wtorek, 26 lutego 2019

Woda różana od Nature Planet

Woda różana od Nature Planet


Na początku mojego blogowania w jednym z pierwszych postów pisałam Wam o bardzo fajnym różanym toniku to twarzy. Sprawdził się on u mnie świetnie i choć nie przepadam za różanym zapachem, to tamten tonik pachniał całkiem sympatycznie. Niestety ten tonik już mi się dawno skończył, a obecnie używany również skończy mi się zaraz, dlatego postanowiłam poszukać czegoś innego. Tak natrafiłam na Natur Planet. Jest to sklep internetowy gdzie znaleźć możemy wszystko, co będzie nam potrzebne do świadomej i zdrowej pielęgnacji ciała. W asortymencie sklepu znalazłam produkt, który mnie bardzo zaciekawił i miał się stać moim kolejnym kosmetykiem do odświeżenia skóry twarzy. 


Woda różana Natur Planet, o której mowa pozyskiwana jest ze świeżych płatków Róży Damasceńskiej o pięknym, naturalnie różanym zapachu. Woda różana posiada działanie nawilżające, regenerujące oraz łagodzące. Działa również tonizująco przywracając skórze naturalną równowagę.


Po opisie i po tym, że różany tonik sprawdził się u mnie świetnie postanowiłam ów kosmetyk wypróbować. I wiecie co? To była bardzo dobra decyzja. 

Kosmetyk zamknięty jest w plastikowej buteleczce o pojemności 100 ml. Opakowanie posiada wygodny atomizer i co mi się w nim bardzo podoba, to to, że produkt rozpylany jest w postaci bardzo delikatnej mgiełki, która muska skórę... Nie raz zdarzało mi się kupić kosmetyk z atomizerem i spodziewałam się mgiełki, a dostałam strumieniem w oko. Tu tego nie ma, a używanie wody różanej właśnie dzięki temu jest bardzo przyjemne. 

Kosmetyk może być dodatkiem do maseczek, kremów czy czego tam chcemy, jednak ja używałam go tylko solo. Szkoda mi było dodawać taki fajny produkt do innych kosmetyków, bo woda różana świetnie się  u mnie sprawdza jako tonik do twarzy. Dobrze nawilża i pielęgnuje skórę.


Teraz tylko trochę o zapachu... Jest to produkt naturalny, więc jego zapach nie jest do końca taki jak zawsze sobie wyobrażamy w różanych kosmetykach... Tu przez zapach różany przebija jeszcze inna nuta ale nie umiem jej opisać. Na początku nie do końca byłam co do niej przekonana. Ale po rozpyleniu kosmetyku na skórę ten drugi zapach szybko znika, a czuć tylko przyjemną różaną nutę. Zapach tej wody jest także bardzo ulotny, co dla mnie akurat jest ok, bo mój krem do twarzy ma inny zapach, więc nie mieszają się. 



Czy jestem zadowolona z kosmetyku? Oczywiście. Woda różana Natur Planet to świetny produkt jako alternatywa dla zwykłego toniku i u mnie właśnie w takiej formie się bardzo dobrze sprawdził.

Znacie produkty od Natur Planet?


Skarby Wschodu Faberlic SPA

Skarby Wschodu Faberlic SPA

Na instagramowych zdjęciach króluje już wiosna. I wszystko byłoby cudowne gdyby nie śnieg, który co chwilę powraca i znika. Mógłby już zniknąć całkowicie, a zima odejść na kilka miesięcy. Tak chce mi się już ciepła. Dziś u mnie za oknem już 13 stopni, a pod balkonem mam piękne różnokolorowe kwiatki. Chcę by już tak było! Śniegu nie powracaj! Ale zanim to nastąpi i wiosna na dobre zawita, umilam sobie jak mogę ten czas i testuję kolejne dla mnie nowość kosmetyczne. Ostatnio bardzo dużo widziałam kosmetyków Faberlic. Przewijały mi się na Facebooku czy Instagramie. Dużo osób je chwaliło i nawet trafiłam na ciekawą grupę, gdzie dziewczyny wymieniają się opiniami na temat tych produktów. Postanowiłam, że i ja wkroczę do świata Faberlic i dowiem się co w trawie piszczy i czy ta marka faktycznie jest grzechu warta. 


