 czerwca 2018

Dove Original Compressed Antiperspirant Deodorant -recenzja

Dove Original Compressed Antiperspirant Deodorant -recenzja
Mały nie znaczy gorszy


Czy jesteście w stanie uwierzyć, gdy ktoś Wam powie, że dostaniecie antyperspirant o pojemności 75 ml i starczy on Wam na tak samo długo jak taki o pojemności 150 ml? Nie? Dokładnie tak samo pomyślałam, gdy przeczytałam, że na portalu polki.pl można zgłosić się do testu takiego antyperspirantu. Dobry chwyt marketingowy? Dla mnie nie,bo trudno mi w to było uwierzyć. Bo kto normalny w to uwierzy? Ale człowiek to człowiek, ciekawski jest z natury. Nie uśnie jak nie sprawdzi. Ja do takich na pewno należę i postanowiłam się do tego testu zgłosić. Przetestujemy cudaka i zobaczymy z czym to się je.




Skoro czytacie ten tekst to już wiecie, że się udało i na pewno chcecie wiedzieć więcej na temat tego jak zmieścić 150 ml w opakowanie o pojemności 75 ml  . Nie możliwe? A jednak, bo marce Dove się to udało.


Dove Compressed Antiperspirant Deodorant to nowa linia antyperspirantów, które powstały w oparciu o nowoczesną technologię kompresji. Według producenta opakowanie o pojemności 75 ml ma nam wystarczyć na tak samo długo jak opakowanie o pojemności 150 ml. Ja testowałam wersję Dove Original . 



Antyperspirant Dove Compressed Original jak już wiecie jest niewielki bo ma tylko 75 ml. Poręczne opakowanie zmieści się do torebki, nie będzie przeszkadzać i dzięki temu zawsze możemy go mieć przy sobie i mamy więcej miejsca na inne babskie duperele. Tak jak inne antyperspiranty Dove zawiera 1/4 kremu nawilżającego, co wpływa kojąco na skórę. Nie dość, że kosmetyk chroni nas przed potem, to jeszcze pielęgnuje i nawilża skórę pod pachami. Spokojnie można używać go po depilacji i skóra nie szczypie i nie będzie podrażniona.
 

Gdy dostałam kosmetyk do testu, to byłam przekonana, że jest to identyczny antyperspirant jak ten o pojemności 150 ml, który kiedyś używałam. Absolutnie nie. Po pierwsze zapach jest jest inny. Ten pachnie jak klasyczna kostka myjący Dove czyli cudownie. Pachnie świeżością, a to w takim kosmetyku najważniejsze. Gdy rano popsikam pachy to wieczorem dalej ładnie pachnę i czuję się świeżo i pewnie. Nie ważne czy tego dnia nic nie robiłam czy zrobiłam trening, posprzątałam dom czy uprawiałam shoping w centrum handlowym (a to też rodzaj aktywności prawie sportowej). Używam kosmetyku już jakiś czas i na razie mnie nie zawiódł, a ten w wersji większej potrafił. Jeśli chodzi o ślady na ubraniach, to z antyperspirantami Dove nigdy nie miałam  takiego problemu, więc moje białe i czarne bluzeczki są dalej bezpieczne. Teraz przejdźmy do wydajności kosmetyku. Używam go cały czas, czyli już ze 3 tygodnie i psikam i psikam i psikam i końca nie widać. Cały czas jest jakby to powiedzieć...mhm... pełny. Myślę, że to dobre określenie.




Choć byłam przekonana, że ten mały antyperspirant jest tylko dobrym chwytem marketingowym, to teraz uważam, że Dove odwaliło kawał dobrej roboty i zrobiło fajny, zgrabny kosmetyk, który nie zagraca miejsca, fajnie pachnie, działa jak należy i do tego jest bardzo wydajny. Dla mnie rewelacja.


