piątek, 31 sierpnia 2018

Mleczko intensywnie nawilżające Hyalurogel od Mixa- recnzja

Mleczko intensywnie nawilżające Hyalurogel od Mixa- recnzja

W ostatnim czasie panuje wśród firm kosmetycznych bardzo ciekawy trend, by robić linie kosmetyczne z kwasem hialuronowym. Gdy zaczynałam swoją przygodę z kosmetyką w studium, które skończyłam, to o kwasie hialuronowym mówiło się pod kątem medycyny estetycznej, a w kosmetykach było go mniej. W tym roku zauważyłam, że modne stały się całe linie kosmetyków z tym składnikiem, które mają za zadanie doskonale nawilżyć i nawodnić naszą skórę. I choć nie podążam ślepo za trendami, to nie byłabym sobą, gdybym nie sprawdziła dwóch najpopularniejszych linii kosmetyków drogeryjnych oferujących właśnie takie kosmetyki. O produktach jednej marki, które testowałam w ramach kampanii pisałam Wam TU natomiast teraz recenzji doczekał się inny kosmetyk, innej marki, który również miałam przyjemność dostać do testów. Klub Testerek Mixa, bo właśnie tam zgłosiłam się do testów, tym razem ofiarował możliwość przetestowania nowego balsamu nawilżającego z serii Hyalurogel.



Mleczko intensywnie nawilżające Hyalurogel, to kosmetyk, który zawiera w swoim składzie kwas hialuronowy pochodzenia naturalnego, co bardzo przypadło mi do gustu. Skóra już po pierwszej aplikacji bowiem jest intensywnie dzięki niemu nawilżona. Jest także bardziej elastyczna, miękka i odzyskuje komfort, jakiego od dawna jej brakowało. Wszelkiego rodzaju dyskomfort jakim jest ciągnięcie, suchość, szorstkość, uczucie pieczenia czy nawet świąd charakterystyczny dla bardzo suchej skóry znikają.




 Moja skóra nigdy nie miała większych problemów z suchością, jednak gdy urodziłam dziecko to wszystko się zmieniło i jest niestety na opak. W ciąży będąc używałam balsamu Mixa do skóry bardzo suchej i byłam w nim zakochana, więc teraz z przyjemnością sięgnęłam po mocno nawilżające mleczko Hyalutogel w nadziei, że mój "suchy potwór" zazna ukojenia. Latem lubię stosować lekkie kosmetyki nawilżające, które nie zapychają porów, a produkt mimo tego, że pielęgnuje, to pozwala skórze oddychać. To mleczko jest idealne na lato. Lekka formuła, dość rzadka konsystencja i błyskawiczne wchłanianie (rekomendacja producenta to 10 i jest to czas idealny:)) sprawiają, że chętnie sięgam po ten kosmetyk nie tylko wieczorem po kąpieli, ale również w ciągu dnia. Nie boję się tłustej skóry, zatkanych porów czy nadmiernego pocenia. Nie boję się tłustych plam na ubraniach, czy lepkiej warstwy na skórze. Nie muszę, bowiem producent zadbał o to, bym mogła się tylko cieszyć z efektów jakie mleczko daje, a nie przejmować się niedogodnościami. W końcu za niedogodności konsument nie płaci. Płaci natomiast za jakość i zadowolenie. A moje zadowolenie jest 100 procentowe.



 Kochani z takich dużych plusów mleczka, to jeszcze chciałabym wspomnieć o opakowaniu. Duża plastikowa butelka o pojemności 400 ml czyli jest ekonomiczne. Ale ma również coś, co ja uwielbiam, czyli pompkę. Pompka w kosmetykach to najlepsze rozwiązanie. Szybka aplikacja, bez kręcenia, otwierania, zamykania czy przekręcania. Naciskam pompkę dwa razy i już po chwili mogę poczuć czym jest dogłębne nawilżenie i ukojenie dla mojej skóry. I ostatni to zapach. Zanim otworzyłam mleczko, to myślałam, że będzie bardzo intensywnie pachnieć. Tu się pomyliłam. Pachnie świeżością, ładnie ale bardzo delikatnie. I to mi się w mleczku tym niezmiernie podoba. Latem bardzo lubię używać słodkie mgiełki zapachowe do ciała, ale zawsze miałam problem, bo z moim balsamem tworzyły misz masz zapachowy. Tu absolutnie nie mam tego problemu, bowiem zapach jest niezwykle subtelny i nie miesza się z moją ulubioną mgiełką. Teraz gdy piszę tę opinię, to moje ciało właśnie doświadcza rozkoszy głębokiego nawilżenia, gdyż niedawno posmarowałam je mleczkiem. Mogę Wam tylko życzyć byście przy najbliższych zakupach wybrali właśnie ten kosmetyk i doświadczyli tego co ja na własnej skórze. A wierzcie mi, że na prawdę warto. Polecam:)



Dziękuję Mixa za możliwość przetestowania mleczka intensywnie nawilżającego Hyalurogel. To była dla mnie czysta przyjemność móc być Waszą testerką w Klubie Testetek Mixa .