Faberlic zamawiamy dokładnie tak jak dobrze znany nam Avon czy Oriflame czyli przez konsultantki. Zakupy można też zrobić przez internet , bo przecież każda firma teraz nam coś takiego umożliwia. I bardzo dobrze, bo nie każdy ma obok siebie sklep czy konsultantkę. Przejrzałam katalog, który dostałam i w ofercie marki możemy kupić zarówno kosmetyki do pielęgnacji, jak i do makijażu, a także chemię do domu i inne rzeczy. Oferta jest bardzo bogata, a ceny dość konkurencyjne. Niektóre nawet bardzo konkurencyjne. Takie przystępne dla każdego. Ale na stronie internetowej marki wyczytałam również, że Faberlic  to największa rosyjska firma na rynku sprzedaży bezpośredniej, producent unikalnych, opatentowanych tlenowych kosmetyków, które dostarczają tlen do głębokich warstw skóry... Także nie ukrywam, że byłam ich bardzo ciekawa.

Do przetestowania wybrałam sobie w pierwszej kolejności zestaw SPA Skarby Wschodu, w którego skład wchodzą Suchy Olejek do ciała oraz Kremowy żel pod prysznic .


Kremowy żel pod prysznic jest zamknięty w plastikowej butelce o pojemności 200 ml. Jeśli chodzi o konsystencję, to jest on dość gesty, ale w kontakcie z wodą szybko tworzy pianę. Używałam go na gąbkę i dobrze się pieni. Dobrze i skutecznie oczyszcza ciało. Delikatnie nawilża skórę. 



 Z tego co udało mi się wyczytać, to kosmetyk zawiera ekstrakt z lotosu. Ma delikatny, lekko orientalne zapach, który ciężko opisać. Mi pachnie trochę migdałem. Zapach jest jednak bardzo ulotny i po umyciu ciała zaraz go nie czuć. Dla jednych będzie to wadą, dla innych zaletą. Mi w żelu pod prysznic ulotny zapach nie przeszkadza. Zresztą ostatnio zauważyłam, że im bardziej delikatnie coś pachnie to dla mnie lepiej. 


Suchy olejek do ciała zamknięty jest w buteleczce z atomizerem o pojemności 100 ml. Tu muszę przyznać, iż liczyłam na to, że jednak ten zapach będzie bardziej intensywny. W olejkach właśnie takie lubię. Ale on również jest bardzo ulotny. Za to olejek bardzo dobrze nawilża skórę. Podoba mi się to, że wchłania się szybko, a moja skóra po jego zastosowaniu jest od razu miękka i nawilżona. Wygodna forma olejkowej mgiełki bardzo dobrze się u mnie sprawdza. Wielokrotnie już używałam produktów w takiej formie i bardzo je lubię. Ten kosmetyk mimo delikatnego zapachu też się u mnie sprawdził. 


Pierwsze kosmetyki  Faberlic przetestowane. U mnie się sprawdziły. Jeszcze będę miała dla Was kilka recenzji tej marki, także koniecznie tu zaglądajcie bo niebawem się pojawią. 




Znacie kosmetyki Faberlic ?















piątek, 22 lutego 2019

Gaja Piękna z Natury- przeglad propozycji marki

Gaja Piękna z Natury- przeglad propozycji marki

W wolnych chwilach lubię przeglądać internet w poszukiwaniu inspiracji kosmetycznych. To nie jest tak, że wszystko leży na ulicy lub jest w zasięgu ręki. Niektóre kosmetyki odkryłam zupełnie przypadkiem i jestem z nich bardzo zadowolona. Gdybym nie szukała, to nie wiedziałabym o ich istnieniu. Któregoś dnia przeglądając internet trafiłam na kosmetyki Gaja Piękna z Natury i bardzo mnie one zainteresowały. Na pewno wpływ na to miała ich szata graficzna, ale i to, że marka Gaja oferuje swoim klientom dość spory wybór i przeglądając ofertę każdy może znaleźć w niej coś dla siebie. Postanowiłam zatem, że chcę kilka z tych kremów przetestować. Gdy nadarzyła się taka okazja, to do testów wybrałam sobie aż 8 kremów. Czy jestem pazerna? Myślę, że trochę na pewno. Każda blogera trochę taka jest :):) Ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa oczywiście. Ale prawda jest taka, że nie mogłam się zdecydować i wybrałam więcej produktów, by tu je Wam opisać byście Wy w przyszłości mogli dokonać wyboru bez przeszkód. Zapraszam Was na przegląd kremów marki Gaja Piękna z Natury. Wszystkie kremy dostępne są w Drogerii Lila Róż. 