A Wy co myślicie?


piątek, 22 czerwca 2018

Owocowe Musy w Tubkach Bobovita- projekt TRND- podsumowanie udziału

Owocowe Musy w Tubkach Bobovita- projekt TRND- podsumowanie udziału
Owocowy projekt od TRND



Zanim na świecie pojawił się mój Syn przyznam szczerze, że nie bardzo zwracałam uwagę na skład deserów, które kupowałam dla siebie. Miały być smaczne. To nic, że zawierały tonę cukru czy miliard kalorii. Mi smakowały, a to było najważniejsze. Jak Dzitek się urodził tryb mama załączył się automatycznie czyli: kocham znaczy dbam i chcę dobrze. Tak to brzmi w skrócie. Ale skoro chcę dobrze to znaczy, że ważne jest również to co podaję mojemu dziecku do jedzenia. Każda rzecz ( choć oczywiście nie ma ich jeszcze dużo) musi mieć dobry skład. Co oznacza dobry skład? Jest to brak barwników i konserwantów i oczywiście tony cukru. Dzieci z natury są słodkie i dosładzać ich nie trzeba.  Dla mnie liczą się przede wszystkim składniki pochodzenia naturalnego ale i smak, więc gdy tylko Maluszek skończył 4 miesiące zaczęłam szukać dla niego smacznych produktów, ale z dobrym składem. 



Gdy zobaczyłam na stronie internetowej platformy testerskiej trnd, że mój Synek może przetestować (ma w tej chwili 8 miesięcy) musy owocowe w tubkach od Bobovity, to nie wahałam się ani chwili i zgłosiłam go do udziału w projekcie. Markę Bobovita znam. Mój Dzitek testował już warzywka i owoce w słoiczkach, a także gotowe obiadki, z których byłam bardzo zadowolona. 

Co wiemy o owocowych musach w tubkach od Bobovity?

Na pewno to, że są zrobione tylko z naturalnych składników. Analizując skład nie natrafiłam na polepszacze smaku, konserwantów, sztuczne barwniki czy wszechobecny wszędzie cukier. Znalazłam za to przepyszne owoce, które sama uwielbiam jeść i to w kompozycjach, w których ja sama bym ich nie połączyła, bo bym za to nie wpadła. Ale Bobovita to zrobiła i dzięki temu powstały pyszne owocowe przekąski, które dzieciaki mogą wcinać bez obaw. 

Co jeszcze podoba mi się w produkcie. Na pewno to, że jego opakowanie jest przezroczyste. Już na etapie zakupu mogę podejrzeć co tam producent zapakował do środka. Myślę, że wiele mam takie opakowanie przekona do zakupu. Samo opakowanie, czyli tubka z wygodną nakrętką to też super pomysł. Mój Syn ma 8 miesięcy więc karmię go łyżeczką, ale starsze dzieciaki będą miały frajdę z jedzenia z takiej tubki. Sama wiem po sobie jak sprawia to przyjemność , bowiem można kupić podobne produkty dla dorosłych. Bardzo lubię wysysać produkt z takiego opakowania. Super przekąska, zdrowa i na szybko. Bez łyżeczek (w przypadku starszych dzieci), miseczek czy kombinowania. Tubka sprawdzi się w każdych warunkach bez obaw, że coś np się stłucze. Jest też bardzo wygodna na spacerze, placu zabaw czy podróży. 
Musy Owocowe w tubkach, to również świetny sposób na naukę samodzielnego jedzenia, bez obawy, że dziecko może zrobić sobie nimi krzywdę. 



Paczce ambasadora znalazłam 6 musów owocowych do wypróbowania i zrecenzowania 

*1 x Nowy mus owocowy BoboVita banan i jabłko z truskawką i kiwi
*1 x Nowy mus owocowy BoboVita jabłko z mango i pomarańczą
*1 x Nowy mus owocowy BoboVita owoce leśne z bananem i jogurtem naturalnym 
*1 x Mus owocowy BoboVita banan z mango i mlekiem kokosowym
*1 x Mus owocowy BoboVita truskawki i wiśnie z bananem
*1 x Mus owocowy BoboVita jagody i jabłka z bananem

oraz Przewodnik projektu trnd, pełen przydatnych wskazówek i informacji. 




Podsumowanie :

Uważam, że to była świetna kampania. Moje dziecko polubiło wszystkie smaki owocowych musów i ciężko byłoby mi teraz powiedzieć, który smak był najlepszy. Wszystkie były przepyszne i oczywiście bardzo zdrowe, a to najważniejsze w produktach dla dzieci. Czy po kampanii będziemy je kupować? Na pewno tak, bo uważam, że to produkt godny polecenia.