A WY Kochani macie swój ulubiony letni balsam? Bo ten na pewno dołączył do grona moich ulubieńców i będę po niego chętnie sięgać.











niedziela, 26 sierpnia 2018

Perfumowana Mgiełka do ciała BODY MIST BLUE LAGOON od Revers Cosmetics

Perfumowana Mgiełka do ciała BODY MIST  BLUE LAGOON od Revers Cosmetics



Uwielbiam piękne zapachy. Nie ważne czy to kosmetyki, czy perfumy, a może zwykły odświeżacz powietrza...zapach, który wybieram musi mnie zachwycać od pierwszej chwili. Gdy tego nie zrobi, to może być tak, że nie polubimy się już później. W mój gust zapachowy trafić jest ciężko. Nie wszystko mi pasuje, a lista zapachów nie pasujących jest dłuższa niż te, które pokochałam. Gdy w paczce od Revers Cosmetics  znalazłam mgiełkę zapachową, to byłam bardzo ciekawa, na która listę zapachów ona trafi. To nie jest tak, że nie mogłam wybrać sobie zapachu. Marka bardzo dba o to by produkt, który dostaniemy do testu nam pasował, bo wiadomo że takie opinie są wtedy najlepsze. Ale po opisie na stronie ciężko jest wyobrazić sobie zapach. Ja bynajmniej tego nie umiem. Paczka przyszła. Zapach wypróbowany i dziś chciałabym Wam o nim trochę opowiedzieć.






Perfumowana Mgiełka do ciała BODY MIST
BLUE LAGOON Freesia & Delicate Daisy


Poczuj orzeźwiający powiew morskiej bryzy, która przeniesie Cię na gorące, tropikalne plaże.....Czytamy na stronie producenta. Czyli już czytając sam opis jesteśmy w Niebie Odświeżająca mgiełka do ciała nadaje skórze delikatny zapach frezji, oraz soczystych cytrusów połączonych z zielonym jabłkiem i kiwi. Wyraźnie wyczuwalne nuty morskie zapewniają przyjemny efekt ukojenia skóry. Idealnie sprawdzi się latem, przynosząc odświeżenie i przyjemny chłód.

NUTY GŁOWY: Cytrusy, Zielone Jabłko, Kiwi

NUTY SERCA: Frezja, Nuty Morskie, Magnolia

NUTY BAZY: Brzoskwinia, Drewno Bursztynowe, Białe Piżmo 






Mgiełka zamknięta jest poręcznej plastikowej butelce o pojemności 210 ml. Mimo tego, że butelka jest wykonana z plastiku, to wygada bardzo elegancko. Dodatkowo zabezpieczona jest korkiem, by można było bez obaw nosić ją w torebce. 

Ja do testów dostałam wersję Blue Lagoon i to ją wybrałam po opisie spośród innych propozycji zapachowych marki. Liczyłam na to, że to będzie zapach świeżej morskiej bryzy, który przybliży mi choć trochę moje ukochane morze. I pod tym kątem się zawiodłam. Zapach bowiem jest zdecydowanie inny niż sobie wyobrażałam. Nie przybliżył mi morza nawet o centymetr, ale dzięki niemu poznałam bardzo ciekawą kompozycję zapachową. Zapach jest ładny, słodki i nienachalny. Choć wąchając go z butelki miałam wrażenie, że może być dla mnie zbyt duszący, to rozpylony na ciele jest bardzo przyjemny. W połączeniu z zapachem mojej skóry twarzy bardzo miłą kompozycję zapachową dla mnie. Mgiełka jest idealnym produktem do odświeżenia się w upalne dni. Po aplikacji mgiełki na skórę ma się od razu wrażenie delikatnego ochłodzenia. A patent z włożeniem mgiełki na chwilę do lodówki jest genialny. Przeczytałam o nim na stronie producenta i stosuję go regularnie, szczególnie teraz gdy jest tak upalnie. 


Ale niech Was nie zwiedzie opis, że to tylko mgiełka do ciała. Można ją używać również do odświeżenia powietrza czy pościeli. Szczególnie ten ostatni sposób bardzo przypadł mi do gustu i chętnie go stosuję. Co do trwałości to ja mam problem z ocenieniem tego, bowiem mi zamach szybko ucieka i po krótkim czasie już go nie czuję. Za to dość długo czuł go na mnie mój mąż i to on powiedział, że mgiełka jest trwała i co najważniejsze ładnie pachnie. A skoro ładnie i trwale, to znaczy, że mgiełka zdała swój egzamin i mogę Wam ją polecić. 


Znacie mgiełki od Revers Cosmetics?








Podkład Ideal Cover od Revers Cosmetics-recenzja

Podkład Ideal Cover od Revers Cosmetics-recenzja

Jakiś czas temu przyszła do mnie bardzo fajna paczka z kosmetykami Revers Cosmetics. Ta marka to dla mnie nowość i nie mogłam doczekać się, kiedy będę mogła wypróbować te kosmetyki. Choć minęło mało czasu, to dziś chciałabym Wam opowiedzieć o pierwszym kosmetyku z przesyłki. Są takie kosmetyki, których nie trzeba testować nie wiadomo ile, bo już po kilku użyciach jesteśmy w stanie perfekcyjnie określić czy kosmetyk jest wart zainteresowania. Jednym z takich produktów jest podkład do twarzy. Marka Revers Cosmetics dba o swoje testerki i mogłam wybrać sobie rodzaj podkładu oraz kolor. Wszystko tak bym była zadowolona. Nigdy nie widziałam tych podkładów w sklepach i w mojej miejscowości również na próżno ich szukać. Podkład wybrałam po opisie, natomiast kolor musiałam dopasować z wzornika na stronie internetowej. Mój wybór padł na Ideal Cover w kolorze nr 07. 