Każdy z kremów czy żeli występuje w dwóch pojemnościach 100 i 300 ml. Ja wzięłam wszystkie w mniejszej wersji. Każdy z kosmetyków zamknięty jest w plastikowy słoiczek i ma aluminiową nakrętkę. Opakowanie jest wygodne i praktyczne. 



Gaja z Kolagenem KREM to mój zdecydowany faworyt. Krem w swoim składzie zawiera kolagen roślinny, olej kokosowy i kwas mlekowy. Jest przeznaczony do pielęgnacji skóry suchej, bardzo suchej, ze skłonnością do atopowego zapalenia skóry oraz dla skóry dojrzałej i starzejącej się. Kosmetyk ma bardzo przyjemny, delikatny kremowy zapach. Używałam go do skóry całego ciała, również do twarzy. Kosmetyk bardzo dobrze nawilża skórę i pozostawia ją miłą i przyjemną w dotyku. Jest wydajny, szybko się wchłania i nie pozostawia na skórze tłustej warstwy. Bardzo go polubiłam.


Gaja Radosna KREM, w którego składzie znajdziemy masło kakaowe, olej kokosowy, kolagenu roślinny i olej kukurydziany. Z tego kremu bardzo się ucieszyłam, ponieważ lubię kosmetyki z masłem kakaowym i skuszona wizją pachnącego czekoladą ciała ochoczo zabrałam się za testy. Krem przeznaczony jest do skóry przesuszonej, zniszczonej i z oznakami mijającego czasu (linie, zmarszczki). Producent zaznacza, że będzie również idealny do skóry z bliznami i rozstępami. Jego lekka formuła na pewno umili stosowanie produktu. Szybko się on również wchłania. I wszystko byłoby cudowne gdyby nie zapach oleju kukurydzianego przebijający przez zapach kakao. Ta mieszanka wyszła "lekko kwaśna". Zużyć zużyję, bo efekt jest zadowalający, ale nie do końca odpowiada mi zapach kremu. Ale wiadomo, że zapach to kwestia gustu. Kremu używałam tylko do pielęgnacji ciała. Nie używałam go do twarzy. 


Gaja Aloesowa KREM. W moim domu na parapecie stoją dwa wielkie drzewka aloesowe. Aloes świetnie sprawdza się w pielęgnacji mojej skóry. Dobrze nawilża, regeneruje i odżywia skórę. Dodaje go do masek, kremów i balsamów. Dlatego byłam bardzo ciekawa jak ten krem się sprawdzi. I sprawdził się dobrze. Miał nawilżyć i dobrze nawilża. Zawiera w swoim składzie aloes, olej słonecznikowy, olej kokosowy i kolagen roślinny. Krem przeznaczony jest do skóry suchej, odwodnionej, z zaczerwieniami i wypryskami. Lubię kremy aloesowe i chętnie po nie sięgam. Ten kosmetyk stosowałam tylko do pielęgnacji ciała. Nie używałam go do twarzy. 


Gaja z Witaminą E Krem. Polubiłam ten krem przede wszystkim za  mocne nawilżenie skóry. Z plusów również mogę wymienić to, że szybko się wchłania i skóra jest po nim bardzo przyjemna w dotyku. Zdecydowanie bardziej wolę go jednak używać na ciało niż na twarz, bo nie jest przeznaczony do mojej cery. A dla kogo zatem jest ten krem? Dobrze sprawdzi się w przypadku skóry dojrzałej, potrzebującej odżywiania. Działa przeciwstarzeniowo, rozjaśniająco. Bardzo lubię używać go do rąk, bo przyjemnie je nawilża. Ma dość ciekawy zapach perfumowany zapach. Trochę przypomina mi "ciotkowe perfumy " ale po nałożeniu na skórę pachnie trochę jakby mydłem w kostce. Ale wiecie co? Lubię ten zapach :) Krem w swoim składzie zawiera witaminę E, olej kokosowy, kwas mlekowy, olej rycynowy.


Gaja Nagietkowa KREM to produkt idealny do pielęgnacji skóry suchej ale i wrażliwej czy delikatnej. Ma właściwości naprawcze, dobrze regeneruje i działa przeciwzapalnie. W swoim składzie zawiera nagietek, olej rycynowy, ekstrakt z miodu, masło kakaowe. Ten krem jest dość tłusty, treściwy, zdecydowanie ma zbitą konsystencję, a jego tłusta warstwa jest delikatnie wyczuwalna na skórze. No i ten zapach.... Ale nie ma co się dziwić, że pachnie nagietkiem, którego zapach nie jest najpiękniejszym zapachem na świecie. Ale za to właściwości kremik ma świetne. Sucha skóra? Nie dziękuję. Mam Gaję Nagietkową. Bardzo lubię ten krem i pielęgnuję nim suche partie ciała. Dobry jest również do przesuszonej skóry dłoni. Do twarzy nie używałam, bo dla mnie jest za ciężki. ale dobrze sprawdzi się w przypadku podrażnionej i bardzo suchej skóry twarzy. 