Co myślicie o musach w tubkach? Przekonuje Was taki rodzaj przekąski dla dzieci?

niedziela, 17 czerwca 2018

Fotoksiążka Printu- recenzja

Fotoksiążka Printu- recenzja
Fotoksiążka- wspomnienia na kartkach papieru



Odkąd urodził się mój Syn, staram się każdego dnia robić mu zdjęcia czy nagrywać filmy z jego udziałem. Czas tak szybko szybko leci, a jego upływ najbardziej widać po tym jak dzieci szybko rosną, więc staram się jak najwięcej momentów uchwycić na fotografiach. Choć nie jestem profesjonalnym fotografem, a moje niektóre zdjęcia pozostawiają wiele do życzenia, to są piękną pamiątką którą mój Syn będzie mógł kiedyś pokazać swoim dzieciom. Ja mam w domu albumy z mojego dzieciństwa i lubię czasami sobie powspominać. Ale w dobie komputerów i internetu większość zdjęć przechowujemy na dyskach, a stare poczciwe albumy odchodzą do lamusa. Przyznam się Wam szczerze, że moje dziecko również nie ma albumu ze zdjęciami i postanowiłam to zmienić. Długo zastanawiałam się nad formą albumu który chciałam wykonać. Przeglądając internet w poszukiwaniu inspiracji trafiłam na informacje o fotoksiążce i o tym jak pięknie można uwiecznić wspomnienia na kartkach papieru. Fotoksiążka to cudowna pamiątka. Nie jest to zwykły album ze zdjęciami. To piękna historia czy kawałek naszego życia zapisana w formie zdjęć i tekstu na papierze. Cudownie jest później usiąść w fotelu z kubkiem gorącego kakao i wziąć do ręki taką fotoksiążkę by powspominać.







Firma Printu, bo to ich wybrałam i dzięki nim miałam możliwość wykonać swoją pierwszą fotoksiążkę okazała się strzałem w dziesiątkę, jeśli chodzi o wykonawców tego typu albumów. I wiecie co? Już planuję zrobić następne, bo tak mi się to spodobało. Czy za pierwszym razem jest trudno? Zanim przystąpiłam do dzieła chwilę zajęło mi zapoznanie się z kreatorem. Powiem krótko : skoro ja sobie poradziłam to Wy na pewno to zrobicie. Trzeba tylko uważnie czytać opisy. Nie będę Wam pisać krok po kroku jak zrobić Fotoksiążkę gdyż osoba, która projektowała stronę internetową Printu spełniła swoje zadanie w 100%. Znajdziecie tam wszelkie informacje, które będą Wam potrzebne do stworzenia swojego artystycznego dzieła. A jeśli jesteście takim beztalenciem (niestety :() jak ja, jeśli chodzi o projektowanie, to macie do wyboru aż 186 pięknych szablonów, w które możecie tylko powklejać zdjęcia i robota gotowa. Wystarczy kliknąć na dany szablon i będziecie mieli możliwość zobaczyć jak wygląda gotowa fotoksiążka wykonana przy jego użyciu. Jeśli jednak lubicie dodać coś od siebie to także macie tu na to szansę, bowiem każdy szablon można zmodyfikować tak, by projekt spełniał Wasze oczekiwania. Jak już wspomniałam chciałam wykonać Synkowi jego własną fotoksiążkę i skorzystałam z szablonu dziecięcego. Najbardziej spodobał mi się szablon LOVE, który delikatnie zmodyfikowałam. 







