środa, 28 listopada 2018

Królowa Pszczół od Natu Handmade-krem, który pachnie ogrodem skąpanym w słońcu

Królowa Pszczół od Natu Handmade-krem, który pachnie ogrodem skąpanym w słońcu

Zastanawialiście się kiedyś jak pachnie lato? Dla mnie to zapach słońca, łąki i ogrodu. Mam tę przyjemność posiadać w zasięgu ręki obie te rzeczy. Ogród całkiem blisko, natomiast łąkę trochę dalej, bo aż za płotem. Jak pachnie zatem lato? Jest to zapach bardzo naturalny i dla mnie nieodłącznie kojarzy się z zapachem traw, drzew i krzewów. Nie umiem Wam dokładnie opisać jak pachnie lato... Każdy z Was ma na pewno inne wyobrażenie o tym zapachu....Czy zatem można zamknąć zapach lata w butelce czy słoiku? Kiedyś myślałam, że nie, bo jest on niepowtarzalny. Kiedyś... to dobre słowo. Teraz już wiem, że da się to zrobić. Chcecie wiedzieć jak? Zapytajcie dziewczyn z Natu Handmade.


Marta i Gabrysia to dziewczyny, które kochają naturalne piękno. Wszystkie kosmetyki, są przez nie wytwarzane i w każdy produkt wkładają zawsze odrobinę siebie i cząstkę swojego serca. Zawsze chciały stworzyć coś, co byłoby naturalne i bezpieczne dla skóry. Wolne od silikonów, parabenow, pochodnych ropy naftowej, nie testowane na zwierzętach, a przy tym pięknie i zachwycające. Czy im się to udało? Jasne! Dowodem na to jest Natu-stworzone z miłości do Matki Natury. Ich kremy, sole, mydełka czy hydrolat, to produkty naturalne, po które bez obaw możecie sięgać nawet mając tak kapryśną skórę jak ja. 


Wracając do tego zapachu lata i umieszczania go w słoiku czy butelce, to właśnie dzięki Natu odkryłam, że da się to zrobić...Ba....nawet da się stworzyć kosmetyk, który będzie pachniał latem, ogrodem i łąką. Kosmetyk naturalny, który jest czymś zupełnie innym niż do tej pory używałam. Tym kosmetykiem jest krem Królowa Pszczół Krem o zapachu słonecznego ogrodu. 

Odżywczy krem o niezwykle delikatnej konsystencji. Zapach wypełnia nas spokojem i budzi skojarzenia z ciepłym słonecznym popołudniem na łące pełnej rumianku i pracowitych pszczół zbierających pyłki.

Dzięki zastosowanym składnikom dostarcza skórze naturalnych przeciwutleniaczy, nawilża ją i intensywnie odbudowuje. Łagodzi podrażnienia i ujędrnia. Gładki krem stworzony z nierafinowanych olejów bez dodatków olejków eterycznych jest doskonały dla wymagającej i bardzo delikatnej skóry i wrażliwego węchu. Wchłania się umiarkowanie szybko, nadaje cerze blasku radości. 
Olej z orzechów macadamia działa przeciwbakteryjnie i przeciwzapalnie, nie zatyka ujść gruczołów łojowych. 
Olej z kiełków pszenicy uelastycznia skórę i poprawia jej ukrwienie, zmniejsza ryzyko poparzenia słonecznego. 
Olej ze słodkich migdałów jest szczególnie dobrym emolientem, czyli wygładza skórę. Ma bardzo wysokie zdolności nawilżania skóry, szczególnie przy systematycznym stosowaniu. Zapobiega powstawaniu rozstępów. 
Wosk pszczeli wzbogaca nasz krem o ponad 300 dobroczynnych składników (witaminy, mikroelementy, rozmaite kwasy, w tym tłuszczowe). 

„Królowa Pszczół” świetnie nadaje się do pielęgnacji całego ciała. Można nakładać go na wilgotną jak i suchą skórę. *Opis ze strony producenta.


