poniedziałek, 29 lipca 2019

Olejek z drobinkami złota Nature Queen - hit mojej wakacyjnej pielęgnacji

Olejek z drobinkami złota Nature Queen - hit mojej wakacyjnej pielęgnacji

Wiecie dlaczego uwielbiam prowadzić tego bloga? Dlatego, że mam możliwość testować niektóre produkty, zanim jeszcze pojawią się w sprzedaży. Tak było i w tym przypadku. Dostałam do recenzji najnowszy kosmetyk marki, którą uwielbiam. Nature Queen, bo o niej mowa, postanowiła sprawić frajdę swoim fankom i wypuściła na rynek Suchy olejek z drobinkami złota. Dziewczyny dawno nie miałam tak cudownego kosmetyku jak ten!


"Górą ten, kto umie błyszczeć ", jak to powiedział głosem Maleńczuka pewien krab lubiący błyskotki. A ja jestem właśnie jak ten krab i błyszczeć uwielbiam. Jest jednak coś, czego mi brakowało... efekt skóry muśniętej słońcem. Nie ma bowiem nic piękniejszego niż opalona skóra z efektem glov. Dzięki Królowej Pielęgnacji taki efekt mam na wyciągnięcie ręki. I wiecie co? Bardzo mi się to podoba.


SKŁAD: Macadamia Temifolia Seed Oil, Isopropyl Palmitate, Isohexadecane, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Parfum, Mica, Tacopheryl Acetate, Chamomilla Recutita Flower Extract, Linalool, Benzyl Salicylate, Limonene, Hydroxycitronelial, Alpha-iso-Methylionone, Hexyl, Cinnamal, Citronelloi, Caumarin

Suchy olejek z drobinkami złota sprawi, że Twoja skóra będzie miękka i nawilżona przez cały dzień. Co mi się bardzo w nim podoba, to to, że nie zostawia tłustego filmu na skórze, nie lepi się, a za to bardzo szybko się wchłania. I co najważniejsze, przepięknie pokrywa skórę złotymi drobinkami. Może być stosowany do pielęgnacji skóry całego ciała. Stosowany na twarz, oczywiście w niedużej ilości, sprawia, że wygląda ona świeżo i promiennie, a także wydaje się wypoczęta. Sprawdziłam u siebie i działa. Olejek można używać również do włosów aby dodać im blasku. Jednak polecam robić to ostrożnie, gdyż mimo lekkiej formuły zastosowany w za dużej ilości obciąża włosy. Za pierwszym razem trochę przesadziłam i włosy wyglądały na tłuste. Wydaje mi się, że najlepiej będzie zastosować olejek na rozpuszczone włosy i poprosić drugą osobę, by nam pomogła go nałożyć. Na pewno trzeba go nakładać z większej odległości niż na skórę. 


Co do efektu lśnienia, to uzyskujemy go za pomocą minerału jakim jest mica, która jest również stosowana w kosmetykach kolorowych takich jak cienie, podkłady, pudry i rozświetlacze. 

Kosmetyk ma przepiękny i dość mocno perfumowany zapach, który do złudzenia przypomina mi zapach kosmetyków Dove Derma Spa Goodness.


Olejek jest boski i jeśli lubicie efekt glov na swojej skórze i włosach to bardzo Wam go polecam. Nature Queen bardzo dziękuję za możliwość przetestowania i zrecenzowania tego produktu. Jestem nim oczarowana.














Tantum Natura i po chrypie

Tantum Natura i po chrypie

Bardzo lubię lato. Ale nie takie gorące. Lubię umiarkowaną temperaturę, bo wtedy przyjemniej się podróżuje. Nie ma nic gorszego jak przy 30 stopniowym upale jechać pociągiem, gdy klimatyzacja działa na full. Chore gardło na 100% . U mnie zawsze zaczyna się od chrypki i drapania w gardle. Jeśli nie zadziałam szybko, to potem nie będę mogła mówić.


Ostatnio odkryłam bardzo fajne produkty, które ratują moje gardło już w momencie, gdy zaczynam czuć delikatny dyskomfort. Są to plastyki Tantum Natura od Angelini, które ratują moje gardło już na początku, gdy tylko pojawi się u mnie suchość, drapanie czy nieprzyjemna chrypka.


Żelowe pastylki Tantum Natura zawierają min: propolis, który jest znany i ceniony jako naturalny antybiotyk, miód oraz witaminę C. Suplementy możecie kupić w dwóch wersjach smakowych.

Pomarańczowo-miodowy i cytrynowo-miodowy. Ten drugi w swoim składzie zawiera również Cynk, który jest bardzo pomocny w leczeniu wszelkich infekcji gardła. Produkty zawierają substancję słodzącą.



Opakowanie każdego z suplementu Tantum Natura zawiera 15 miękkich pastylek do ssania. Całość zamknięta jest w kartonik fabrycznie zamknięty, także nie ma możliwości, by ktoś wcześniej przed Tobą go otwierał.


Lato nie jest czasem, kiedy mam ochotę chorować. Jest tyle do zrobienia, że każda, nawet najmniejsza infekcja gardła może popsuć mi moje plany, dlatego zawsze jestem przygotowana na to, że coś może mi się przydarzyć. Chorobie mówię nie i sięgam tylko po sprawdzone suplementy. Tantum Natura wypróbowałam i mogę Wam polecić.


A Wy czego używacie, gdy zaczyna się u Was infekcja gardła?