Co do samych zdjęć, które będziecie używać, to nie muszą one być zapisane na komputerze, na którym będziecie tworzyć projekt, bowiem możecie je bezpośrednio załadować ze swoich social mediów. Większość zdjęć, które chciałam użyć były na moim koncie Google i tu niestety nie można się podłączyć. Ściągnęłam więc je na komputer i potem załadowałam do edytora. Natomiast praca w samym edytorze Printu to już jest świetna zabawa i choć byłam trochę zła, że edytor nie działa na smartfonie, to teraz tego nie żałuję. Na komputerze jest przecież wygodniej i dużo rzeczy bym na telefonie zrobić nie mogła więc jest ok. Fotoksiażka przyjechała do mnie dokładnie 7 dnia od złożenia zamówienia, więc moim zdaniem szybko. Czy jestem zadowolona? Tak, choć myślałam, że zdjęcia będą trochę lepszej jakości. Dokładnie chodzi i o ostrość zdjęć. Nie są one tak wyraźne jakbym sobie tego życzyła ( nie wszystkie), ale już wiem jaka była tego przyczyna. W edytorze istnieje opcja dostosowywania zdjęcia do okienka /ramki i jak zaczęłam się tym bawić, to rozszerzałam czy zmniejszyłam zdjęcia przez co mogły stracić one swą ostrość. Moje zdjęcia nie są profesjonalne i robione wszystkie były telefonem. Niektóre były przepuszczone też przez filtry czy ściągnięte z Instagrama co również mogło odbić się na ich jakości, choć mogło mi się wydawać, że będą mimo tego świetnie wyglądać również na papierze. Wybrałam dodatkowo papier matowy i zastanawiam się teraz czy jakbym wybrała błyszczący to zdjęcia wyglądałyby lepiej? Musicie zwrócić na to wszystko uwagę gdy będziecie projektować swoją fotoksiażkę, bowiem nie zawsze to co jest super w komputerze będzie wyglądać równie rewelacyjnie gdy się to wydrukuje. 




Korzystając z okazji chciałabym Wam powiedzieć, że według mnie fotoksiążka nie musi być tylko albumem dziecięcym. Różnorodny wybór szablonów sprawia, że możecie wykonać ją na prezent dla koleżanki, babci, dziadka czy partnera. Może być świetną pamiątką z chrztu czy komunii świętej. Bardzo podobają mi się również fotoksiażki ślubne. Wyglądają przepięknie. Jak ja brałam ślub to nie słyszałam o czymś takim jak fotoksiażka. Gdybym wiedziała, że coś takiego istnieje, to  bo chętnie wykorzystała ten pomysł i zrobiła taki prezent naszym rodzicom, by im na naszym weselu podziękować. Tak kochani, fotoksiażka jest fantastyczną propozycją prezentu jako podziękowania dla rodziców . My z mężem mieliśmy bardzo duży problem, co kupić naszym rodzicom. Stanęło oczywiście na koszach prezentowych czyli tak jak się robi zazwyczaj. Teraz zrobiłabym inaczej i na pewno wykonałabym im taki prezent bo jest przepiękny i robiony od serca. Zresztą sami zerknijcie  i przekonajcie się, że mówię prawdę:)








Jeśli podoba się Wam moja fotoksiażka to koniecznie zajrzyjcie na stronę internetową Printu. Różnorodność projektów, bardzo ciekawy edytor i świetnie skonstruowana strona internetowa na pewno pozwolą Wam wyczarować z Waszych zdjęć przepiękne fotoksiążki, które będą cudowną pamiątką lub idealnym prezentem dla bliskich.


A Wy macie już swoją fotoksiążkę?


































Depilator Braun Silk-épil 5 5/880 SensoSmart- recenzja

Depilator Braun Silk-épil 5 5/880 SensoSmart- recenzja
Depilator- czyli domowa depilacja


Od wielu lat, a dokładnie od 12 używam depilatora. To urządzenie jest mi tak potrzebne, że nie wyobrażam sobie, by mogło go u mnie zabraknąć. Mój depilator marki Braun, jak go kupowałam był hitem sezonu. I jakże ułatwił mi depilację i w końcu mogłam zrezygnować z wosku. Nie znoszę używać wosku, więc była to dla mnie ulga. To nic, że wtedy depilator cały czas musiał być podłączony do kontaktu. To nic, że trzeba było używać go z dala od wszelakich cieczy. To nic, że czasami uszczypnął, a depilacja nim ZAWSZE była bolesna. Miałam depilator i byłam z tego dumna. Nie zrezygnowałam oczywiście z maszynek, bo depilator nie radzi sobie z każdym włosem. Ale zabieg wykonany na nogach, pachach czy wzgórku łonowym pozwalał mi ograniczyć golenie tych miejsc i dawał mi spokój na co najmniej dwa tygodnie. 






