wtorek, 29 października 2019

Nowości makijażowe jesień - zima 2019 od Essence cz. 2

Nowości makijażowe jesień - zima 2019 od Essence cz. 2

Marka Essence jest mi dobrze znana. Jej szafy z kosmetykami zawsze dobrze zatowarowane można znaleźć chociażby w Hebe. Produkty nie są drogie, a ich jakość zadowalająca. A nawet mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że wśród jesienno- zimowych nowości znalazłam kilka produktów, które zostaną ze mną na dłużej.

Pisałam Wam już o świetnych paletkach i nawilżającej usta pomadce. Jeśli nie czytaliście, to koniecznie musicie to nadrobić.


Warto przeczytać: Nowości makijażowe jesień- zima 2019 od Essence cz. 1




W tej recenzji chciałabym Wam pokazać kilka kosmetyków, które Essence proponuje w tym sezonie.




Na pierwszy rzut idzie mój ulubieniec ostatnich tygodni. Błyszczyk do ust Shine Shine Shine Lipgloss. Ach co to jest za kosmetyk! Uwielbiam go. Zawiera składnik chłodzący, który sprawia, że usta delikatnie mrowią. Jest to bardzo przyjemne uczucie. Błyszczyk jest przezroczysty, ale ma delikatne mieniące się wykończenie. Jakby miliony bardzo drobnych drobinek. Produkt można stosować solo lub na kolorową pomadkę. Pięknie pachnie i smakuje, a po jego nałożeniu mam wrażenie, że moje usta robią się większe i bardziej wyraźne, choć to tylko złudzenie. Dla mnie to świetny kosmetyczny bajer.

Cena 8.99 zł czyli jak prawie za darmo.





Bardzo polubiłam paletkę do konturowania Contouring duo palette czyli połączenie dwóch pudrów o średniej pigmentacji. Mam wersję 10 lighter skin, w której mamy jasny puder oraz ciemniejszy. Jest jeszcze wersja 20 darker skin i w niej znajdziecie dwa ciemne pudry przeznaczone do ciemniejszej karnacji lub bardzo mocnego, scenicznego konturowania twarzy. Lubię takie paletki i nie miałam jeszcze takiej gdzie byłyby same pudry. Podoba mi się również średnie nasycenie kolorów, dzięki czemu osoba taka jak ja, która ma skłonność do przesady, dobrze poradzi sobie z aplikacją.

Cena 15.49 zł





Rozświetlacz the highlighter i Róż the blush to idealne kosmetyki dla fanek naturalnego i delikatnego makijażu. Oba kosmetyki mają przyjemną pudrową konsystencję, a ich napigmentowanie jest średnie, więc będą idealne do delikatnego makijażu. Myślę, że dzięki nim osiągnięcie delikatny dziewczęcy makijaż. Bardzo je polubiłam.

Moje kolory to:

Rozswietlacz 20 hypnotic

Róż 10 befitting

Cena 10.99 zł





Ostatnim kosmetykiem jest maskara What the fake!. Ma bardzo ciekawą i kształtną szczoteczkę, dzięki której każda rzęsa będzie pomalowana oddzielnie. Bez sklejania i obciążenia rzęs. Ładnie podkręca i wydłuża rzęsy, ale efekt, który nią uzyskacie będzie naturalny. Świetnie sprawdzi się u fanek lubiących make up no make up. Czyli ceniących sobie naturalność. Ja jednak wolę bardziej wyraziste rzęsy.

Cena 15.49 zł.




To by było na tyle jeśli chodzi o nowości tego sezonu. Dajcie znać koniecznie w komentarzu, które kosmetyki spodobały Wam się najbardziej.








Kolorowe pigmenty, cienie do powiek i tajemnicza pomadka od Kobo Professional

Kolorowe pigmenty, cienie do powiek i tajemnicza pomadka od Kobo Professional


Lubicie markę Kobo Professional? Jej produkty można dostać w szafach w drogeriach Natura. Każdy kolejny kosmetyk, który mam możliwość przetestować utwierdza mnie w przekonaniu, że wcale nie trzeba wydawać miliona monet, by kupić w Polsce dobrą kolorówkę. Na moim blogu czytaliście już wiele recenzji tych kosmetyków i teraz przyszedł czas na kolejne. Do testów dostałam sypkie kolorowe pigmenty, pojedyncze cienie do powiek i pomadkę w klasycznym ceglastym kolorze w bardzo eleganckim opakowaniu.