Muszę Wam powiedzieć, że moja skóra twarzy jest niezwykle wymagająca. Od ponad 8 lat borykam się z trądzikiem. Jest to przypadłość o tyle paskudna, że większość kosmetyków do twarzy mi nie odpowiada. Już jest tyle kremów, które miały być super, a nie nadawały się do niczego. I teraz ciężko mi powiedzieć czy krem były bublem czy moja skóra pod bubel podchodzi. Niestety musiałam je oddać, bo przecież za każdym razem wyrzucać to zbrodnia. W poszukiwaniu kremu idealnego skusiłam się na Królową Pszczół. Powiem Wam, że długo biłam się z myślami czy dobrze robię. Jak ja potem wystawię opinię. Co powiem dziewczynom? Sorry, moja buzia kolejny raz "mówi nie". Ale zaryzykowałam i dziś wiem, że to była dobra decyzja.


Do testu dostałam malutki kremik o pojemności 30 ml zamknięty w brązowy słoiczek charakterystyczny dla kremów naturalnych. Krem jest dość gesty, a nawet bym powiedziała, że zbity. Tak, zbita konsystencja to dobre słowo, a nawet dwa słowa:). Przy kontakcie ze skórą czyli ciepłem jego konsystencja zmienia się na rzadszą . Przy pierwszym użyciu hojnie nałożyłam sobie kremiku drewnianym patyczkiem na dłoń, a później na twarz. To był błąd. Ten krem jest bardzo wydajny. Wystarczy dosłownie ociupinka. Krem jest sprzedawany w dwóch pojemnościach. 30 i 50 ml. Zlecenie jest takie żeby zużyć kosmetyk od daty produkcji w ciągu 3 miesięcy. Jest to kosmetyk naturalny więc to logiczne. Na opakowaniu jest informacja do kiedy należy go zużyć. Z racji tego, że kosmetyk jest bardzo wydajny, a termin przydatności krótki, u mnie lepiej sprawdzi się mniejsze opakowania. Jeśli macie skórę suchą i potrzebujecie go częściej używać to weźcie większe. 


Kosmetyk jest idealny do każdego rodzaju skóry. Używałam go przed kuracją na trądzik (stosuję dwa antybiotyki w żelu do smarowania twarzy), jak i w trakcie tej terapii. Przed  nią moja skóra tłusta już go lubiła, a w trakcie moja skóra podrażniona i miejscami przesuszona pokochała. Podczas kuracji anty trądzikowej są takie dni, że skora jest bardzo podrażniona, szczególnie na początku. Zaczyna się łuszczyć i robią się na niej czerwone zaognione, piekące plamy- to jest uciążliwe, ale normalne. Tu z pomocą przyszła mi Królowa Pszczół. Kosmetyk jest lekki i szybko się wchłania. Cudownie łagodzi podrażnienia i miejscowe pieczenie skóry. Jest idealny pod makijaż. Choć przed nałożeniem podkładu delikatnie przekładałam do skóry chusteczkę higieniczną, by była bardziej matowa. A jak jest z tym zapachem? Tak bez przenośni to pachnie jak połączenie siana i ziół. Ma bardzo delikatny i naturalny zapach. Fajne jest również to, że do kremiku dołączony jest patyczek do jego nakładania. Grzebanie paluchem w tym słoiczku byłoby nie wygodne i umówmy się nie higieniczne. 


Kremik spełnił moje oczekiwania w 100% i jest to pierwszy krem o tak naturalnym składzie jaki używałam. Szczerze, to nie bardzo mam już ochotę na te sztuczne sklepowe kremy. Ten jest cudowny i pierwszy raz mogę powiedzieć, że mam idealny krem do swojej nieidealnej skóry. 


Jeszcze na sam koniec o tym przechowywaniu. Jeśli nie chcecie trzymać go w lodówce to możecie tego nie robić, jednak taki zimny kremik nakładany na twarz jest bardzo przyjemną sprawą. Moja skóra bardziej lubi wersję lodówkową niż taką o temperaturze pokojowej. Zresztą można go trzymać w temp do 23 stopni, a ja mam w domu więcej, więc opcja pokojowa czy łazienkowa odpada.




Dziewczyny dziękuję Wam za Królową Pszczół i za to, że tworzycie te kosmetyki z pasją i sercem. 

niedziela, 25 listopada 2018

Oriflame Giordani Gold - zawartość drugiej paczki TOP Recenzentki

Oriflame Giordani Gold - zawartość drugiej paczki TOP Recenzentki


Giordani Gold...
Ta nazwa kojarzy mi się z czymś luksusowym i obiecuje, że będzie to produkt wysokiej jakości. Myślę nawet, że większości z Was może kojarzyć się podobnie. Zresztą sam wyraz "złoto" obiecuje luksus, więc na pewno owym właśnie luksusem kierowała się marka Oriflame tworząc luksusową serię kosmetyków kolorowych właśnie o nazwie Giordani Gold. 