Bez parabenów. Jak bronić się przed kosmetycznymi oszustwami i mądrze dbać o urodę Beatrice Mautino - recenzja

Bez parabenów. Jak bronić się przed kosmetycznymi oszustwami i mądrze dbać o urodę Beatrice Mautino - recenzja

Świat XXI wieku jest światem kłamstwa, o czym przekonałam się już wielokrotnie. Oczywiście "nie tylko i wyłącznie i zawsze", ale w dużej mierze tak. O jakie kłamstwo mi chodzi? A o to min, które dociera do nas z telewizji, radia, internetu, prasy czyli o reklamy. Nie twierdzę, że każda reklama jest kłamstwem. Są takie, których przekaz jest dość przyjemny i zdarza mi się kupić reklamowany produkt i być z niego zadowoloną. Ale w większości przypadków reklama ma na celu nakłonić nas do kupna danego produktu, choć treści w niej zawarte dalekie są od prawdy. Specjaliści od marketingu uciekają się w tym przypadku do zastosowania różnych kroków i przekonują nas, że ich produkt jest najlepszy. Ale czy jest naprawdę taki? Głównie chodzi mi o reklamy kosmetyków, bo piękno, zdrowie i uroda sprzedają się najlepiej, a rynek kosmetyczny to miliony, jak nie miliardy sprzedanych obietnic pięknej, zadbanej i zdrowej skóry. Obietnice i marzenia -  to w tym przypadku słowa kluczowe. A rzeczywistość niekiedy, a nawet częściej okazuje się brutalna.


Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego, miałam przyjemność przeczytać książkę Beatrice Mautino Bez parabenów. Jak bronić się przed kosmetycznymi oszustwami i mądrze dbać o urodę,  która jest niczym kubeł zimnej wody wylany mi na głowę podczas jej lektury. Czemu? Wiedziałam, że dobra reklama jest dźwignią handlu, w którym wiele lat pracowałam. Jednak żeby aż tak? Autorka bez ogródek i bez koloryzowania pokazuje nam jak bardzo jesteśmy podatni na reklamę, choć sami tak naprawdę nie zdajemy sobie z tego sprawy.

O czym jest tak książka? Przytoczę Wam opis wydawcy :

Maskary, woski, odżywki, toniki, dezodoranty, kremy – czym tak naprawdę się upiększamy?
Beatrice Mautino, włoska biotechnolog, ekspertka w branży chemii kosmetycznej, rozprawia się z wszechobecnymi w niej oszustwami, mitami na temat pielęgnacji i zawartością naszych kosmetyczek.
Czy cellulit naprawdę jest chorobą, którą musimy zwalczać tysiącami kremów, masaży i zabiegów?
Czy istnieje różnica między setkami oferowanych przez sklepy szamponów, których producenci obiecują inny rodzaj cudu?
Czy produkty oznakowane jako „nietestowane na zwierzętach ” rzeczywiście takie są?
Czy „paraben free” znaczy „w 100% naturalny”?
Czy włos naprawdę „oddycha” i czy możemy mu w tym pomóc za pomocą kosmetyków?
Czy jedzenie kolagenu poprawi kondycję naszej skóry?
Czy kosmetyki anti-age to skuteczny sposób na zmarszczki?

Świetny zdroworozsądkowy, poparty badaniami naukowymi i demaskujący nieuczciwe praktyki marketingowe poradnik na temat kosmetyków oraz pielęgnacji, który powinna przeczytać każda świadoma konsumentka!


Media zalewają nas tysiącem informacji na temat kosmetyków i dbania o urodę. Pragnienie bycia beauty jest tak duże, że firmy kosmetyczne mają szerokie pole do popisu i nieustannie wprowadzają na rynek coraz to nowsze, lepsze i inteligentniejsze kosmetyki, które bez użycia igieł czy skalpela usuną oznaki upływającego czasu ze skóry. Ale skąd wiedzieć, który kosmetyk jest najlepszy? Na stronach tej książki tego nie przeczytacie. Za to dowiecie się jak firmy kosmetyczne robią nas w konia i to co uznawane jest za ekskluzywne, wcale nie musi takie być w rzeczywistości . Zaciekawiłam Was? Również byłam tego bardzo ciekawa i muszę Wam się przyznać do czegoś. Pozwólcie, że opiszę to bardzo prostym i potocznym językiem...

Podczas lektury tej książki z każdą kolejną stroną coraz szerzej otwierałam oczy, a na sam koniec zbierałam szczękę z podłogi. Ze zdobytą wiedzą wcale nie jest mi lepiej, choć powinno. Czemu? Bo  okazało się, że i ja również wielokrotnie uległam reklamie i teraz to widzę. Byłam naiwna? Myślę, że każda z nas kiedyś taka była. Albo i nie.


Co takiego jest w tej książce, że wyróżnia ją na rynku? Zacznijmy od tego, że to pierwsza taka książka, o której słyszałam, która by opisywała praktyki koncernów kosmetycznych, obalała mity i otwierała mam oczy na to, że najzwyczajniej w świecie jesteśmy oszukiwani. Wykorzystywane są nasze marzenia i pragnienia. A to nie wróży nic dobrego. 

Czy parabeny i silikony faktycznie są tak szkodliwe? O co chodzi z tymi konserwantami w kosmetykach i czy należy się ich bać? Lepszy kosmetyk naturalny czy syntetyczny? Jak to jest z tym testowaniem na zwierzętach? Czy istnieje coś takiego jak woda micelarna? Czy krem przeciwzmarszczkowy i antycellulitowy działa? Na te i inne pytania w prosty i poparty badaniami naukowymi sposób opowiada autorka. 

W książce przeczytacie również to czego nie powiedzą Wam fryzjerzy i doradcy w drogeriach czyli jak to faktycznie jest z tą pielęgnacją włosów. Obszerny rozdział o wpływie słońca na skórę i działaniu kosmetyków z filarami zaspokoi ciekawość wszystkich tych, co lubią chodzić na solarium lub wylegiwać się na plaży. Zmarszczki, zmarszczki i po zmarszczkach, wszystko bez igły i skalpela - wierzycie w to? Ja i autorka nie wierzymy. W rozdziale poświęconym zmarszczkom przeczytacie czy faktycznie warto inwestować w krem przeciwzmarszczkowy. I na końcu coś, co jest perełką na torcie, czyli to, jak reklama potrafi oszukiwać i robić ludziom wodę z mózgu.