Mam bardzo dużo problemy by w realu dobrać sobie odpowiedni odcień podkładu i zawsze muszę prosić o to doradcę w sklepie. Tym trudniej jest dobrać odcień przez internet gdy tak na prawdę ma się świadomość, że większość stron bardzo przekłamuje kolory. Tym większe było moje zaskoczenie, gdy wypróbowałam mój nowy podkład. Kolor dobrałam sobie idealnie. Jestem tym zachwycona, bo nie ma nawet niewielkiej różnicy w kolorze podkładu i mojej skóry. Na zdjęciu jest kropla podkładu, a pod spodem ta jaśniejsza plama, to to jak wygląda na skórze. Na twarzy mam jaśniejszą skórę niż na dłoniach, więc nie bójcie się, że jednak jest może za jasny. 





Ideal Cover to długotrwały podkład silnie kryjący do każdego typu cery. Kremowa formuła idealnie kryje wszelkie niedoskonałości skóry, także blizny potrądzikowe, znamiona, przebarwienia oraz widoczne naczynka i rozszerzone pory. Zapewnia naturalny efekt makijażu. Posiada filtr ochronny SPF.




Taki opis kosmetyku możemy przeczytać na stronie producenta. Czyli co? Idealny podkład dla mnie. Byłam bardzo ciekawa czy moja trądzikowa skóra się z nim polubi i czy faktycznie tak dobrze kryje jak obiecują. Mam dużo przebarwień i blizn potrądzikowych. Mam także kilka pękniętych naczynek i dość mocno rozszerzone pory. I muszę Wam przyznać, że kosmetyk się sprawdził u mnie idealnie. Świetnie kryje to co ma ukryć i wyrównuje koloryt. Nie tworzy efektu maski i świetnie współgra z moim ulubionym pudrem matującym w kamieniu. Nie waży się na skórze nawet podczas wysokich temperaturach i nie powoduje u mnie nagłego wysypu niedoskonałości. Bardzo zwracam uwagę na to ostatnie, bowiem zdarza mi się to często, że wieczorem gdy zmywam makijaż widzę, że na mojej twarzy jest więcej niedoskonałości niż rano. Tu tego nie ma pierwszy raz od dość dawna. Podczas pierwszego użycia nie przypadł mi do gustu zapach podkładu. Kojarzył mi się z zapachem starej pudernicy. Ale po kilku użyciach chyba przestałam zwracać na niego uwagę, gdyż bardzo szybko się on ulatnia po aplikacji na skórze. Na szczęście! Mały minusik też za pompkę bo moja trochę się zacina i przez to wyciska się trochę za dużo kosmetyku. Nie mogę jej wyczuć. Ciężko strasznie chodzi. Dziwna sprawa. Ale nie ma co narzekać, bowiem podkład jest super. Wymalowałam się nim nawet na chrzciny mojego dziecka. A wiecie jak to jest. Jego ręce nie raz przejechały mi po twarzy, a podkład pozostał tam gdzie trzeba:):):)








Podkład zamknięty jest w prostokątnej szklanej butelce o pojemności 30 ml. Dozownik jak wspomniałam jest w formie pompki, która zabezpieczona jest plastikowym korkiem. Cena tego podkładu wynosi mniej niż 20 zł i zależy od sklepu. Co tu więcej pisać.....świetny podkład za świetne pieniądze czyli to co najbardziej lubię i śmiało mogę go Wam polecić. 






Znacie ten podkład?


sobota, 25 sierpnia 2018

Tient Idole Ultra Wear od Lancome-recenzja

Tient Idole Ultra Wear od Lancome-recenzja



Cześć. Siedzę sobie właśnie na blogu i się zastanawiam nad kolejną recenzją dla Was. I wiecie do jakiego wniosku doszłam? Dawno nie zrecenzowałam nic z Klubu Recenzentki portalu Wizaz.pl. Ostatni post był prawie dwa miesiące temu. To aż dziwne, bo myślałam, że dużo tam testuję. Ale teraz dostałam bardzo dużo rzeczy i od rana do nocy je wszystkie testuję, by Wam o nich opowiadać. Dobrze,że jeszcze jestem w domu, to mam czas w dzień, bo inaczej chyba bym musiała to robić w nocy:):):)





Ostatnio w Klubie Recenzentki można było testować podkład Lancome Teint Idole Ultra Wear. Nakłamałam trochę w ankiecie zgłoszeniowej, bo tam było pytanie czy się używa takich drogich kosmetyków. Ja zaznaczyłam, że używam choć nie jest to do końca prawda. Bardzo chciałam sprawdzić czy warto jest wydać kupę forsy na podkład i zobaczyć czemu jest on tyle wart. W Sephorze kosztuje on 195 zł i muszę się Wam się przyznać, że nie używałam dotąd tak drogiego podkładu. Mój najdroższy kosztował 69 zł. Do testów nie dostałyśmy pełnowymiarowego produktu tylko próbki. Przydział był taki, że każda z testerek dostawała próbkę 5 ml (w regulaminie było, że 10 ml, ale niech im tam będzie) w kolorze 03 Beige Diaphane i mogłyśmy wybrać sobie próbkę o pojemności 10 ml w wybranym przez siebie kolorze. Ja wybrałam kolor 024 Beige Vanille.