Jako TOP Recenzentka portalu Wizaz.pl mam możliwość przetestować kosmetyki z tej serii i podzielić się z Wami moją opinią. Zapraszam Was na recenzję zawartości kolejnej paczki z kosmetykami Oriflame. Seria Swedish SPA okazała się miłością od pierwszego użycia. A jak jest tym razem ? Koniecznie czytajcie dalej....


W przesyłce z nowościami Giordani Gold znalazłam min pomadki Master Creation o bogatej kremowej formule i to od nich chciałabym zacząć. Pierwsze co "rzuca się w oczy" to opakowanie. Aż takiego luksusu się nie spodziewałam. Jest obłędne, ekskluzywne i przepiękne. Szminka nawet jakby nie działała, to jest cudownym, przepięknym gadżetem idealnym dla każdej kobiety. Opakowanie jest klasyczne, wykręcane, ale wykonane jest z złotego metalu, który ma grawery w kształcie literek G. Żadne moje słowa nie są w stanie opisać tego jak bardzo mi się to opakowanie podoba. Ale czy działa, bo tego jesteście pewnie ciekawi? Ona nie tylko precyzyjnie pokrywa usta stonowanym, ale kuszącym kolorem, ale także zwiększa witalność skóry i zapewnia uczucie intensywnie nawilżonych ust. Szminkę bardzo łatwo się nakłada i jest dość trwała. Podczas noszenia nie roluje się i brzydko nie wyciera. Zjada się równomiernie, najbardziej podczas posiłku. Ale gdy nie zamierzasz w niej jeść, to długo będzie Ci służyć. Dla mnie ważne jest to, że moje usta, gdy są pomalowane, to nie wysychają i mają bardzo ładny kolor. Szminka ma również bardzo przyjemny zapach. Kojarzy mi się on z zapachem cukierków, może trochę wanilii. Znam ten zapach, ale nie mogę sobie przypomnieć co to dokładnie jest.



Jestem z niej bardzo zadowolona. Kolorki choć intensywne, to bardzo stonowane i nie krzykliwe. Jeśli lubicie takie kolorki, to wcale nie musicie używać jej tylko na wielkie wyjścia. U mnie świetnie sprawdza się również na co dzień.

Cena regularna 49.90 i uważam, że jest za wysoka jak za pomadkę do ust. 


Kolejnym równie ciekawym produktem jest Rozświetlająca baza pod makijaż Giordani Gold. Produkt zamknięty jest w elegancką przezroczystą buteleczkę o pojemności 30 ml. Kosmetyk posiada bardzo praktyczny dozownik w formie pompki, którą chroni prosty czarny plastikowy korek. Baza przypomina mi raczej eliksir lub serum do twarzy niż bazę pod makijaż. Może dlatego, że do tej pory używałam raczej kremowych, maskujących produktów. Baza jest dość rzadka, przezroczysta, ale ma różową opalizującą poświatę. Miałam kiedyś lakier do paznokci w takim kolorze i bardzo go lubiłam.



 Kosmetyk jest bardzo delikatny dla skóry. Ma lekką konsystencję, a przy tym bardzo szybko wchłania się w skórę, nawilżając ją już po chwili. Skóra po jej wyschnięciu nie jest lepka ani śliska, ale kosmetyk nie wchłania się całkowicie i czuć go delikatnie na twarzy. Moja skóra jest dość wymagająca, mam problem z trądzikiem i przetłuszczaniem się skóry, ale dobrze się u mnie ona sprawdziła jako produkt bazowy. Używając jej rezygnowałam z kremu i wystarczała mi w zupełności. Kosmetyk jest bardzo wydajny i należy używać go oszczędnie. Baza zawiera w swoim składzie kwas hialuronowy, kompleks skin Perfector i ekstrakt z białej herbaty. Jeśli chodzi o efekt rozświetlenia, to ja go nie zauważyłam. Ale nie zauważam go również w innych podobnych produktach. Dla mnie rozświetlenie nadaje rozświetlacz, a nie baza, na którą i tak nakładam podkład. Warto również wspomnieć o zapachu. Jest bardzo przyjemny i delikatny. Umilał mi stosowanie produktu i również dzięki niemu chętnie z bazy korzystałam. Kosmetyk się u mnie sprawdził i chętnie stosuję go, gdy robię makijaż, ale również od czasu do czasu solo zamiast kremu do twarzy. 