Dziewczyny, bo w większości to Wy sięgnięcie po te książkę, a musicie to zrobić koniecznie. Choć zdobyta wiedza boli, bo człowiek przez tyle lat okazywał się głupi, to wierzcie mi, że wolicie to wszystko wiedzieć niż nie. Nie chcę Wam za dużo zdradzić, ale musicie uwierzyć mi na słowo. Po przeczytaniu tej książki zupełnie inaczej spojrzycie na to co wkładacie w drogerii do koszyka. A biorąc do ręki posiadane już kosmetyki wspomnicie moje słowa, że nie wszystko złoto co się świeci i choćby było luksusowe, drogie i w złote pudełko opakowane, nigdy nawet koło złota nie leżało i złotem nie będzie. Mam nadzieję, że wiecie o czym mówię. A jeśli nie, to po przeczytaniu tej książki na pewno będziecie wiedzieć. 


Cały tytuł książki brzmi Bez parabenów. Jak bronić się przed kosmetycznymi oszustwami i mądrze dbać o urodę. Każda z Was powinna przeczytać tę książkę. Po jej lekturze nic już nie będzie takie samo. Ale może to i lepiej...

























czwartek, 25 lipca 2019

BOTANIC SkinFood - nowa marka kosmetyków naturalnych w drogeriach Natura

BOTANIC SkinFood - nowa marka kosmetyków naturalnych w drogeriach Natura



7 czerwca do drogerii Natura weszła nowa marka kosmetyków naturalnych do pielęgnacji twarzy BOTANIC SkinFood, o której pisałam Wam w innym wpisie na moim blogu. Miałam tę przyjemność, że mogłam przetestować te kosmetyki przedpremierowo i dziś chciałabym podzielić się z Wami moją opinią na ich temat.



BOTANIC SkinFood są to polskie kosmetyki, które mają minimum 97% składników pochodzenia naturalnego. Wszystkie oparte są na wysoce odżywczych składnikach superfoods, które stanowią naturalne źródło zdrowia, a teraz także botaniczny pokarm dla skóry. Receptury tych kosmetyków są w 100% wegańskie i nie zawierają sztucznych wypełniaczy, dzięki czemu są zdrowsze dla nas i naszego środowiska. 

Do przetestowania dostałam:

Malinowy peeling do twarzy 
Hydrolat lawendowy do skóry i włosów 
Krem nawilżający herbata matcha i mango 
Zieloną maskę algową peel-off 

Bardzo podoba mi się to, że ma każdym opakowaniu kosmetyku jest zrobiona analiza składu. Nie każdy jest biegły z chemii i nie każdy ma tak pojemną głowę, by zapamiętać te wszystkie nazwy i znać ich znaczenie. Tu marka nas wręczyła i wszystko jest czarno na białym, dzięki temu biorąc kosmetyk do ręki, już wiem co się w nim znajduje, bez kombinowania i zastanawiania się. 




Zacznijmy od hydrolatu. Bardzo lubię wszelkiego rodzaju naturalne płyny do oczyszczania skóry twarzy. Często sięgam zarówno po płyny micelarne, toniki, czy tak jak w tym przypadku po hydrolat. Używam ich jako produkty to przemywania twarzy ale i łączę z sypkimi maseczkami. Tak też robiłam i w tym przypadku. Hydrolat lawendowy ma działanie tonizujące, odświeżające i oczyszczające. Nie zmywa makijażu - próbowałam. Nie radzi sobie z tym. Nie za specjalnie też oczyszcza skórę z zanieczyszczeń. Robiłam porównanie oczyszczania hydrolatem i płynem micelarnym i przy hydrolacie wacik był prawie czysty, natomiast płyn micelarny zebrał tyle zanieczyszczeń, że byłam w szoku. Kosmetyk natomiast bardzo dobrze nadaje się do tonizowania skóry już po jej oczyszczeniu. Uspokaja ją i przyjemnie nawilża. Świetnie sprawdza się również do rozrabiania maseczek. Choć nie jestem fanką zapachu lawendy, to w tym przypadku zapach jest delikatny i mi nie przeszkadzał. Opakowanie kosmetyku, to ciemna plastikowa buteleczka wykonana z plastiku o pojemności 250 ml z wygodną w użyciu pompką. 

Cena 23.99 zł. 





Drugim kosmetykiem, który bardzo przypadł mi do gustu jest Malinowy peeling do twarzy. Kosmetyk przeznaczony jest do skóry tłustej i mieszanej. Zamknięty jest w szklany ciemny słoiczek o pojemności 50 ml. Sam kosmetyk ma postać galaretki, w której wyczuwalne są ścierające drobinki, które są niczym innym jak drobinkami pestek malin. Peeling dodatkowo zapakowany jest w kartonik, na którym mamy wyszczególniony cały skład i opis samego kosmetyku.





Peeling ma za zadanie usunąć martwy naskórek i przygotować skórę twarzy do dalszych zabiegów pielęgnacyjnych. I robi to skutecznie. Trochę zaskoczona jestem zapachem peelingu, bowiem jest taki "nie malinowy". Trochę  w nim te maliny czuć, ale słabo. Natomiast sam zapach jest przyjemny. Lubię go, a sam kosmetyk również przypadł mi do gustu. Dobrych, naturalnych peelingów do twarzy nigdy nie jest pod dostatkiem. Oprócz ekstraktu z malin, w peelingu jest również zawarty ekstrakt z eukaliptusa, który działa ściągająco i odświeżająco. Lubię ten peeling, bo dobrze oczyszcza, a przy tym nie wysusza skóry. 