Kolor z przydziału to była tubka, natomiast kolor, który wybrałam ja to buteleczka z wygodnym aplikatorem. Jeśli chodzi o kolory to są odrobinę nietrafione. 03 Beige Diaphane jest ciut za ciemny, natomiast 024 Beige Vanille minimalnie za jasny. Ale nie ma tego złego , co by na dobre nie wyszło ,bowiem to ten sam kosmetyk, więc przy nakładaniu go mieszam oba kolory i wyszedł mi kolor idealny. Mimo tego, że to ten sam podkład, to jestem trochę zdziwiona, że ma dwa różne zapachy. W Beige Vanille bardzo wyraźnie z opakowania czuć alkohol, jednak przy aplikacji na skórę już jego zapach się gdzieś gubi. Jakoś nie zarejestrowałam po chwili żadnego zapachu na skórze. Natomiast kolor Beige Diaphane czyli próbka z przydziału, ma dość wyraźny perfumowany zapach i tu alkohol czuć również, ale nie jest on już tak intensywny. Jeśli chodzi o efekt jaki podkłady dają na skórze, to jest on taki sam, więc opiszę go jako całość. Kochani jestem pod bardzo dużym wrażeniem tego kosmetyku. Nałożyłam go na twarz rano, a tego dnia było dość ciepło. Sprzątałam, pracowałam, ugotowałam obiad czyli ogólnie się zmęczyłam i nie próżnowałam. A mój makijaż w tym czasie wyglądał super. Wielokrotnie już Wam mówiłam w moich recenzjach, że mam trądzik, a moja buzia jest niezwykle humorzasta. Zazwyczaj wybieram podkłady mocno kryjące by ukryć niedoskonałości. Tu mamy lekką konsystencję, podkład jest dość rzadki i nie jest to rodzaj podkładu, który jest określany jako mocno kryjący. Ale jak on pięknie wygląda na skórze. Jak pięknie kryje niedoskonałości. Jak cudownie stapia się ze skórą i nadaje jej wygląd bardzo wypoczętej. Fantastycznie wyrównuje koloryt i przy tym delikatnie matowi. Zawsze do wykończenia makijażu używam matującego pudru mineralnego. Wiecie, że to nie było tu potrzeby. Moja skóra choć potrafi się bardzo mocno przetłuszczać pod podkładem, to tu idealnie się z nim zgrała. Podkład utrzymywał się na skórze cały dzień i nie wymagał poprawek. Moja skóra bardzo dobrze go tolerowała, a na koniec dnia nie wystąpił nawał niedoskonałości, jak to czasem u mnie bywa po podkładzie. Choć butelka podkładu kosztuje dla mnie majątek, to jakbym policzyła te wszystkie podkłady które mam w domu, to pewnie wyszłoby jeszcze więcej. A wystarczyłoby odłożyć i kupić sobie podkład od Lancome i cieszyć się make upem, który jest tak lekki i stapia się ze skórą, a przy tym ma się wrażenie, że absolutnie się nie ma makijażu na twarzy. Uważam, że to jest bardzo dobry produkt i cieszę się, że mogłam się o tym przekonać na własnej skórze.






Znacie ten podkład?



wtorek, 21 sierpnia 2018

Jak to jest z tymi rzeczami ZA DARMO?

Jak to jest z tymi rzeczami ZA DARMO?


Często jestem pytana o to jak to robię, że dostaję tyle rzeczy za darmo. Wchodzicie na mój Instagram i potem zdajecie mi pytanie: jak ja to robię? Wiadomo, że każdy chce dostać coś za darmo i mieć z tego korzyści. Słyszę tylko weź mi powiedz, zdradź swój sekret, jak to robisz, też tak chcę. Dlatego w tym wpisie chciałabym odpowiedzieć na Wasze pytania odnośnie rzeczy które dostaję ZA DARMO do testów. Tak mnie naszło i dziś opowiem Wam trochę o testowaniu produktów. Kartka i długopis w dłoń, czytać proszę ze zrozumieniem i robić notatki.
Nie ma czegoś takiego jak dostać coś ZA DARMO. No chyba, że zamawiasz próbkę dla kota, to tylko podajesz swoje dane. Ale próbka to próbka. Rzeczy, które Ty uważasz, że są ZA DARMO, tak na prawdę dostaje się nieodpłatnie. Gdy już mówimy o testowaniu produktów to myślicie, że ja nic nie robię i firmy walą do mnie drzwiami i oknami, a ja tylko dostaję i używam. Absolutnie nie jest to prawda. Swoją przygodę z tą formą aktywności w internecie zaczęłam ok 4 lata temu. To była bardzo długa droga, a ja jestem w jej połowie i wcale nie doszłam do perfekcji. Więc piszę Wam raz jeszcze. Nie ma nic ZA DARMO. Do większości testów należy się zgłosić. Trzeba wypełnić ankietę, trzeba odpowiedzieć na pytania a najlepsze z nich jest to: Czemu to właśnie Ciebie mamy wybrać do testu? Niby proste pytanie myślicie. To napiszcie tak by Wasze zgłoszenie zostało wybrane z setek albo nawet i ponad 1000 zgłoszeń. Przekonajcie komisję, że to Wam akurat jest ten produkt potrzebny. Ludzi, którzy chcą mieć w tym kraju coś ZA DARMO jest od groma. A niektórzy tak obcykani w temacie, że ciężko jest się przebić. A teraz wyobraźcie sobie, że produktów do testów jest np: 3 a zgłoszeń 500. Jesteście na tyle dobrzy by się przebić i oczarować swoją odpowiedzią? Mi się czasami udaje ale nie zawsze. Żeby napisać dobry tekst trzeba czasu. Powiem Wam, że jak mam wenę, to potrafię napisać świetny tekst w kilkanaście minut i jest strzałem w 10. Czasami jednak siedzę i piszę i nic z tego nie wychodzi...