Cena regularna 59.90 co zdecydowanie mnie odstrasza od zakupu. Kosmetyk lubię, ale nie dałabym za niego tyle. 


Podkład Master Creation to jeden z największych hitów serii Giordani Gold. Reklamowany jako ten o niezwykłej mocy wspomagania młodzieńczego wyglądu. Ma dawać perfekcyjne wykończenie, wspaniałe chronić skórę, upiększać ją i błyskawicznie usuwać ślady upływającego czasu. A ja uważam, że....nie robi żadnej z tych rzeczy. Przeczytałam o nim wiele opinii i są bardzo pozytywnie. Dziewczyny piszą, że świetnie kryje, wygładza i ogólnie jest super. A u mnie się nie sprawdza tak jak to opisuje producent. Nie powiem, że wypada źle. Raczej bardzo, bardzo przeciętnie. Już Wam mówię dlaczego. Po pierwsze kolor. Nie mam raczej problemów z doborem koloru i często sugeruję się nazwą odcieni, które w większości marek makijażowych są podobne. O ile nie mogę skorzystać z testera, a wiadomo, że w przypadku firmy gdzie zamawiam przez katalog jest to nie możliwe, to w tym przypadku bazuję na odcieniach zaprezentowanych na stronie katalogu czy stronie internetowej. I zazwyczaj trafiam. Nie zawsze idealnie, ale jestem raczej bliżej jak dalej. A w tym przypadku gdybym tak postąpiła, to byłabym bardzo daleko od tego idealnego odcienia. Bowiem ani nazwy ani wzorniki nie trzymają się kupy. No dobra, o ile nazwy odcieni producent może nadać sobie jakie chce, to ten wzornik w katalogu to jakieś nieporozumienie. Przykład: Natural Beige Warm, który zazwyczaj wybieram sugerując się nazwą odcienia podkładu, w katalogu wygląda jak ten dla latynoski- jest bardzo ciemny. Do przetestowania dostałam Rose Porcelain Cool, Soft Vanilla Warm i Light Ivory Neutral. Gdybym miała wybrać odcień dla siebie sugerując się katalogów to Soft Vanilla myślę, że byłby dobry. Pozostałe odcienie bowiem byłyby albo za jasne albo za ciemne. I co? Bardzo bym się pomyliła. Ja jestem blada, nie przepadam za słońcem, ale Soft Vanilla jest dla mnie za jasna. Nawet ten Light Ivory jest za jasny. Jest najbliżej tego idealnego koloru, ale muszę użyć pudru i bronzera, by wyglądało to dobrze. I to zimą. To jest marka katalogowa, więc to jest bez sensu. 


Podkład średnio u mnie sprawdził się również dlatego, że słabo kryje. Muszę używać korektora. Ten stopień krycia jest raczej taki trochę lepszy niż krem bb, więc dla mnie za słaby. U osób, które nie mają niedoskonałości skóry, a chcą tylko wyrównać koloryt będzie ok. Podkład ma delikatną i dość rzadką konsystencję . Dobrze się nakłada, szybko wchłania i poziomuje na skórze. Ładnie się w nią wtapia......i teraz nie wiem czy to minus czy nie, ale pozostawia mokre wykończenie na skórze. Z jednej strony transparentny puder przykleja się do niego świetnie, ale trzeba go użyć więcej by ten mokry efekt zakryć. Z drugiej strony czasami lubię użyć tylko odrobiny podkładu i nie nakładać już potem pudru. Tu tego nie zrobię bo będę wyglądać źle. Jedno trzeba mu przyznać.... jest trwały. A raczej gdy już "wbiję" w niego puder, to w takim stanie mój makijaż trzyma się długo. To jest duży plus.  Nie próbowałam solo, więc tak na prawdę nie wiem jak z sama trwałością podkładu. Może być tak, że jest trwały w połączeniu z pudrem. Plus także za delikatny zapach, który szybko się ulatnia. Plus także za wygląd. Buteleczka wykonana z matowego szkła z pompką. Opakowanie subtelne, ładne, przyjemne dla oka. 