Cena 19.99 zł. 





Po oczyszczeniu twarzy i tonizacji, przechodzimy do nawilżenia. I tu z pomocą przychodzi mi Krem nawilżający z dodatkiem herbaty matcha i mango. Kosmetyk przeznaczony jest do każdego rodzaju cery, w tym zmęczonej. Kremik zamknięty jest w mały szklany, ciemny słoiczek o pojemności 50 ml. Kosmetyk przyjemnie pachnie, ale znów nie jest to zapach mango. Nie mniej jednak podoba mi się, to co czuje mój nos.




Krem jest rzadki, ma lekką konsystencję i szybko się wchłania. Przyjemnie nawilża i pielęgnuje skórę. Nadaje się pod makijaż. Ekstrakt z mango i zielonej herbaty Macha jest dość daleko w składzie, jednak na drugim miejscu, zaraz po wodzie jest olej ze słodkich migdałów, który lubię i stosuję w mojej pielęgnacji, więc jestem udobruchana. Polubiłam ten krem. 

Cena 27.99 zł 





I na koniec coś, co uwielbiam i nie wyobrażam sobie, by tego kosmetyku mogło zabraknąć w mojej pielęgnacji - maseczka do twarzy. Do przetestowania dostałam Zieloną maskę algową peel-off, która o dziwo nie jest w żelu, a w proszku. Przed użyciem należało ją wymieszać z wodą lub hydrolatem. Zastosowałam oczywiście hydrolat lawendowy i dolałam go do maseczki tyle, by wyszła konsystencja gęstej śmietany. Całość nałożyłam na buzię za pomocą silikonowej szpatułki i czekałam ok 15 minut, aż maska zaschnie. Nie jest to typowa maska peel off, jest to alginat, czyli najprościej mówiąc jest gumo podobna i po zaschnięciu właśnie w dotyku taką gumę przypomina. Powinna się dać ściągnąć w całości jednak, ja swoją zdejmowałam w kawałkach, bo się urywała. Bardzo ważne w przypadku stosowania takich masek jest to, by nałożyć ją grubo na wszystkie miejsca. Bowiem jeśli nałożycie cienko, to ona zaschnie jak glinka i trzeba będzie ją albo zmywać albo lekko zdrapać. Nic przyjemnego. Pod takie maski można coś jeszcze nałożyć, np.: ampułkę i wtedy substancje w niej zawarte lepiej się wchłaniają w głąb skóry. Wszystko było by świetnie, gdyby nie to, że ta konkretna maska mnie uczuliła. Objawiło się to zaczerwienieniem i swędzeniem całej skóry twarzy, które nastąpiło dopiero po zdjęciu maski. Nie nie czułam, gdy miałam ją na twarzy. Także wybaczcie, ale nie powiem Wam, czy się sprawdza czy nie, bo musiałam po jej zdjęciu ratować się Zyrtekiem i byłam zbyt zła na to co się stało, by oceniać jej działanie. Na szczęście następnego dnia było już ok. Buzia jest cała i nie wygląda gorzej niż przed maską. Zapomniałabym dodać - maska pachnie jak pokarm dla rybek- niezbyt ładnie, ale po pomieszaniu z hydrolatem lawendowym zapach jest znośny. 
Cena: 5,99 zł.


Pamiętajcie tylko, że to nie wina maski, a mojej buzi, więc to wcale nie znaczy, że kosmetyk jest zły. Nie jest po prostu dla mnie. Natomiast z reszty zawartości paczki od drogerii Natura jestem bardzo zadowolona. 



Znacie produkty BOTANIC SkinFood?

















Niepokorna królowa Meghan March - recenzja

Niepokorna królowa Meghan March - recenzja

To nie jest kolejny przesłodzony romans, jakich na półkach w księgarniach wiele...

Jeśli myślisz, że Król bez skrupułów Meghan March był rewelacyjny, to druga część zwali Cię z nóg. Dawno nie czytałam tak wciągającej książki. W momencie, w którym zaczęłam, wiedziałam, że jak najszybciej muszę ją skończyć, bo będzie siedziała w mojej głowie do ostatniego słowa ostatniej strony. Nie myliłam się....


Keira Kilgore ma ognisty temperament i cudowne ciało. Ta silna, odważna kobieta nade wszystko ceni niezależność — choć stanowi własność tyrana. Nie ma prawa decydowania o swoim losie, mimo że podejmuje decyzje biznesowe jako właścicielka i szefowa rodzinnej destylarni. Jeszcze całkiem niedawno wierzyła, że jest wdową, jednak okazało się, że jej uznany za zmarłego mąż żyje. I jest równie podły jak dawniej!

Lachlan Mount stanowi prawo i ustala zasady w Nowym Orleanie. Nikt nawet nie próbuje kwestionować jego żądań. Gdy sięgnął po Keirę, oczywiste było, że odtąd jest jego zabawką. Dziewczyna stała się własnością najbardziej bezwzględnego i bezlitosnego tyrana, jaki kiedykolwiek kontrolował Nowy Orlean. I chociaż Mount wyzwala w niej najgorsze instynkty, a rozum każe jej go nienawidzić, ciało pożąda tego okrutnego mężczyzny każdym nerwem. Keira pragnie więc tylko ocalić duszę i serce.

W drugim tomie tej niezwykłej trylogii wydarzenia nabierają szalonego tempa. Odwaga i duma Keiry ścierają się z bezwzględnym żądaniem Mounta, by była mu absolutnie posłuszna. Każde ich spotkanie to zderzenie namiętności i odwagi, pożądania i podziwu. Mężczyzna wie, że choć rządzi miastem żelazną pięścią, nie podporządkuje sobie rudowłosej ślicznotki do końca. Zdaje sobie również sprawę, że nie może jej stracić. Jest dla niego cenniejsza od władzy i pieniędzy. Tymczasem sprawy zmierzają ku katastrofie. Nadchodzą chwile grozy...