Gaja Rozmarynowa ŻEL. Bardzo chciałam przetestować ten żel, ponieważ producent zachwala go jako idealny kosmetyk do skóry tłustej i trądzikowej. Lekki, szybko się wchłania, idealny pod makijaż... mhm czyli coś dla mnie. Zapach rozmarynu lubię więc nie mogłam doczekać się, aż ten kosmetyk do mnie przyjedzie. Żel na lekką konsystencję to fakt. Szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy to również fakt. W swoim składzie oprócz rozmarynu zawiera żywokst lekarski, olejek konopny, olejek lawendowy. I tu wielkim zaskoczeniem był dla mnie zapach żelu. Pachnie jakby pół litra olejku kamforowego, który ktoś wlał do małego pudełeczka, w którym jest krem. Mhm... Czym prędzej zabrałam się za czytanie składu i znalazłam w nim oczywiście kamforę i mentol... Mhm i to dość wysoko w składzie. Używałam już produktów do twarzy które zawierają w swoim składzie olejek miętowy, ale żeby kamforę i mentol i to w tak dużej ilości to jeszcze nie. Zapach kamfory jest tak intensywny jak w bardzo popularnej maści marki na przeziębienie Vicks. Jak dla mnie za bardzo intensywny. Czytałam opinie blogerek na jego temat i rozbawiła mnie jedna typu "idealny pod oczy". Mhm, ja na brodę nałożyłam odrobinę i już mi oczy łzawiły od nadmiaru zapachu kamfory, a co dopiero nakładać go pod oczy. A uczucie na skórze twarzy po nałożeniu tego żelu jest fatalne. Bardzo mocny efekt chłodzenia i niestety mnie już po chwili zaczęła piec skórą w miejscu gdzie nałożyłam żel. I ten zapach mentolu i kamfory...Żeby nie było, że nie lubię. Bardzo lubię ale nie w kosmetyku do twarzy. Zresztą z tego co wiem to olejku kamforowego nie należy nakładać na podrażnioną skórę. A niestety skóra trądzikowa często ulega podrażnieniom i uszkodzeniu. Więc????? Ale za to kosmetyk bardzo dobrze sprawdza się w pielęgnacji innych części ciała. Ja używałam go głównie na brzuch i faktycznie mogę potwierdzić, że ma działanie ujędrniające. Tam zapach mi nie przeszkadza, a efekt chłodzenia jest jak najbardziej na plus. 


Gaja Powabna ŻEL i KREM Antycellulitowy. Tych kosmetyków byłam ciekawa najbardziej z całej ósemki i wzięłam specjalnie te dwa produkty by je Wam porównać. Oba w składzie zawierają kofeinę, miłorząb japoński, bluszcz, algi morskie. Oba kosmetyki mają działać skutecznie na cellulit i pomagać nam w walce z niechanym tłuszczem. Myślałam na początku, że działają one tak samo, tylko różnią się formą. Myliłam się. Zacznę może od ŻELU. Lekka konsystencja. Szybko się wchłania i nie pozostawia na skórze tłustej warstwy. pachnie...nie umiem Wam powiedzieć jak dokładnie, ale zapach jest bardzo delikatny i przyjemny. A co do działania to lekko napina skórę, a tak poza tym to nie zauważyłam nic nadzwyczajnego. Nie zauważyłam również efektu rozgrzewania czy mrowienia, a tego się spodziewałam. W sumie to ten kosmetyk szału nie robi.