I tak dzielnie radziłam sobie przez 12 lat. Technologia szła do przodu, ale mój Braun Silk-épil eversoft był ze mną i działał bez zarzutu. Czy planowałam go wymienić? Jakby padł ze starości, to tak, bo podejrzewam, że jego wartość rynkowa to teraz może ze 2 zł. Więc nawet bym go nie naprawiała (kupiłam go za 99 zł, co przy moich zarobkach w tamtych czasach było dla mnie dużą rozrzutnością) i kupiłabym sobie drugi.





Choć mój depilator ma się nadal świetnie, to portal wizaz.pl postanowił obdarować mnie nowym sprzętem, co bym zaznała trochę nowości. 

I tak w moje ręce wpadł depilator Braun Silc-épil 5 i choć nie jest to najnowsza propozycja rynkowa marki, to za żadne skarby świata go już nie oddam. Dla mnie to jak przejście z epoki kamienia łupanego na dworskie salony. 
Chcecie wiedzieć czym tak bardzo zachwycił mnie mój nowy sprzęt? Czytajcie dalej.....






Kobiecie do szczęścia wiele nie potrzeba. Może to być nowa szminka czy nowe buty. A może to być równie dobrze nowy depilator:):):):) Zdecydowanie nie z tym zgodzę. 

Depilator Braun Silk-épil 5 5/880 SensoSmart to bezprzewodowy zestaw do depilacji na mokro i sucho dla początkujących- czytamy w opisie produktu. Ja początkująca co prawda nie jestem, ale wierzcie mi musiałam nauczyć się go obsługiwać. Czy jest trudno? Nie. Ale jest inaczej w porównaniu do starego modelu. 


Zestaw do depilacji dla początkujących Braun Depilator Silk-épil 5, do stosowania na mokro i na sucho, usuwa krótkie włoski, których nie wychwytuje wosk, zapewniając długotrwałe uczucie gładkiej skóry aż do 4 tygodni tak mnie czaruje producent. Ale już na początku mojej opinii nie mogę się z tym zgodzić. U mnie niestety włosy rosną bardzo szybko i po 2 tygodniach już mam pierwsze włoski, które muszę ogolić maszynką Nie golę ich kolejny raz depilatorem, bo wtedy te kolejne nie rosną równo. U mnie niestety taka zabawa jest z tym depilowaniem Ale faktycznie kolejny zabieg depilatorem wykonam po ok 3.5-4 tygodni od poprzedniego.
W tym modelu zachwyca mnie to, że mogę go używać również na mokro. Kiedyś było to nie do pomyślenia, a dziś....używam urządzenie elektryczne, jest ono w pełni wodoodporne i mogę używać go w kąpieli czy pod prysznicem.


Depilator ma dwa tryby prędkości i w pełni naładowany (a zawsze baterię należy rozładować i dopiero naładować ponownie) powinien działać pół godziny. To trochę krótko uważam ale nie można mieć wszystkiego przecież.



Producent zachowała go jako produkt idealny dla nowych użytkowników, gdyż wyposażony jest on w innowacyjną technologię SensoSmart, która wspomaga proces depilacji przy odpowiedniej sile nacisku, usuwając jeszcze więcej włosków za jednym pociągnięciem. Takie to trochę nie logiczne i trzeba chwilę się zastanowić by to zrozumieć, bo nie dokładnie tym jest według mnie SensoSmart. Ale już Wam tłumaczę. SensoSmart to taki czujnik nacisku. Pisałam Wam wyżej, że mój stary depilator szczypał. Ten Was nie uszczypnie, bo ma regulator nacisku. Depilator nie zdąży uszczypnąć, bo się zatrzyma, usłyszycie wrr i zapali się mu czerwona lampka. Po chwili działa już znów. Sprawdziłam. Najpierw się przestraszyłam, bo nie było to zamierzone, a potem sobie przypomniałam, że faktycznie on ma ten SensoSmart i to on mnie uratował przed uszczypnięciem. Rewelacja. Wychodzi na to, że możemy bez obaw docisnąć go do skóry i wyrywać te malutkie włoski, a gdy zrobimy to za mocno, to nic nam się nie stanie. Cała tajemnica SensoSmart. Prawda, że lepiej to wytłumaczyłam niż producent?



W zestawie oprócz depilatora znalazłam również ładowarkę, instrukcję obsługi, woreczek do przechowywania depilatora i akcesoriów oraz 4 wymienne końcówki, a także pędzelek do czyszczenia.