Pierwsza część trylogii Mount Meghan March, którą wydało Editio Red kończy się w momencie, gdy w drzwiach mieszkania Keiry staje jej mąż. Zaskoczeni?  Na pewno. W końcu mężczyzna nie żyje, a Keira od kilku miesięcy żyje w przekonaniu, że jest wdową.


Niestety nie ma tak dobrze. Brett żyje i ma się całkiem dobrze. Oprócz tego, że jest naćpany, to nie wygląda, by coś mu się stało. Jest jedna rzecz, która się w nim zmieniła - jest jeszcze bardziej bezczelny i chciwy, niż ostatnio. Żąda od żony pieniędzy w zamian za to, że nie skrzywdzi jej rodziny. Jeszcze nie wiem, że swoim zmartwychwstaniem wydał na siebie wyrok śmierci.

A co słychać u Keiry i Lachlana? Ich znajomość kwitnie. Jest namiętnie, a porżądanie, które jest między, nimi czuć na kilometr. Przez ten czas zbliżyli się do siebie i nawet pracownicy Lachlana zauważyli, że ta kobieta jest "inna" niż wszystkie, które do tej pory widywali u boku szefa.  Czy to oznacza, że "słowo na m" wisi w powietrzu?

"Człowiek, którego uważałam za potwora, dał mi najpiękniejszy tydzień mojego życia i z tego co pamiętam również najpiękniejszą noc mojego życia. Nie mam pojęcia jak sobie poradzić z tą zmianą. Miało chodzić wyłącznie o seks. Spłatę długu. Jednak to wymknęło się spod kontroli i teraz jestem przerażona, że staje się czymś zupełnie innym. To nie może się dziać".

Co Wy na to ?


Gdy zaczekam czytać Niepokorną królową przepadłam. Ogólnie sądzę, że erotyki to nie są książki wielkich lotów i ich fabuła bywa niekiedy zbyt banalna. Tu od pierwszego zdania natomiast, kolejny raz wpadłam do świata głównych bohaterów. Żyłam ich rozterkami, czułam ich emocje, a pożądanie, które między nimi wybuchało i mi się udzielało. O tak, podczas czytania tej lektury wyobraźnia działa na najwyższych obrotach, a rumieniec nie schodził z policzków.  Przyjemne doznanie, nie powiem, że nie.

Akcja książki jest dynamiczna, rozdziały krótkie, a podczas czytania 228 strony książki nie ma mowy o nudzie. A nawet mogę powiedzieć, że podczas lektury czas mija tak szybko, że zanim się obejrzałam już był koniec. A ten standardowo, jako to u Meghan March bywa, zaskoczył mnie.


Zaczęła się już przedsprzedaż trzeciej i ostatniej części serii Mount o nazwie Imperium grzechu. Nie wiem jak, Wy ale ja już nie mogę się doczekać, aż książka wpadnie w moje recenzenckie łapki.

Edito Red bardzo dziękuję za możliwość zrecenzowania Niepokornej królowej i czekam na zakończenie historii Keiry i Lachlana.


Lubicie książki Meghan March?








Woda perfumowana Jasmin od marki NOU

Woda perfumowana Jasmin od marki  NOU


Zapachy ogrodu? Proszę bardzo. Gdy byłam małą dziewczynką, często zbierałam do wazonu małe białe kwiatki, które rosły na drzewku na moim podwórku. Kiedyś zapytałam mamę, jak nazywa się ten kwiat. Odpowiedziała mi, że to jaśmin. Pamiętam, że uwielbiałam ten zapach i byłam szczęśliwa, że mogę mieć te kwiaty na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło tylko wyjść na podwórko. Później się przeprowadziliśmy i już jaśminu nie było. Ale sentyment do zapachu pozostał. 


Na moim blogu mogliście przeczytać już jedną recenzję zapachu wody perfumowanej NOU. Zapach Cherry Blossom skradł moje serce i należy do zacnego grona ulubieńców. Jak jest z wersją zapachową Jasmin

NUTY ZAPACHOWE:

Nuta głowy: cytryna, brzoskwinia, kwiaty neroli
Nuta serca: jaśmin, kwiat pomarańczy, wiciokrzew
Nuta bazy: piżmo, bursztyn słoneczny


Zapach Jasmin nie będzie się podobać każdemu i od tego muszę zacząć swoją recenzję. O ile sam kwiat jaśminu, którym możemy się sugerować przy zakupie tej wody perfumowanej jest zapachem lekkim i rześkim, to dodatki w postaci chociażby piżma, czynią zapach Jasmin ciężkim. Wodę perfumowana Jasmin najlepiej zda egzamin jako zapach wieczorowy. Natomiast jeśli ktoś chciałby jej używać w dzień, to wyobrażam sobie w roli takiego użytkownika np.: moją mamę. Tak, zapach ten kojarzy mi się z kobietą dojrzałą, elegancką i pewną siebie. Nie młodą dziewczyną. Jest bowiem w moim przekonaniu za dostojny dla osób młodych. Zresztą zapach piżma, który jest wyraźnie wyczuwalny, zawsze kojarzył mi się z osobami dojrzałymi...


Moi Kochani, z zapachami perfum jest jak z mężczyznami. Nie wszyscy się wszystkim podobają. Ale to wcale nie znaczy, że ktoś jest brzydki. Zapachu Jasmin również takim nie mogę nazwać. Jest bowiem ładny na swój sposób. Do mnie akurat nie pasuje, bo ja lubię inne zapachy, ale moja mama powiedziała mi, że bierze flakonik bez dwóch zdań. Ona lubi takie klimaty. A ja pozostanę wierna moim kwiatom wiśni zamkniętym w zapachu Cherry Blossom od marki NOU. 