Czy dalej uważacie, że to co dostałam jest ZA DARMO? Jeśli tak to lecimy dalej. Udało się Wam już dostać do tego testu. Testujecie/jecie/ pijecie/smarujecie się, czy co tam innego robicie, bo wiadomo zależy od testowanego produktu i przychodzi czas na podsumowanie i recenzję. I znów musicie poświęcić swój czas by zrobić relacje z testu. Wiadomo że można napisać 2 zdania coś w stylu "było super", "świetny produkt i ogólnie lubię to". Szał dupy. Nie ma co. I uważacie, że to jest w porządku? Ktoś kto organizuje test chce od Was w zamian opinii o produkcie, a Wy piszecie "super, lubię to". To od razu Wam mówię, że to był Wasz ostatni test. Sponsorzy nie lubią takich osób. Ja na recenzję poświęcam dużo czasu. Dokładnie opisuje wszystko ze szczegółami i nie odwalam recenzji nie ważne czy testuję szampon czy drogi wózek, a może depilator. Często robię zdjęcia czy nagrywam filmy z testu i ogólnie rzecz ujmując wywiązuję się ze swojego zadania jak najlepiej potrafię. Czy nadal uważacie, że dostałam te rzeczy ZA DARMO? Bo ja Wam mówię że to absolutnie nie jest ZA DARMO. To, że nie wydałam na produkt pieniędzy, nie oznacza, że jest darmowy. Musiałam włożyć dużo wysiłku by produkt zdobyć i potem zrecenzować. Absolutnie nie jest to ZA DARMO. Oczywiście można się zgłaszać i nie wywiązywać z zadań, ale do czasu. A przecież chcecie tak jak ja mieć mieć fajne rzeczy do testów? Tak Kochani, jak jesteście dobrzy w tym co robicie i jesteście uczciwi to potem możecie nawet dostać propozycje testów od firm i robić dla nich recenzję w zamian za produkty czy kasę.

Kolejne pytanie jakie zadają moi znajomi to: gdzie szukać informacji o testach i akcjach ambasadorskich? Wujek Google Wam może dużo powiedzieć, ale tam nie uzyskacie tyle informacji co na grupach dla konkursowiczów. Są specjalne wątki i grupy, gdzie ludzie wrzucają linki, i piszą o tym co gdzie testować. Trzeba tam zaglądać codziennie bo konkurencja nie śpi. Są też portale i strony gdzie regularnie są kampanie i testy produktów. Trzeba tam również zaglądać, by być na bieżąco. Ale by to zrobić trzeba chcieć. Trzeba poświęcić swój czas i spędzić długie godziny w internecie, by się tego wszystkiego dowiedzieć. Mi o możliwości testów powiedziała koleżanka. Podesłała mi kilka linków i powiedziała, że jak się dobrze postaram to również mogę się w to pobawić. I zaczęłam. Ale to była długa droga, bo choć myślałam kiedyś tak jak Wy, to szybko się przekonałam, że to co robię jest trochę jak drugi etat. Bo choć myślicie, że dostaję coś ZA DARMO, to muszę Was rozczarować. Nie płacę za to ale jest to moja ciężka praca, choć bardzo przyjemna.





To co, dalej myślicie, że można dostać coś ZA DARMO?









sobota, 18 sierpnia 2018

Kosmetyki Kolastyna część 2- recenzja

Kosmetyki Kolastyna część 2- recenzja

Lato pachnie Kolastyną część 2


Witajcie. Mam nadzieję, że część pierwsza wpisu się Wam podobała i nie mogliście się doczekać części drugiej, gdzie przedstawię Wam kosmetyki z filtrami od marki Kolastyna dla dorosłych. Kto nie czytał, musi koniecznie to nadrobić, więc zapraszam na część 1 . Już Wam pisałam, że bardzo lubię kosmetyki tej marki i znam je od najmłodszych lat. Dokładnie tak jest, z tym, że raczej do czynienia miałam z kosmetykami dla dzieci, bowiem nasza mama zawsze nam je kupowała(mnie i mojej siostrze). W dorosłym życiu nigdy nie byłam specjalną fanką ochrony przeciwsłonecznej, bo nie lubiłam się opalać. Co tu dużo mówić.... kosmetyków z filtrami używałam raczej sporadycznie i od wielkiego święta. Moja blada skóra bowiem bardzo mi się zawsze podobała i nie czułam potrzeby tego zmieniać. 



W tym roku taką potrzebę poczułam, a raczej zostałam zmuszona poczuć. Urodził się mój Syn i nie ma, że świeci słońce. Idziemy na spacer! A na spacerze, nie zawsze jest cień i filtry w tym przypadku się bardzo przydały. Poleżałam sobie również trochę na słoneczku i poopalałam nogi. No i kupiliśmy basen. A woda przyciąga słońce bardzo, więc skórę trzeba było także zabezpieczać. 



Emulsja przyspieszająca opalanie SPF 6. 

Kosmetyk zamknięty jest w plastikowej zwężanej ku środkowi butelce o pojemności 200 ml z wygodnym zamknięciem typu klik. Filtr zawarty w emulsji to tylko SPF 6, ale co tu się dziwić, skoro kosmetyk ma za zadnie przyspieszyć proces powstawania opalenizny, poprzez stymulację produkcji melaniny w skórze. Emulsja jest dość gęsta, ale bardzo wygodnie się ją nakłada na ciało. Jest również bardzo wydajna, więc zacznijcie ją nakładać od niewielkiej ilości, by nie przedobrzyć. Bardzo zaskoczyło mnie to, że tak szybko się ona wchłania w skórę. Oprócz zadania jakim jest przyspieszenie procesu opalania, emulsja bardzo dobrze nawilża skórę i pielęgnuje ją. Skóra po aplikacji jest miękka i miła w dotyku. A co do głównych właściwości to świetnie sobie ona radzi jako przyspieszacz. Pierwszy raz nałożyłam ją na nogi i wystawiłam je na słońce. Długo nie trzeba było czekać i widziałam już różnicę w ich wyglądzie. Moja skóra nie opala się tak szybko, jakbym tego chciała więc, aby osiągnąć zamierzony efekt chętnie będę używała tej emulsji, bo z zadaniem poradziła sobie na  piątkę z plusem. Warto również dodać, że ma ona cudowny kakaowy zapach, który mi akurat bardzo umilał stosowanie. Kosmetyk łatwo jest również zmyć ze skóry i podczas użytkowania nie plami ubrań- co jest dla mnie bardzo ważne. Pamiętajcie również o tym, że kosmetyk jest wodoodporny.