W moim modelu w zestawie były 4 wymienne nasadki.




Najbardziej podstawowa nasadka czyli do maksymalnego kontaktu ze skórą. Opływowa, plastikowa pozwalającą na jak najdokładniejsze uchwycenie rosnących włosków. W moim starym depilatorze to ona była jedyną końcówką i nie bardzo miałam jak tam poszaleć, więc cieszę się, że tu mam okazję.







Nasadka masująca o wysokiej częstotliwości wyposażona w dwie rolki masujące to druga nasadka. Jedna jest z przodu druga z tylu. Nasadka jest ruchoma, dzięki czemu idealnie dopasowuje się do skóry. Rolki jak jadą po skórze to drapią ją. Jest to dziwne uczucie. Nie boli, ale jest to podobne to tego jakby ktoś drapał skórę małą szczoteczką z plastikowym sztywnym włosiem. Podczas depilacji uczucie to skutecznie odwraca uwagę od bólu jaki towarzyszy jej zazwyczaj. Dla mnie to najlepsze końcówka z całego zestawu.

Przy bliższej analizie mogę Wam powiedzieć, że rolka masująca to nic innego jak drucik i mamy na niego nałożone pierścienie: okrągłe i takie przypominające gwiazdki z dziurką w środku. To wszystko podczas przesuwania się po skórze obraca się stąd efekt masażu.





Nasadka dla początkujących czyli osób zaczynających swoją przygodę z depilatorem. Jest tak jak nasadka masująca nasadką ruchomą, dzięki czemu depilacja jest dużo wygodniejsza i można dotrzeć w trudno dostępne miejsca. Z przodu ma gumowe wypustki (ale nie wiem do czego służą) a z tyłu wyposażona jest w maszynkę do golenia. Tu chciałabym zatrzymać się trochę dłużej, bowiem byłam bardzo zaskoczona tą końcówką. 

*Według opisu na stronie internetowej producenta jest ona przeznaczona do depilacji wrażliwych miejsc i tych bardzo bolesnych jak pachy czy bikini. Z jednej strony jest to bardzo ciekawe rozwiązanie, bo to czego nie wydepilujemy, bo na jest za krótkie, to możemy zawsze zgolić i to przy jednym zabiegu. Ale z drugiej strony jest to końcówka jednorazowego użytku. Nie ma możliwości wymienić ostrza maszynki do golenia z nasadki. 


Nie wiem jak Wy ale ja maszynek do golenia do takich części ciała jak pachy czy bikini używam jednorazowych, czyli jak nazwa wskazuje, po jednym użyciu idą do kosza. Do nóg mam tylko taką, którą mogę używać kilka razy, oczywiście po każdym użyciu jest dezynfekowana. Pachy i bikini to po pierwsze bardzo wrażliwe miejsca, po drugie i tu bardziej tyczy się bikini nie powinno się używać ponownie tej samej maszynki po jakimś czasie, bo roznosimy bakterie. Ja boję się infekcji intymnych i bardzo dbam o to, by tego nie robić. Dla mnie taka nasadka więc po użyciu w okolicy bikini (gdzie zazwyczaj dochodzi u mnie do uszkodzenia skóry czyli zacinam się mówiąc potocznie) jest to wyrzucenia. A to trochę niepraktyczne. 

Ale.....

*Według instrukcji obsługi dołączonej do depilatora jest to nasadka, która została zaprojektowana tylko do użytku na mokro na nogach. Podczas stosowania tej nasadki należy zawsze używać pianki do golenia lub żelu. Nasadka ma być stosowana, przez osoby, które nigdy nie stosowały depilatora w celu przyzwyczajenia się skóry do nowej sytuacji. W początkowej fazie użytkowania należy raz w tygodniu przez pierwsze 4 tygodnie używać tej nasadki, by skóra się przyzwyczaiła, a potem można już używać  np nasadki masujące. Co do kwestii higieny to nasadka może być używana 12 razy lub krócej jeśli będzie widać już po niej ślady zużycia. Nową nasadkę można kupić przez internet i z tego co widziałam kosztuje ok 34 zł

I ta druga opcja by miała sens i brzmi całkiem logicznie. Pierwsza mnie nie przekonuje, więc ktoś tu dał plamę jeśli chodzi o informacje dla użytkowników.