Kolejny raz jednak pragnę Wam zwrócić uwagę na flakon. W prostocie siła. Bardzo mi się podoba i ładnie wychodzi na zdjęciach. 


Perfumki przekazuję mamie, a Was zapraszam do drogerii Rossmann, gdzie marka NOU i jej zapachy rozgościła się w dziale perfumy. Znajdziecie tam testery i dzięki temu będziecie mogli zdecydować, który zapach podoba się Wam najbardziej. A NOU ma ich do zaproponowania Wam aż 6. Dajcie koniecznie znać oczywiście, który się Wam najbardziej spodobał. 


Znacie zapachy NOU?














poniedziałek, 22 lipca 2019

Pachnące owocami lato z kosmetykami Ava Laboratorium

Pachnące owocami lato z kosmetykami Ava Laboratorium

Uwielbiam lato. Ale nie takie gorące. Lubię umiarkowaną temperaturę. A lato najbardziej lubię za to, że nabieram wtedy ochoty na bardzo owocową pielęgnację. Kosmetyki, których używam, muszą mieć lekkie konsystencje, szybko odświeżać, a w przypadku balsamów do ciała doskonale nawilżać je.

Dzięki uprzejmości marki Ava Laboratorium moje ciało zażyło ostatnio przyjemnego owocowego relaksu z ich kosmetykami z serii l'arisse Frutti Relax i Cleansing Line.

Seria l'arisse Frutti Relax to dwa produkty nawilżające do pielęgnacji ciała.




Zacznę może od Sorbetu do ciała melon i arbuz z serii L'arisse Frutti Relax . To jest mój hit. Zapach jest obłędny. Kosmetyk pachnie dokładnie tak, jakbym sobie tego życzyła, czyli słodkim, soczystym arbuzem i melonem. Lekka konsystencja i pobudzający zmysły zapach, to wszystko, czego mi latem do szczęścia potrzeba. Kosmetyk w mig się wchłania, przyjemnie nawilża, nie pozostawia tłustej czy lepkiej warstwy na skórze. Dodatkowo ma działanie ujędrniające. Uwielbiam ten kosmetyk. Jeśli się na niego zdecydujecie, to polecam aplikować go na jeszcze wilgotną skórę po prysznicu. Wygodne opakowanie w postaci plastikowego słoika o pojemności 250 ml umili Wam dodatkowo stosowanie tego cudeńka. 


Mus do ciała L'arisse Frutti Relax o zapachu czerwonych owoców przeznaczony jest do pielęgnacji skóry wrażliwej i suchej. Jest bardziej gesty od sorbetu, jednak równie szybko się wchłania i w mig przyjemnie nawilża spragnioną skórę. Ma lekką konsystencję i jego nakładanie jest wygodne. Zaskoczył mnie tylko jego zapach. Podoba mi się i kiedyś już używałam kosmetyku, który tak pachniał. Tyko, że na opakowaniu mamy truskawki i maliny, a dla mnie mus pachnie bardziej jak czerwony grejpfrut. Liczyłam jednak na połączenie zapachu malin i truskawek, ale skoro producent wymyślił sobie taką wariację na temat zapachu czerwonych owoców, to ją przyjmuje i jestem na tak. Opakowanie 250 ml.

Do przetestowania wybrałam sobie również dwa kosmetyki z serii Cleansing Line, a są to Żel myjący do twarzy i Żel pod prysznic +peeling 2 w 1.



Żel do mycia twarzy z naturalnym olejkiem pomarańczowym przeznaczony jest do każdego rodzaju skóry. Przeznaczony jest do usuwania makijażu oraz zanieczyszczeń z powierzchni skóry. Nie narusza płaszcza lipidowego, nie wysusza skóry, a za to przyjemnie ją oczyszcza i odświeża. Buteleczka z zamknięciem typu klik o pojemności 200 ml wykonana jest z przezroczystego plastiku, dzięki czemu widać ile kosmetyku jeszcze nam zostało. A żel jest bardzo wydajny, więc nie musicie się martwić, że szybko się Wam skończy.


Ostatnim kosmetykiem mojej wakacyjno -letniej pielęgnacji jest Żel pod prysznic +peeling 2 w 1 z naturalnym olejkiem grapefruitowym. Kosmetyk łączy w sobie zalety przyjemnie pachnącego żelu pod prysznic z delikatnym peelingiem. Bardzo lubię takie kosmetyki i często je sobie kupuję. Latem moja skóra często wysycha, a takie żele z drobinkami oprócz oczyszczania jej, również dokładnie złuszczą ten stary i suchy naskórek. Żel ma pojemność 200 ml. Zamknięty jest z plastikowej, przezroczystej butelce z zamknięciem typu klik. Kosmetyk ma bardzo przyjemny, choć delikatny grejpfrutowy zapach. Na uwagę zasługuje również kolor kosmetyku. Zielony z białymi peelingującymi mikrogranulkami, które zawierają w swoim składzie olej jojoba. Skóra po użyciu żelu jest przyjemnie odświeżona, gładka i miła w dotyku.

Tak jak pisałam Wam wcześniej, bardzo lubię lato. A latem najbardziej lubię stosować delikatne i mocno odświeżające kosmetyki. Wszystkie cztery produkty, które Wam pokazałam spełniły moje oczekiwania. Zresztą to nie pierwszy raz, gdy polecam Wam coś od Ava Laboratorium. Ich produkty nie są drogie, a za każdym razem używanie ich sprawia mi bardzo dużo przyjemności.




Znacie letnią pielęgnację od Ava Laboratorium?