Mam bardzo mieszane uczucia co do tego kosmetyku. Może to też wina mojej cery, bo wiem, że jest okropna i ciągle płata mi figle. Mam też dużo niedoskonałości, a ten podkład jest lekki i delikatny i sobie z tym wszystkim nie radzi. Moja skóra nie doznała również nagle cudownego upiększenia i nie stała się mniej zmęczona niż ostatnio jest. Wiem, że u innych się sprawdził. Pytałam również przyjaciółki, bo także go używa i usłyszałam, że jest z niego zadowolona. Moich oczekiwań nie spełnił do końca. Jak podleczę mój trądzik, to znów do niego wrócę i wtedy ocenię. Może wtedy się zakocham. Kto wie? 

Cena 79.90 lekko zabójcza. 


Zawsze broniłam się rękami i nogami przed nakładaniem podkładu pędzlem. Wydawało mi się, że będę miała maskę na twarzy, a pędzel niedokładnie rozprowadzi kosmetyk i będę wyglądać...głupio. Ale jakoś niedawno moja ulubiona RedLipsticMonster oświeciła mnie na YT, że jak będę miała dobry pędzel, to mogę nie tylko perfekcyjnie nałożyć podkład, ale tym samym pędzlem podczas tego samego makijażu nałożyć puder, bronzer, róż i rozświetlacz. A potem go umyć i mieć na następny dzień. Pomyślałam...kupię sobie taki. Tych pędzli mam zawsze tyle brudnych, że jeden porządny do wszystkiego to coś dla mnie. Ale kupować już nie muszę, bo otrzymałam do testów w paczuszce TOP Recenzentki właśnie płaski pędzel do podkładu GiordaniGold , którym wykonuję to wszystko czego się z YT nauczyłam. Pędzel jest wygodny, mięciutki, nie wyłazi z niego włosie, a po umyciu wygląda jak nówka sztuka. Jak na moje zdolności makijażowe, to jest dla mnie pędzlem idealnym. A podkład rozprowadza super i nie zjada go tyle co gąbka. Że też ja wcześniej nie używałam pędzla do podkładu.... Muszę chyba częściej oglądać YT, bo tam jest tyle fajnych propozycji....


A na koniec dodam Wam w sekrecie, że ten jeden pędzel jest więcej wart niż moje wszystkie do kupy wzięte. Taka jestem super makijażystka. Cena tego cudeńka to 39,90.

Nie umiem powiedzieć też czy wart jest tej kasy, bo nie mam porównania z innymi tego typu produktami w tej cenie, ale mogę Wam śmiało powiedzieć, że mi się pracuje nim bardzo dobrze. 


Baza pod tusz do rzęs, to kosmetyk, który używałam pierwszy raz. Produkt wygląda dokładnie jak tusz do rzęs. Zamknięty jest w prostym, białym opakowaniu, a jego szczoteczka wygląda jak ta, którą spotykamy w tuszach. Wykonana jest z silikonu. Jest dość wąska, a jej włoski średniej długości. Różni się od tych, które są w tuszach tym, że jej włoski są bardzo miękkie. Wydaje mi się, że to dlatego, iż mają jak najbardziej pogrubić rzęsy poprzez precyzyjne nałożenie kosmetyki.

Zwiększająca objętość baza pod tusz do rzęs Giordani Gold Iconic, to lekka baza pod tusz, która dzięki formule białej pianki i specjalnej, zwiększającej objętość szczoteczce dociera do każdej, nawet najmniejszej rzęsy. Pomaga zintensyfikować kolor tuszu oraz sprawia, że rzęsy błyskawicznie nabierają imponującej objętości i wyglądają wspaniale... tak zachowała kosmetyk producent. A jak jest na prawdę?

Baza świetnie wydłuża rzęsy. Dzięki temu, że jest biała, to zauważyłam po jej nałożeniu, że faktycznie mam dużo rzęs i wyglądają imponująco. Co do tego pogrubiania, to bym nie szalała z tym słowem, bo nie pogrubia jakoś specjalnie. Kosmetyk nakładamy na rzęsy i po chwili aplikujemy tusz do rzęs. Nie czekamy aż zaschnie, o tym należy pamiętać. Nie zauważyłam by ta baza jakoś specjalnie pogłębiała kolor tuszu, ale na pewno przedłuża jego trwałość. Używałam jej w połączeniu z tuszem Giordani Gold i całość zawsze wytrzymywała na rzęsach cały dzień bez osypywania i kruszenia.