Emulsja do opalania SPF 20


Zapewnia fotostabilną ochronę przed 4 głównymi rodzajami promieniowania  czyli UVA, UVB, VL, IR, które przyczyniają się do poparzenia słonecznego oraz powstawania wolnych rodników odpowiedzialnych za przedwczesne starzenie i fotostarzenie skóry. Emulsja obniża również ryzyko pojawienia się przebarwień. Pobudza ona za to własny system obronny skóry dzięki karotenoidom- naturalnym i silnym antyoksydantom. Jak jej poprzedniczka, emulsja ta zapakowana jest w plastikową butelkę o pojemności 200 ml. Zamknięcie typu klik, sprawia, że aplikacja kosmetyku jest bardzo wygodna. Emulsja jest dość tłusta jak podobne tego typu kosmetyki. Nie wchłania się także w 100% i skóra pozostaje trochę tłusta, ale mi to nie przeszkadza. Aplikacja kosmetyku jest dziecinnie prosta. Łatwo się go także rozprowadza i jest bardzo wydajny. Emulsja jest kosmetykiem wodoodpornym ale podczas kontaktu z wodą widać jak delikatnie spływa jej warstwa ze skóry. I jej zapach....Cudowny, lekko perfumowany. Kolastyna ma świetne produkty i jeszcze lepsze ich zapachy, więc ten również Was nie zawiedzie. Nie będę się rozpisywać. Kosmetyk się sprawdził i również dostaje bardzo dobrą ocenę. 





Odżywczy olejek do opalania SPF 15


Tu zacznę recenzję trochę od końca, bo od zapachu. Jest cudowny. Kakaowy ale i czuć w nim jeszcze inny lekko słodki, perfumowany zapach. Dla mnie to czysta przyjemność używać kosmetyk, który tak pachnie. Kosmetyk zamknięty jest w wygodnej, plastikowej butelce o pojemności 150 ml. Jego forma aplikacji jest podobna do mgiełek zapachowych do ciała z tym, że kosmetyk ma formę delikatnie oleistą. Dodatkowo mamy również zabezpieczenie w formie plastikowego korka. Kosmetyk jest bardzo wydajny, łatwo go nałożyć, szybko się wchłania i jest tylko delikatnie wyczuwalny na skórze, mimo tego, że w nakładamy go w formie olejku. Kosmetyk bardzo mocno nawilża i odżywia skórę, sprawiając, że jest ona miękka i przyjemna w dotyku. Jest tylko jedno ale...brudzi ubrania. Jest to olejek , który mimo swej ochrony sprawia, że skóra szybciej się opala- zauważyłam to na swoim ciele, ale także sam w sobie ją przyciemnia. Producent zaznacza, że olejek zawiera składniki, które mogą barwić tkaninę, wiec lepiej z jasnymi rzeczami go nie używać. Po jego aplikacji należy umyć też dobrze ręce, a szczególnie skórę wokół paznokci. Ja nie umyłam i następnego dnia od aplikacji miałam pomarańczowe skórki, które ciężko było domyć.  





To by było na tyle, jeśli chodzi o zawartość paczki . Wszystkie kosmetyki sprawdziły się u mnie świetnie i w przyszłym roku nie będę miała wątpliwości po jaką markę kosmetyków z filtrami sięgnąć. O wszystkich kosmetykach marki KOLASTYNA możecie przeczytać na jej stronie internetowej, do czego Was bardzo mocno zachęcam. 








Dodatkowo do paczki była dołączona rewelacyjna termiczna kosmetyczka marki Bleecker&Love, która idealnie sprawdzi się w podróży i na pewno pomieści moje wszystkie ulubione kosmetyki:)






Co myślicie o kosmetykach Kolastyny?

Jak to się stało, że zostałam Testerką?

Jak to się stało, że zostałam Testerką?

Jak to się stało, że zaczęłam testować produkty?