Król bez skrupułów Meghan March - recenzja

Król bez skrupułów Meghan March - recenzja

W wolnych chwilach lubię poczytać blogi innych recenzentów książkowych. Zawsze można znaleźć na nich coś ciekawego. Taką właśnie pozycją, która bardzo mnie zainteresowała była książka Meghan March i jej Król bez skrupułów. Okładka od razu sugeruje, że w książce będzie się działo i bohaterowie nie będą tam na pewno grać w karty czy popijać herbaty. Ale nie chodziło w tym momencie mi absolutnie o to, że książka jest erotykiem, a jest nim bez dwóch zdań. Byłam za to ciekawa, co takiego urzekło moje koleżanki "po fachu", że pisały: rewelacja, polecam. Na wstępie dodam, że lubię książki z wątkiem kryminalnym, a w powieściach Meghan March na pewno takich wątków nie brakuje. 


Keira Kilgore jest rudowłosą pięknością o ognistym temperamencie i niepokornej duszy. Prowadzi destylarnię, która należy do jej rodziny od czterech pokoleń, i to dziedzictwo jest dla niej wszystkim. Zwłaszcza teraz, gdy po kilku miesiącach małżeństwa zmarł jej mąż. Nie był to udany związek. Brett, jej małżonek, regularnie ją zdradzał, podkradał pieniądze z firmowego konta, a gdy zginął, okazało się, że... pozostawił ją z ogromnym długiem, którego w żaden sposób nie mogłaby spłacić. Najgorsze jednak, że zadłużył Keirę u człowieka, który rządzi Nowym Orleanem żelazną pięścią.

Lachlan Mount nie ma żadnych zahamowań ani słabości, a o jego bezwzględności krążą legendy. Nikt nie odważy się kwestionować jego życzeń czy łamać ustalonych przez niego zasad - ani policja, ani żadna z mafii działających w tym mieście. Mount trzyma się w cieniu. Nikomu nie pozwala zbliżyć się do siebie, może poza nielicznymi kobietami, które potem giną bez wieści. Mężczyzna może zrobić wszystko, bo nigdy nie spotkał się nawet z cieniem oporu. Kontrolował Nowy Orlean w pełnym tego słowa znaczeniu, a jego żądania zawsze były spełniane. Tak miało być i tym razem.

W zamian za odstąpienie od zniszczenia dziedzictwa Keiry zażądał jej samej...

To emocjonująca, pełna dramatycznych zwrotów historia o dwóch silnych osobowościach. Niezależna i niepokorna piękność oraz bezlitosny tyran wymagający całkowitego posłuszeństwa przecież w żaden sposób nie mogą być razem! Bo gdy do gry wchodzą pożądanie, nienawiść i nieugięta wola, katastrofa wydaje się nieunikniona. On żąda absolutnego poddania. Ona nie zamierza spełnić jego rozkazu. Ich każde kolejne spotkanie, słowo czy dotknięcie nakręca spiralę adrenaliny i ekstazy. Prędko się przekonasz, jak magnetycznym afrodyzjakiem jest władza. I jak bardzo kosztowna może być wolność. Zobaczysz, że nie da się zbudować niczego trwałego, brodząc w sieci kłamstw...

Stań oko w oko z tyranem. Jest okrutny, brutalny i zabójczo przystojny.


Jak widzicie opis książki, który możecie przeczytać na jej okładce, jest długi i wyczerpujący. Zastanawiałam się nawet, co mogę więcej od siebie dodać, by za dużo nie zdradzić fabuły i wymyśliłam coś takiego...


Keira Kilgore to piękna, młoda kobieta. Ma firmę, którą kocha, pracowników, którzy ją uwielbiają i wielkie plany na przyszłość. Niestety kobieta nie ma szczęścia w miłości. Jej mąż okazał się dupkiem. Dupkiem, dziwkarzem, narkomanem i kłamcą. Do tego zawodowym kłamcą. Zadłużył żonę na pół miliona dolarów u największego bandziora, który rządzi Nowym Orleanem. Pewnie gdyby żył, a na szczęście dla niego został znaleziony martwy, to by mu Keira sama łeb ukręciła i to ze trzy razy. Do tego jeszcze kredyty w banku, bo Pan mąż zadłużył firmę wszędzie gdzie tylko mógł, spędzają Keirze sen z powiek. Do tego ten Lachlan Mount na horyzoncie. Czy może być gorzej?

Lachlan Mount wie czego chce. A raczej kogo pożąda. Tym kimś jest Keira. Zamierza zrobić z kobiety swoją zabawkę. Wie, że kobieta nie może mu oddać pożyczonych pieniędzy i składa jej propozycję nie do odrzucenia. Albo przepisuje mu destylarnię, albo oddaje mu się w całości. Keira wybiera to drugie. Czy ulegnie przystojnemu gangsterowi? Na pewno ich relacja będzie czymś zupełnie innym niż spodziewała się dziewczyna i to ją bardzo zaskoczy. 


Editio Red słynie z wydawania książek, które idealnie nadają się na typowy kobiecy wieczór czyli wino i książka. Bohaterowie takich opowieści są zawsze przystojni, a kobiety zawsze tym przystojniakom ulegają. Jest gorący seks i tysiące orgazmów. I taki jest również Król bez skrupułów. Namiętny, wciągający, z mega groźnym ale i przystojnym głównym bohaterem. A bohaterki tych książek? Zawsze mają do powiedzenia o dwa słowa za dużo i wprowadzają zamęt. Czasami kończy się to na wesoło, a czasami sprowadza na nie nieszczęście. W tym przypadku, choć relacja Keiry i Lachlana jest oparta głównie na namiętności i jak na razie kobieta nie czuje większego zagrożenia ze strony kochanka, to nagle wszystko się zmienia o 360 stopni i Keira przerażona ucieka z domu mężczyzny. Tylko czy tak na prawdę to Lachlan Mount jest tym,  którego powinna się obawiać najbardziej? 