Produkt kosztuje 19.90 i powiem Wam, że za tą kwotę możemy już kupić super tusz do rzęs, który uczyni wszystko to co chcemy. Czy baza jest mi potrzeba? Myślę, że nie kupiłabym jej , bo wolę mieć jeden kosmetyk, choć cieszę się, że ją mam i mogłam wypróbować. Dobrze mi się nią pracuje. 


Giordani Gold Iconic All-in-One to według producenta wielofunkcyjny tusz do rzęs. Ma za zadanie wydłużać, pogrubiać, podkręcać i rozdzielać, zapewniając efekt subtelnie eleganckiego makijażu, który pozostaje na rzęsach przez cały dzień. Luksusowa, jedwabista formuła ze wzbogaconą prowitaminami mieszanką wygładzającą sprawia, że rzęsy wyglądają na zdrowe i błyszczące. Unikalna szczoteczka pokrywa nawet najmniejsze rzęsy.

Mhm nie jest tak do końca, bynajmniej u mnie. Wielokrotnie spotkałam się z opisem tuszu do rzęs, który mijał się z prawdą i w tym przypadku niestety też tak jest. Ale tylko częściowo:). Tusz świetnie wydłuża rzęsy. Jego szczoteczka jest świetna. Silikonowa, cienka, z bardzo drobnymi włoskami, które są dość sztywne- to ideał szczoteczki tuszu do rzęs. Można nią dotrzeć do nawet najmniejszych włosków pokrywając je idealnie produktem. Tusz ładnie unosi rzęsy, delikatnie je podkręcając. Świetnie je również wydłuża.Z tym nie ma żadnego problemu a rzęsy przy otwarciu oka dotykały mi aż górnej powieki. Efekt super. Jednak tusz nie pogrubia. Wiadomo, że trochę tak, Ale robi to każdy. Tu efekt jest bardzo delikatny wręcz subtelny- i może o to producentowi chodziło, a ja źle zrozumiałam? Czytałam opinie moich koleżanek i większość pisała, że spodziewały się jednak, że będzie bardziej pogrubiał... Wielkim plusem kosmetyku jest to, że jest bardzo trwały. Rano nałożony u mnie wytrzymuje cały dzień. Nie kruszy się i nie osypuje. Moje rzęsy wyglądają po jego nałożeniu bardzo naturalnie. Dla mnie jest to idealna maskara na co dzień, gdy potrzebujemy uzyskać delikatny i naturalny efekt. Na wielkie wyjścia już trzeba użyć czegoś bardziej pogrubiającego. 
47.90 zł cena szalona jak za tak naturalny efekt na rzęsach. 



To by było na tyle jeśli chodzi o zawartość drugiej paczki TOP Recenzentki z kosmetykami Oriflame. Najbardziej zadowolona jestem z pędzla i pomadek. Drugie miejsce to baza pod tusz do rzęs, tusz i baza pod podkład. I na końcu podkład do twarzy. 



Będę miała jeszcze okazję testować rzeczy z trzeciej paczki, która już do mnie przyjechała. Jej zawartość jest również imponująca. Oczywiście będziecie mogli przeczytać recenzję zawartości paczuszki na którą już Was serdecznie zapraszam:)
















wtorek, 20 listopada 2018

Czarna kredka i płynny rozświetlacz od My Secret - sekret szybkiego makijażu.

Czarna kredka i płynny rozświetlacz od My Secret - sekret szybkiego makijażu.

Szybki make up? Odkąd mam synka, to jestem mistrzynią szybkiego makijażu, bo nigdy nie mam za dużo czasu dla siebie, szczególnie gdy gdzieś wychodzimy. Co jest mi potrzebne aby powstał taki szybki makijaż? Oczywiście oprócz standardowego podkładu, który występuje we wszystkich moich makijażach i tuszu do rzęs, mam jeszcze dwa kosmetyki, z których bardzo chętnie korzystam. A są to kredka do oczu i płynny rozświetlacz do twarzy i ciała od My Secret.