Inna sytuacja jest z KREMEM. Już po chwili od nałożenia kosmetyku zaczęłam czuć na skórze ciepło, potem gorąco. Skóra zaczęła mnie piec. Mimo tego, że po aplikacji kremu umyłam dokładnie ręce, to na dłoniach i przedramionach, które nie miały kontaktu z produktem dostałam ogromnych piekąco- swędzących plam. Gorzej wyglądał mój brzuch. Już po 3 minutach zrobił się cały czerwony i skóra mnie piekła. Bardzo szybko weszłam pod prysznic i bardzo dokładnie się umyłam gdyż wyglądało to jak typowa reakcja alergiczna. Mimo prysznica skóra dalej była gorąca i piekła choć już nie tak bardzo jak przed myciem. Szybko wzięłam wapno w syropie zapobiegawczo, a zaczerwienienie skóry i lekkie pieczenie utrzymywało się ok 2 godziny, a potem wszystko ustąpiło. Muszę Wam powiedzieć, że używałam już wiele rozgrzewających kosmetyków antycellulitowych, ale nigdy nie miałam takiej reakcji na ciele. Jestem bardzo zdziwiona bo po żelu nie miałam nic. Zrobiłam małe śledztwo na Instagramie, bo przecież to nie tajemnica, że testujemy to w kilka osób i wiem, że nie tylko u mnie taka reakcja wystąpiła, choć dziewczyny miały takie plamy również po żelu. Czytałam również opinie na temat tych produktów na portalu wizaz.pl, i niektóre z dziewczyn pisały, że także piekła je skóra. Co więcej, podobno tak na być. Ja rozumiem, że skóra jest zaczerwieniona, bo taki kosmetyk może tak działać. Ale żeby aż tak? Testowałam już wiele podobnych kosmetyków i nigdy nic takiego nie było. A tu taki stan. Widać jestem albo uczulona na jakiś składnik kremu, albo u mnie to prostu skutki uboczne są bardziej widoczne i dokuczliwe niż u innych. Nie zamierzam ryzykować i pisać Wam że lubię gdy mnie coś pali i piecze i jestem gotowa podjąć to ryzyko by pozbyć się cellulitu. a takie opinie już czytałam.  Mhm nie jestem gotowa i kolejnych prób nie zamierzam podejmować gdyż jeśli to alergia to nic dobrego z tego nie wyjdzie. Skoro u kilku osób taka reakcja wystąpiła, to uważam, że producent powinien napisać na opakowaniu, że może wystąpić zaczerwienienie, podrażnienie skóry i trzeba wcześniej zrobić próbę uczuleniową. Nie lubię takich niespodzianek. 

Poniżej zdjęcia rąk chwilę po nałożeniu kosmetyku. To już jest po tym jak się umyłam. Brzucha nie umiałam sobie sama sfotografować. 





Wszystkie kremy i żele możecie kupić w Drogerii Lila Róż. Ja na pewno skuszę się jeszcze na Gaję z Kolagenem, bo ten krem świetnie się u mnie sprawdził i mogłam go stosować do pielęgnacji całego ciała, równie twarzy. Bardzo podoba mi się również zapach tego kremu. Następnym razem na pewno wezmę 300 ml, bo moje 100 ml szybciutko zniknęło. W ofercie marki są jeszcze inne produkty, więc warto zajrzeć na stronę drogerii. 



Jestem bardzo ciekawa czy testowaliście te kosmetyki i co o nich myślicie? A może u Was też wystąpiły te skutki uboczne po użyciu kremu Gaja Powabna? Koniecznie dajcie znać w komentarzu. 







































środa, 20 lutego 2019

Odżywka do włosów z keratyną i witaminami Quin Silcare

Odżywka do włosów z keratyną i witaminami Quin Silcare

Choć to post kosmetyczny to zacznę trochę z innej strony. Jak byłam mała, to bardzo lubiłam żelki. Tata kupował mi takie w kształcie misiów i to były najlepsze żelki ever. Teraz już nie ma takich dobrych. One miały też świetny zapach, którego nie umiem Wam opisać. Ale pamiętam, że bardzo go lubiłam. Ostatnio miałam przyjemność znów obcować z tym zapachem na nowo. Ale nie jadłam słodkich misiów, a używałam kosmetyku, który pachniał jak misie żelki z mojego dzieciństwa.


Skuteczna odżywka z keratyną i witaminami w postaci delikatnej mgiełki wspomagająca odbudowę włosów, to doskonały kosmetyk niezwykle pomocny w ich regeneracji i wzmocnieniu. Jest to produkt zawierający hydrolizowaną keratynę, aktywny składnik, który dociera do uszkodzonych miejsc na powierzchni i w głąb włosa, aby wspomóc prawidłowy przebieg procesu odżywiania. Dzięki niej włosy są chronione i odbudowywane dzień po dniu, łatwe w rozczesywaniu i pełne życia. Ulegają znacznemu wzmocnieniu i w sposób zauważalny zwiększa się ich objętość, przywraca połysk i zdrowy wygląd. Dodatkowo wyraźnie zostaje wygładzona naruszona struktura włosa, przywraca właściwy poziom nawilżenia, włosy stają się łatwe do modelowania i układania.