Każdy z nas w jakiś sposób jest testerem. Kupujemy kosmetyki, jedzenie, chemię gospodarczą i testujemy. Albo Nam się podoba albo nie. I na tym rola Wasza się kończy, a moja zaczyna. Wy albo ten produkt kupicie ponownie, albo jeśli się Wam nie spodobał- już go nie weźmiecie. Ja testowanym produktom wystawiam opinię, która idzie jako zwrotka do producenta lub piszę ją na blogu, byście mogli dowiedzieć się czegoś o produkcie zanim go kupicie. Żeby było jasne... Nie kieruję się zasadą, że wszystko musi być opisane pozytywnie. Jeśli coś, co dostanę mi się nie podoba to to piszę. Większość osób testujących pisze same pozytywne opinie, trochę żyjąc w przekonaniu, że już więcej nic im nikt nie da jeśli będą pisać źle. Zonk. Ja piszę czasami źle a i tak dają. Więc szczerość popłaca, bo ma się czyste sumienie.
Post miał być o tym, jak to się wszystko zaczęło, a ja tu o czym innym. Dobra wracam do tematu:):):) Zaczęło się to wszystko ok 4 lata temu. Byłam na kawie u koleżanki i dostałam od niej kapsułkę Vizir do przetestowania. Zapytałam ją gdzie kupiła tak pojedynczo zapakowane kapsułki. Powiedziała, że to test konsumencki i jest Ambasadorką w projekcie Vizir na jednej z platform testerskich. Powiedziała mi, że w internecie jest kilka takich stron, gdzie można testować produkty za darmo. Są również strony z konkursami. Wiecie w jakim byłam szoku? Powysyłała mi linki do stron, które zna i kazała zakładać konta i zgłaszać się. Założyłam. Zgłosiłam i zajęłam się swoimi sprawami. Trochę to trwało zanim coś się zadziało, ale zgłosiłam się w tym czasie również do kilku akcji tak z nudów i przyznam się Wam szczerze, że nie przykładałam do tego wielkich nadziei. Któregoś dnia siedzę sobie dzielnie w pracy i dzwoni mój mąż. Paczka do Ciebie przyszła- mówi. Jaka paczka się pytam? Jakieś 3 kremy. Nie mogłam wytrzymać do końca zmiany i pędziłam do domu, by zobaczyć co to jest. Jak zobaczyłam zawartość paczki to już wiedziałam skąd to jest, ale dalej nie mogłam uwierzyć. Lista testerów na stronie internetowej przekonała mnie o tym, że to nie pomyłka. Takich "nie pomyłek" później było kilka, co bardzo mnie zaskakiwało za każdym razem. Potem były pierwsze projekty ambasadorskie i konkursy. Tak konkursy to mi od  samego początku bardzo dobrze szły. Wygrałam kilka bardzo fajnych rzeczy, które bardzo mi się przydały. Ale o konkursach napiszę inny post, bo o to też jestem często pytana, a tu już nie jest tak łatwo. Później wszystko fajnie się rozkręciło i przez te 4 lata zgromadziłam na prawdę dużą wiedzę na temat tego, co robić, gdzie pisać i przede wszystkim jak pisać, by załapać się do testów. Bo załapać się, to wbrew pozorom wcale nie jest taka prosta sprawa. Konkurencja jest bardzo duża i nie śpi. Trzeba być czujnym i mieć dar przekonywania. I myślę, że chyba trochę szczęścia również:):):)   

Czemu testowanie produktów? Czemu się w to bawię? Czy Warto być testerką?  Bo lubię. Lubię dostać coś, przetestować i napisać o tym opinię . Często są to rzeczy, których bym sobie nie kupiła, a tu mogę dostać je za free i potem zrobić to co lubię, czyli opowiedzieć o tym czy się sprawdziły czy nie. Zazwyczaj były to tylko słowa. Ale skoro gadać lubię to i pisać mogę. To takie trochę inne gadanie. Ale z pisania to chociaż sens jest, bo przynajmniej Wy teraz możecie to przeczytać. Mam nadzieję, że podobają się Wam moje recenzje i lubicie je czytać. Dajcie koniecznie znać w komentarzu.

Mam w planach kilka podobnych wpisów i jestem ciekawa czy ten rodzaj postu Wam się podoba. Napiszcie proszę czy fajnie się to czyta i czy takie informacje są dla Was pomocne. 






piątek, 17 sierpnia 2018

Regenerum Regeneracyjne serum do rąk- recenzja

Regenerum Regeneracyjne serum  do rąk- recenzja





Jest jedna rzecz, która jest u mnie nie do zaakceptowania u kobiety. Są to niezadbane dłonie. Wszystko rozumiem. Czasem także nie mam czasu zrobić sobie pięknych paznokci, ale wtedy obcinam je na krótko i noszę schludne. Ale żeby nie mieć czasu na nałożenie kremu do rąk który nawilża skórę, tego już nie rozumiem. A może to wcale nie jest tak, że kobiety nie mają czasu go nałożyć? Może one nakładają taki, który się nie sprawdza lub nie wiedzą, który może im pomóc? Dobrze się składa, bo właśnie w tym poście chciałabym Wam przedstawić moje odkrycie w dziedzinie pielęgnacji skóry rąk. 



Markę Regenerum powinniście kojarzyć z reklam w telewizji. Mnie właśnie ona bardzo wtedy zaciekawiła, jak zobaczyłam jej produkty, między jednym serialem a drugim w telewizji. Mylę że moją uwagę przykuła na pewno nazwa tych kosmetyków. Co tu dużo mówić. Obiecuje ona wiele... Ale czy dużo robi? O tym w dalszej części tekstu. 








Pierwszy produkt marki Regenerum jak się już domyślić mogliście to krem do rąk. Ale nie  byle jaki krem, bowiem jest to Regeneracyjne serum do rąk, które jak producent zachwala jest przeznaczone do bardzo suchych i zniszczonych dłoni. Ale z powodzeniem mogą je używać także osoby, które lubią mieć dobry krem do rąk. 

Serum ma przede wszystkim za zadanie sprawić, że skóra na dłoniach przestanie być szorstka i nieprzyjemna w dotyku. A czy działa? 