Czarna kredka to według mnie kosmetyk kolorowy, którego nie może zabraknąć w żadnej damskiej kosmetyczce. Jestem wielką fanką czarnej kreski na powiece i chętnie ją sobie robię. I tu właśnie idealnie sprawdza się czarna kredka. Niby taki niepozorny kosmetyk, a może przynieść więcej szkody niż pożytku. Musi bowiem mieć idealną twardość i robić precyzyjne kreski za jednym pociągnięciem. Musi także być trwała. Nie znoszę gdy coś się odciska czy rozmazuje. 


Czarna kredka Color Intense Long Lasting Liner od My Secret. To kosmetyk, który mimo swojej niskiej ceny bardzo mnie zaskoczył. Intensywna czerń i precyzja malowania. Nie za twarda, nie za miękka. Nie łamie się i nie rozwarstwia. Maluje się nią bardzo wygodnie. Pozwala uzyskać bardzo cieniutką kreseczkę a i grubszą gdy jest taka potrzeba. Fajnie sprawdziła się również do malowania elementów dekoracyjnych na skórze czy konturów, które potem wypełniłam kolorem. Dla mnie rewelacją jest to, że kosmetyk się nie rozmazuje. Nie miałam jeszcze czarnej kredki, która byłaby tak trwała. Kosmetyk jest również wodoodporny i ciężko jest go zmyć płynem micelarnym, to Was od razu uprzedzam. Ale dwufazowy płyn do demakijażu poradzi sobie z nim rewelacyjnie. Kredka zawiera w swoim składzie wosk Carnauba i witaminą E.  


Na zdjęciu powyżej jest ręka umyta dwa razy mydłem i zobaczcie jak kredka się trzyma- a pocierałam nieźle by zeszło. Reki nie wycierałam i widać, że jest nawet wilgotna. Trwałość kredki oceniam na 6 z plusem.


Drugim kosmetykiem, który świetnie sprawdzi się przy szybkim makijażu, ale nie tylko przy takim, jest płynny rozświetlacz do twarzy i ciała od marki My Secret. Ten niepozorny kosmetyk, skrywa w sobie prawdziwe piękno. Nie można ograniczyć go tylko do malowania nim kości policzkowych. Kosmetyk jest wielofunkcyjny. Z powodzeniem sprawdzi się jako rozświetlacz do twarzy ale i także do ciała. Może służyć jako rozświetlająca baza pod makijaż. Ale możecie zmieszać go również z odrobiną matującego podkładu by nadać mu zupełnie innego charakteru. Jedno jest pewne, z tym kosmetykiem nie będziecie się nudzić.



 Wygląda jak pomadka w płynie. Ma przepiękny bardzo naturalny kolor. Ale to jego zapach zasługuje również na uznanie. Jest rewelacyjny. Pachnie jak delikatny krem do twarzy, co uważam za jego wielki plus. Uwielbiam kosmetyki do makijażu, które są nieoczywiste. Którymi można kombinować i dzięki nim bawić się makijażem. Glow With Wow Liquid Highlighter w kolorze 01 to kosmetyk, który zdobywa u mnie ocenę celującą i dla mnie jest rozświetlającą płynną rewelacją.


Oba te cudeńka możecie kupić oczywiście w drogerii Natura. Polecam !!!!





czwartek, 15 listopada 2018

Magic Dust Pigment I Fixer liquid od My Secret

Magic Dust Pigment I Fixer liquid od My Secret

Usiadłam sobie któregoś dnia przy kawie i stwierdziłam, że ze mnie jest makijażystka beznadziejna. Mam całą, wypełnioną po brzegi walizkę z kosmetykami. Część kupiona, bardzo dużo jest również takich, które dostałam. I co? Nie powiem, że leżą, bo ich używam. Ale mam ich tyle, że powinnam od rana do nocy nie wychodzić z łazienki i się malować. I  wiecie co? Chciałabym tak :):):):):):) Ale do sedna. Nie zamierzam zostać nagle sławną youtuberką jak Zmalowana czy RLM i zdecydowanie wolę dziewczyny oglądać niż nagrywać takie filmiki. Minie kamera nie lubi. Szczególnie gdy jestem umalowana, bo tego makijażu nigdy na zdjęciach nie widać tak jak ja to widzę w lustrze. Właśnie, umalowana..... Bo o całe malowanie się rozchodzi. Postanowiłam malować się więcej, lepiej i trochę eksperymentować z kolorem na oczach. Bardzo podobają mi się kolorowe i mocno błyszczące makijaże oka. Wiadomo, że do Biedronki tak nie pójdę, ale co Wam będę tu mówić... Fajnie umalowane oko to jest to. Zawsze zastanawiałam się jak te makijażystki to robią, że ten makijaż tak lśni. I wiecie co? Teraz sama umiem zrobić sobie takie błyszczące oczko. Chcecie wiedzieć jak? 