I ostatnia czyli nasadka do szczególnie wrażliwych miejsc, np: na twarzy. Bardzo fajny pomysł dla ludzi którzy się na to odważą. Ja osobiście nie zrobiłabym sobie depilacji twarzy depilatorem. Po pierwsze nie potrzebuję depilować twarzy, a po drugie bałabym się, że coś sobie zrobię.
 Z tą nasadką jest taki problem, że pasuje ona tylko na nasadkę gdzie jest maszynka do golenia. Czyli nakładamy dwie na głowicę depilatora. O ile tą można umyć i bez problemu zdezynfekować, to tę z maszynką do golenia już nie.
No i teraz przyjmijmy pierwszą opcję (ze strony internetowej) czyli to, że nasadka  z maszynką do golenia jest do pach i bikini....Więc najpierw golę bikini, a potem nakładam drugą nasadkę i golę twarz? Czy na odwrót ? Coś mi w tym nie pasuje. Ktoś kto to projektował zdecydowanie nie przemyślał całej tej sytuacji.
Natomiast druga opcja czyli golimy nogi (wielokrotnie)(z użyciem żelu- czyli oblepiamy maszynkę) i potem mimo tego, że umyliśmy nasadkę z maszynką do golenia to dalej jest TĄ od nóg. Więc na TĘ nasadkę nakładamy drugą i golimy twarz? Wiecie o co chodzi? Pomieszanie z poplątaniem. Ja nie wiem jak mam to skomentować także wybaczcie.







Podsumowanie:

Depilator jest świetny. Skutecznie i prawie bezboleśnie (dzięki nasadce masującej) usuwa nawet najkrótsze włoski. Dla mnie fenomenem jest czujnik nacisku SensoSmart, który bardzo ułatwia mi depilację oraz to, że depilator jest w 100% wodoodporny. Co do samych nasadek, to tak jak pisałam wyżej, dwie pierwsze czyli ta podstawowa i do masażu są super natomiast do miejsc wrażliwych i ta z maszynką do golenia to fajny pomysł ale sprawa higieny nie jest tu dobrze rozwiązana. Nasadka z maszynką do golenia to produkt dla mnie jednorazowego użytku. A przecież nikt nie kupuje depilatora za tyle kasy by wyrzucić zaraz jedną nasadkę i przez to nie  móc korzystać z drugiej.






Jestem bardzo zadowolona, że mogłam przetestować depilator marki Braun. Mój stary depilator choć jeszcze działa to wysłałam go  już na emeryturę, a jego miejsce zastąpiło to cudeńko.

A teraz coś dla humoru. Lubicie misie? Ja bardzo, ale Tylko jako naszywki na ubraniach. Na nogach misia nie potrzebuję, więc mam na to rozwiązanie:) Chyba już wiecie jakie:)





Na moim profilu na Instargamie w wyróżnionych relacjach z Instastory macie filmiki, gdzie pokazuję jak działa depilator. Odnośnik do Instagrama jest na górze strony głównej Zapraszam!!!

Co myślicie o tym depilatorze?




























poniedziałek, 11 czerwca 2018

Ambasadorka LPM Kampania rozświetlający rytuał-podsumowanie

Ambasadorka LPM Kampania rozświetlający rytuał-podsumowanie


Rozświetlający rytuał




Uwielbiam Kampanie Ambasadorki Le Petit Marseillais . Brałam już udział w kilku i za każdym razem byłam zachwycona. Tym razem zawartość paczki przeszła moje najśmielsze oczekiwania. 3 pełnowymiarowe kosmetyki i próbki dla przyjaciółek. A wszystko to o urzekającym zapachu moreli. Jedna z najlepszych paczek jakie dostałam. A miałam już kilka o czym na pewno wiecie. 







W paczce Ambasadorki znalazłam :

Pielęgnujacy olejek do mycia Rozświetlenie z olejkiem morelowym i olejkiem z płatków róż.