Serum Regenerum już od pierwszej aplikacji skradło moje serce. Może nie opakowaniem, bo jest ono bardzo proste i w sumie nie obiecuje po sobie nic. Mała plastikowa tubka o pojemności 50 ml z nakrętką. Całość zapakowana w niewielki kartonik. Za Serum musimy zapłacić coś ok 16 zł, więc jak za krem do rąk to trochę dużo. Sam kosmetyk jest dość gesty, a jego zawartość w opakowaniu może wydać się konsumentowi dość mała. Tak na kilka użyć... myślałam sobie, gdy pierwszy raz miałam tubkę w ręku. Nic bardziej mylnego kochani. Kosmetyk jest zwarty i bardzo bardzo wydajny. Nakładamy go niewielką ilość, by pokryć całe dłonie i to wystarcza. 
Serum jest dość tłuste, ale szybko się wchłania choć nie do końca. Zostaje na skórze jego wyczuwalna warstwa, choć nie plami ona i nie tłuści niczego. 

Ale co to serum robi ze skórą! Po pierwszej aplikacji skóra już jest napięta. Momentalnie zostaje wygładzona. Szorstkość znika, a nieprzyjemna w dotyku skóra staje się miękka i nawilżona. Serum intensywnie regeneruje nawet spierzchniętą skórę, działając trochę jak kompres leczniczy. Miałam przez jakiś czas duże problemy z wysychającymi skórkami wokół paznokci. Ten kosmetyk świetnie sobie z nimi poradził. Po aplikacji serum moja skóra jest długo nawilżona, miękka i gładka. Nawet gdy często zmywam naczynia, to zauważyłam, że moje ręce mniej się już przesuszają, a skórki nie zadzierają się tak jak kiedyś. Borykałam się również z problemem pękających opuszków palców u rąk. Po stosowaniu serum problemu już nie mam.





Dla kogo jest ten kosmetyk? 


Dla wszystkich osób, których skóra dłoni nie jest w zadowalającej kondycji. Dłonie są suche, a skóra swędzi i piecze. Do skóry spierzchniętej i popękanej. Dla osób, które mają kontakt z niesprzyjającymi warunkami pogodowymi. A także jest przeznaczone dla wszystkich tych, którzy chcą zapobiec tym wszystkim problemom. 


Obecny w składzie olejek różany zapewnia odbudowę warstwy lipidowej naskórka, intensywnie regenerując przesuszoną i podrażnioną skórę rąk. 
Formuła serum została również wzbogacona o kompleks zawierający wyciąg z Lili wodnej i lipoaminokwas, który przywraca hydrolipidową barierę ochronną. Witaminy A i E oraz prowitamina B działają łagodząco a także skutecznie nawilżają skórę i odżywiają ją przywracając jej miękkość gładkość i elastyczność. Serum może być stosowane okresowo jako kuracja lub przez cały rok. 


Co tu dużo mówić (pisać). Dzięki Regenerum odkryłam nowy wymiar skutecznej pielęgnacji skóry rąk. U mnie sprawdził się ten produkt świetnie i choć wcześniej napisałam Wam, że cena ok 16 zł jest lekko wygórowana, to przyznam się szczerze, że za taki efekt jestem w stanie zapłacić o wiele więcej. 



Już wkrótce kolejne recenzje kosmetyków marki Regenerum. A tym czasem jestem ciekawa czego Wy używacie do pielęgnacji skóry rąk. Piszcie koniecznie w komentarzu. Zachęcam Was także do odwiedzenia strony producenta i zapoznania się z ich ofertą. Kosmetyki te są godne uwagi i myślę, że wśród nich każdy znajdzie coś dla siebie. 





czwartek, 9 sierpnia 2018

Shower Mousse od Dove z olejkiem arganowym -recenzja

Shower Mousse od Dove z olejkiem arganowym -recenzja



Nie jestem wielką fanką musów do mycia ciała. Mam wrażenie, że nie domywają dobrze skóry. Nie koniecznie można je używać z gąbką, którą ja osobiście bardzo lubię się myć, więc tym bardziej ich nie kupuję. 


Ogólnie nie pasują mi do ideału kosmetyku do mycia skóry. Używałam już kilku takich produktów różnych firm i były dobre, ale szału nie było. Gdy wygrałam konkurs na portalu Babyboom.pl i kurier przywiózł mi mus do mycia ciała, byłam trochę zawiedziona. Nie doczytałam, że to kosmetyk do mycia. Myślałam, że taki balsam w piance. Pierwszy raz mi się coś takiego zdarzyło. Ale to dlatego, że było fajne zadanie konkursowe i chyba na nim się skupiłam i dlatego tak wyszło. No dobra, myślę sobie. Użyję i jak coś to oddam mamie. Użyłam raz, drugi, trzeci i pewnie już wiecie, że mama sobie nie użyje tego kosmetyku. Macie rację. Dziś będzie taki szybki i krótki wpis o tym czemu warto kupić Shower Mousse od Dove. 


Wygodne opakowanie charakterystyczne dla pianek do golenia. Łatwa aplikacja. Kosmetyk też ma konsystencję taką jak pianka do golenia, ale łatwiej go spłukać z ciała i nie jest taki zwięzły. Za to jest wydajny. Aplikator wyciska go dosyć dużo na dłoń więc trzeba to zrobić z wyczuciem. Ale najlepsze jest już to jak mus nałożycie na ciało. Jak on pachnie!!!!Jest bardzo mocno perfumowany. Ale zapach podoba mi się strasznie. A jak z działaniem? Współgra z gąbką do mycia. Dobrze oczyszcza ciało. Nawilża je przy tym i pielęgnuje. I ta fajna pianka :) Zdecydowanie muszę Wam powiedzieć, że kosmetyk jest fajny. Ja dostałam wersję Arganową a jest jeszcze Kokos i Róża. Polecam!!! 




Lubicie kosmetyki do mycia ciała w piankach?