Sekretem takiego makijażu są pigmenty. Jaram się jak małe dziecko, ale ja serio nie wiedziałam, że jest coś takiego. Teraz już wiem. A to wszystko dzięki drogerii Natura, która przysłała mi do przetestowania dwa cudowne pigmenty Magic Dust Pigment od My Secret. Na wstępie dodam, że są to jedne z tańszych tego typu produktów na rynku, ale makijażystki w filmikach na YouTube, które oglądałam, mówiły że są świetne, a ja się z nimi zgadzam w 100%. 


Magic Dust od My Secret, to seria skoncentrowanych pigmentów zapewniających trwały kolor i niesamowity blask. Kolory są przepiękne, żywe, a na powiece wyglądają oszałamiająco. Można pokryć nimi większą część powieki, lub użyć ich tylko jako delikatny akcent. Nie ważne w jaki sposób ich użyjecie. I tak będą wyglądać rewelacyjnie.


Pigment to nic innego jak sypki cień do powiek. Z tym, że wygląda jak bardzo drobno zmielony brokat. Zmielony na pyłek. 



Ale od cienia do powiek różni się tym, że nie przykleja się tak szybko do powieki jak cień. Bynajmniej ja nie umiem tego robić. Próbowałam już wielokrotnie i się nie klei. Ale w pierwszej paczce od drogerii Natura znalazłam coś, dzięki czemu umiem pigment przykleić do powieki. Jest to Fixer liquid.


Innowacyjny produkt, który w połączeniu z wybranym kosmetykiem do makijażu zmieni jego formułę na płynną i wodoodporną oraz poprawi jego aplikację. Dodany do podkładu daje właściwości wodoodporne, natomiast do pomadki przedłuża jej trwałość. Umożliwia także aplikację na mokro każdego rodzaju cieni do powiek. Kropla produktu przekształci wybrany cień lub pigment sypki w eyeliner o trwałej formule. Idealny do aktywowania lub rozcieńczania eyelinera w żelu oraz wyschniętego tuszu do rzęs.




Jeśli chodzi o makijaż pigmentami, to moje zdolności makijażowe są ograniczone. Nie umiem wyczarować tych pięknych błyszczących powiek. Próbowałam, ale moja twórczość nie nadaje się by ją tu pokazać. Zresztą takie umiejętności mi są chyba zbędne, bo nie mam gdzie tak się malować. Ale za to wymyśliłam sobie, że dodam blasku moim makijażom codziennym akcentując je właśnie pigmentami. Ostatnio zakochana jestem w aksamitnych potrójnych cieniach do powiek od Sensique, o których macie oddzielny post na blogu. I to właśnie nimi wykonuję makijaże, do których dodaję pigmenty. Nie wygląda to źle. A zresztą sami oceńcie.









Jeśli chodzi o aplikację pigmentu, to na pędzelek nakładam odrobinkę fixera, a potem zanurzam go w pigmencie i aplikuję na powiekę. Bardzo ważne jest to by nie wklepywać kosmetyku i nie dociskać mocno pędzelka, bo zrobi się brzydka, nierówna metaliczna tafla. Powiekę należy muskać, a wtedy osiągnięcie odpowiedni efekt.

Pigmenty bardzo fajnie wyglądają nałożone na czarny eyeliner. Kolory, które testowałam to Golden Green I Lilac Star.


A teraz ważna informacja dla fanek metalicznego błysku na powiekach. Obecnie pigmenty od My Secret kosztują 6.99 zamiast 15.99 więc uważam, że warto je kupić za taką cenę, tym bardziej, że jako dodatek do makijażu oka wyglądają świetnie.