Keratyna do włosów z witaminami w wygodnej formie odżywki w sprayu od Silcare skradła moje serce już od pierwszego rozpylenia na włosach. Ten żelkowy zapach tak mi się spodobał, że w sumie już mnie nie obchodziło, czy działa tak jak obiecuje producent czy nie. Serio tak było:):):):) 


Moje włosy są niezwykle oporne na działanie odżywek typu kretyna w sprayu. Producent zawsze zaznacza, że taka odżywka ma za zadanie poprawić wygląd i kondycję włosa. U mnie na pewno ułatwia rozczesywanie. Nie jestem w stanie rzetelnie ocenić jej zdrowotnych właściwości na włosy gdyż ten produkt jest jednym z wielu kosmetyków, które używam zawsze podczas mycia. Żeby ocenić faktycznie czy działa musiałabym myć tylko włosy szamponem i używać tej odżywki. Niestety moje włosy są na tyle problematyczne, że nie mogę tak postąpić.


 Keratynę w sprayu nakładam zawsze na umyte (szampon, odżywka lub maska) włosy i lekko w nie wcieram. Potem nakładam olejek w kremie i olejek arganowy na końcówki. Odżywka jest lekka, bardzo przyjemna i polubiłam ją za łatwiejsze rozczesywanie włosów. Ale nie umiem Wam powiedzieć czy działa bo nie używam jej solo, a zawsze podczas rytuału pielęgnacyjnego. I oczywiście również bardzo ją lubię za słodki, żelkowy zapach, który skradł moje serce.


Lubicie takie odżywki?







Balmi czyli mój sposób na zadbane usta

Balmi czyli mój sposób na zadbane usta


Pomadki, masła, masełka i inne produkty pielęgnacyjne do ust w moim domu zapełniają każdą przestrzeń. Mój mąż się mnie nawet ostatnio pytał czemu w każdym pokoju leży coś do malowania ust. Nie do malowania, a do pielęgnacji poprawiłam go. A otóż temu, że bardzo lubię takie produkty i chętnie po nie sięgam. A sięgam też dlatego, że nie znoszę mieć spierzchniętych i bolących ust, a przy takiej pogodzie jak teraz o to nie trudno.


Masełko do ust Balmi widziałam już wcześniej na Instagramie, zanim je dostałam do testów. Same pozytywne opinie, duży wybór zapachów/ smaków produktów sprawił, że bardzo chciałam poznać ten kosmetyk. Do przetestowania dostałam wersję Berry Baie i w sumie nie wiem jak dokładnie przetłumaczyć ten smak na język polski. Dla mnie tam jest i trochę truskawki i trochę jagody. Smak jest fajny, zapach równie przyjemny. Konsystencja masełka jest zbita i po odkręceniu wieczka słoiczka ukazuje nam się stożek. Fajne rozwiązanie bo wygodnie się go w takiej formie używa. Masełko ma podobne właściwości na do wazeliny kosmetycznej. Bardzo szybko natłuszcza i nawilża usta. Koi je i pielęgnuje. Gdy zaczynają się u mnie jakieś problemy z ustami, to kosmetyk przynosi mi natychmiastową ulgę. 


Ale na uwagę zasługuje bardzo również opakowanie masełka. Niby proste, ale bardzo przyciąga wzrok, a ja lubię także kupować oczami i moją uwagę na półce sklepowej na pewno by przykuło. 


A teraz taka mała ciekawostka. Wychodzę na chwilę z pokoju i jak wracam to moja mama maluje usta Balmi i mówi, że świetne to i skąd mam, bo jej się podoba. Padłam, bo moja mama przecież nie używa takich rzeczy. A jak dodała, że ma takie milusie opakowanie to padłam razy dwa. I tak siedziała i miziała to moje Balmi. Potem jeszcze Dzitek się nim mocno zainteresował i w końcu musiałam schowa je, by nóg nie dostało. Szkoda by mi było gdyby mój syn je gdzieś zgubił, bo bardzo przypadło mi do gust.




Jeśli szukacie ładnie wyglądającego kosmetyku do pielęgnacji ust, a przy tym świetnie działającego, to koniecznie wpadnijcie na stronę www.boutiquecosmetics.pl Tam jest Balmi do wyboru do koloru. Jak skończy mi się moje cudeńko, to koniecznie będę chciała wypróbować wersję arbuzową. 



A Ty jakie Balmi chciałabyś mieć?