250 ml płynnego szczęścia. Idealny na upalne dni. Zmywa ze skóry cały brud i kurz, jaki na niej osiada. Ale nie tylko...Podczas mycia zmyjesz również wszystkie troski, a Twoje ciało będzie zrelaksowane jak nigdy dotąd. Łagodnie myje i pielęgnuje. Już odrobina nałożona na dłoń czy gąbkę pozwoli pokryć nim całe ciało. Dobrze się pieni i łatwo spłukuje, a delikatny aromat moreli i płatków róż pozwoli Ci się poczuć jak w rajskim ogrodzie. Ten żel pod prysznic choć odkryty niedawno, jest moim zdecydowanym faworytem wśród letnich wersji żeli pod prysznic. Olejek ma bardzo wygodne opakowanie z zamknięciem typu klik. Butelka jest plastikowa i płaska co sprawia, że wygodnie leży w dłoni. Bardzo podoba mi się szata graficzna butelki. Jest elegancka i kusi swoją zmysłowością. Jednak Ci z Was, którzy lubią długo pachnieć po kąpieli zapachem ulubionego żelu, w tym przypadku się rozczarują. Zapach olejku jest delikatny i bardzo nietrwały. Mi to akurat nie przeszkadza. 

Dezodorant pielęgnujący Delikatność Olejek morelowy i olejek z szałwi.


Nie jestem fanką takich dezodorantów. Czyli jakich pytacie? Mam swoje dwa ulubione antyperspiranty i jestem ich zawsze pewna. Boję się kombinować by nie zaskoczyć się negatywnie. Chodzi mi o ochronę przed potem i brzydkim zapachem. Ten kosmetyk wypróbowałam pierwszy raz gdy szłam z dzieckiem na spacer. Jeśli zawiedzie to nikt nie będzie czuł, pomyślałam. Ale nie zawiódł. Dezodorant ba bardzo ładny słodki zapach. Nie przypomina ani zapachu szałwii ani moreli. Ja w nim czuję odrobinę wanilii,ale nie umiem powiedzieć co jeszcze mi przypomina. Czy działa? Może nie jest tak skuteczny jak mój pewniak, ale na spacerze podczas 30 stopni dał radę. Dawał i później podczas wysiłku fizycznego. Butelka ma 200 ml. Jest wysoka i smukła, a także posiada korek zabezpieczający spray. Ogólnie nie ma się do czego przyczepić, jednak zdecydowanie wolę żele pod prysznic i balsamy tej marki.

I teraz zdecydowanie najlepsza zawartość paczki Ambasadorki...

Mleczko nawilżające Rozświetlenie Olejek perłowy, biała lilia i masa perłowa.


 To najlepszy balsam rozświetlający jaki miałam. Opaliłam sobie już ręce, choć zazwyczaj całe lato jestem biała jak ściana. I na tej opaleniźnie balsam prezentuje się cudownie. Błyszczy i rozświetla skórę. A opalenizna jest bardzo dobrze podkreślona. Wygląda to wspaniałe. Bardzo podoba mi się to, że mleczko ma pompkę. To mój ulubiony rodzaj butelek. Nie trzeba nic odkręcić i kombinować. Naciskam pompkę i po kłopocie. Mleczko bardzo dobrze nawilża i pielęgnuje skórę. Nie jest gęste ani też rzadkie. Szybko się wchłania i nie pozostawia lepkiej warstwy na skórze dlatego śmiało możecie go używać latem. Możecie a nawet powinniście, bowiem chować pięknie rozświetloną skórę zamiast ją pokazywać jest zdecydowanie bez sensu. Opakowanie ma 250ml . 




W moje paczce Ambasadorki znalazły się również próbki mleczka rozświetlającego. U mnie było 13 próbek. Świetna sprawa i podkreślam to zawsze przy każdej kampanii. Jeśli mam rekomendować produkt znajomym to muszę im coś dać. Nie będę gadać przecież na sucho. Próbki rozdanie. Koleżanki zadowolone. Opinie zebrane i przedstawione w raportach. Zostało mi jeszcze jedno zadanie do wykonania i będę mogła wtedy powiedzieć, że to była bardzo udana kampania. A tym czasem polecam Wam bardzo serdecznie kosmetyki z serii Rozświetlający rytuał. Jak wypróbujecie to przyznacie mi rację, że to świetne produkty. Jestem tego pewna. 









Kto z Was bierze ze mną udział w kampanii?