Zakończenie książki? Zaskakujące. Aż głośno wypuściłam powietrze, gdy przeczytałam ostatnie kilka zdań i do razu chciałam sięgnąć po drugą część,  która grzecznie leży na półce i czeka. Meghan March to autorka, której książkę Król bez skrupułów przeczytacie w jeden dzień... I nie będziecie żałować ani minuty spędzonej nad tą lekturą. Oczywiście, o ile lubicie erotyki z wątkiem kryminalnym. Ja lubię bardzo. 

Editio Red bardzo dziękuję za możliwość przeczytania tej historii. Wciągająca i świetnie napisana. I choć wiem, że nie można mieć tylu orgazmów na raz, co miała główna bohaterka książki, ale tak się wkręciłam w tę opowieść, że bardzo mocno momentami Keirze zazdrościłam...













Serce na sprzedaż Dominika Smoleń - recenzja

Serce na sprzedaż Dominika Smoleń - recenzja


Zawsze, kiedy przyjeżdża do mnie moja mama, by zostać z moim synkiem, gdy ja potrzebuję wyjść, bierze sobie z mojej biblioteczki książkę. Gdy synek idzie spać, ona zasiada w fotelu i czyta. Gdy wracam do domu książka jest zawsze przeczytana. Jak ona to robi ? Nie wiem. Ale przeczytanie jednej książki zajmuje jej tyle, co drzemka mojego dziecka. A ja choć tak szybko nie czytam, to któregoś dnia pobiłam swój rekord. Gdy synek zasnął w dzień, zaczęłam czytać. A skończyłam tego samego dnia wieczorem i jeszcze napisałam recenzję! Dominika Smoleń bowiem napisała książkę, która mnie tak wciągnęła, że nie poszłabym spać, gdybym jej nie przeczytała. Zapraszam Was zatem na recenzję Serca na sprzedaż. Rozsiądźcie się wygodnie i zaczynamy.


Aleksandra nie miała łatwego życia. Brak perspektyw, dzieciństwo spędzone tylko z matką, nieznany ojciec – to tylko kilka z trudności, z którymi przyszło jej się zmierzyć. Pewnego dnia jej los nagle się odmienia: dostaje propozycję pracy w znanym wydawnictwie książkowym. Okazuje się jednak, że praca na etacie nie pozwoli jej na opłacenie wszystkich rachunków, więc dziewczyna musi zacząć dorabiać w inny sposób. Z pomocą przychodzi jej przyjaciółka. Pytanie tylko: czy pomoc Emilii naprawdę zmieni jej życie na lepsze, czy raczej doprowadzi do katastrofy?


Olka Jadowska to bardzo fajna, młoda kobieta. Z wyglądu śliczna, inteligentna, wie czego chce. Jej największym marzeniem jest otworzyć własne wydawnictwo książkowe. Kobieta bowiem kocha czytać i kocha książki...


Olę poznajemy w momencie, w którym jest bezrobotna i szuka pracy. Dodatkowo jej przyjaciółka zaraz wyprowadzi się z ich wspólnego mieszkania do swego chłopaka i Ola będzie musiała sama opłacić całe mieszkanie, o ile nie znajdzie wcześniej nowego współlokatora. Niestety poszukiwania nie idą dobrze. Ale za to pojawia się światełko w tunelu, bowiem dziewczyna dostaje pracę w bardzo popularnym wydawnictwie książkowym w dziale marketingu. Skoro praca jest, to po co szukać współlokatora? Ola postanawia wynająć kawalerkę i mieszkać sama. Tylko, że wszystkie rachunki się same nie zapłacą. Przyjaciółka Oli, Emilka poznaje ją z Gośką, która pracuje jako "kobieta do towarzystwa". Nie jako prostytutka. Spotyka się z bogatymi mężczyznami, dotrzymuje im towarzystwa na spotkaniach biznesowych, kolacjach, bankowych. Łatwy hajs. Rachunki praktycznie same się płacą. Gosia umawia Olę na podwójną randkę gdzie dziewczyna przypadkowo wpada na swojego szefa Kamila. Ba....Kamil Mroczek jest nawet jej randką w ciemno. Co z tego wyniknie? Trochę zamieszania na pewno. Kariera Oli jako "damy do towarzystwa" nabiera rozpędu. Na drugim spotkaniu z mężczyzną umówionym przez internet wpada na....Kamila. Teraz to już robi się ciekawie. Oboje ciągnie do siebie i choć mężczyzna na początku odrzuca jej zaloty,  a Ola zaczyna spotykać się z innymi- oczywiście w charakterze "zawodowym", to i tak po pewnym czasie postanawiają, że może dadzą sobie jednak szansę i spróbują być razem...Nie wiedzą jednak, że ta decyzja będzie ich bardzo dużo kosztować...


Pierwsze co przyciąga uwagę w książce, to okładka. Przyjemna kolorystyka i dwie pary nóg na okładce. Książka wygląda jak typowa komedia romantyczna. Oczywiście z happy endem... Ale niech Was nie zwiedzie słodka okładka. W tej książce nie ma nic słodkiego. A już na pewno nie jest to historia szczęśliwa. To opowieść o tym, jak rodzice swoimi decyzjami i wyborami mogą zniszczyć życie swojemu dziecku...


"Może i moja historia nie jest zbyt szczęśliwa, ale przynajmniej jest moja. Jestem pewna, że ciekawszej dawno nie słyszeliście"... To były ostanie słowa,  jakie przeczytałam  w tej książce.

I wiesz co Dominika? Masz 100% rację.




Wydawnictwo Replika bardzo dziękuję za możliwość przeczytania historii Oli. Książka wciągnęła mnie do pierwszej strony, a zakończenie... no cóż... takiego na pewno się nie spodziewałam.  Było warto tę książkę przeczytać!