Zacznijmy może od pigmentów. Nigdy nie używałam jeszcze sypkich kolorowych pigmentów. Używałam brokatowych, ale to co innego. Muszę przyznać, że moje spotkanie z Fantasy Pure Pigment było bardzo ciekawe. Po otwarciu opakowania, produktu wydawało mi się w nim mało. Ale jaki on jest wydajny! Wystarczy dosłownie odrobina, by pokryć skórę pięknym kolorem.




Na zdjęciu mogą one wydawać się mało napigmentowane, ale nic bardziej mylnego. Wszystko zależy, z której strony pada światło. Ciężko jest to uchwycić na zdjęciu. Z racji tego, że nigdy nie używałam pigmentów, to muszę jeszcze trochę popracować nad techniką ich nakładania. Pigmentów używa się trochę inaczej niż cieni i łatwiej jest popsuć nimi makijaż, jeśli się je nieumiejętnie nałoży. Ale ogólnie podoba mi się to jak efekt można nimi uzyskać.


Kobo Professional Pro Formula Eyeshadow to malutkie mocno napigmentowane cienie w słoiczkach. Tu nie ma się nad czym rozwodzić. Cienie Kobo Professional uwielbiam i polecam. 




Mocne pigmenty, łatwo się nimi pracuje i mają zachwycające mocne kolory, które na powiekach zawsze wyglądają efektownie. Jeśli lubicie cienie do powiek, to bardzo polecam każdy ich rodzaj od tej marki. Na pewno nie będziecie żałować.


I ostatnim produktem, który mogę Wam pokazać jest pomadka z serii Colour Trends w kolorze 314 Hazel Nude. Zacznijmy od tego, że ma bardzo ładne opakowanie. Zamykana jest na magnes. Nie spotkałam się jeszcze z takim opakowaniem pomadki. Kolor przypomina mi nude pomieszane z kolorem ceglastym. Pomadka ładnie pokrywa usta kolorem i przyjemnie się na nich nosi. Zjada się równomiernie. Nie wysusza ust. Ma słodki, ciasteczkowy zapach. Ogólnie mogę ją opisać jako efektowny, przyjemny kobiecy gadżet.



Jak Wam się podobają kolejne nowości makijażowe od Kobo Professional? Coś Wam wpadło w oko?



Śmiertelne oczyszczenie Agata Polte - recenzja

Śmiertelne oczyszczenie Agata Polte - recenzja

Agatę Polte miałam okazję poznać już w książce "Na przekór", która jest godną uwagi pozycją literatury młodzieżowej. Przyjemna, lekka, dobrze się ją czytało. Ale gdy dowiedziałam się, że autorka wydaje w następnej kolejności fantastykę, byłam ciekawa jak sobie poradzi. Z reguły autorzy są wierni jednemu gatunkowi, a tu taki duży przeskok. Osobiście bardzo lubię fantastykę, ale musi być dobra. Najlepsze książki z tego gatunku wydaje Wydawnictwo Zysk i Spółka, bynajmniej mnie ich książki najbardziej się podobają. Mimo ciekawości, długo zastanawiałam się, czy po tę pozycję sięgnąć. Niby jest moje ulubione wydawnictwo książek fantasy i jest Agata, której książka mi się podobała. Ale czy ta propozycja wydawnicza mi się spodoba, zastanawiałam się? Tego właśnie nie byłam pewna. Jednak kobieca natura jest ciekawa i zwyciężyła. Książkę przeczytałam i przyszedł czas na recenzję, na którą Was serdecznie zapraszam. 


Jeśli sądzisz, że walka się skończyła, nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz.

Wynalezieniu serum przyświecał jeden cel: wygrać wojnę. Eksperymenty zakończyły się jednak inaczej, niż przewidywano – oprócz dodania szybkości, zręczności i siły, poddane działaniu serum osoby zaczęły wykazywać inne, o wiele bardziej wyjątkowe zdolności.

Kilkadziesiąt lat później niektórzy nadal nie pogodzili się z tym, że światem rządzą obdarzeni. Pomiędzy skrajnymi grupami przeciwników wszystkiego, co nadprzyrodzone, oraz terrorystów istnieją organizacje takie jak Gang Żmij. Ich przywódca, Lucan Viper, jest potężnym i wpływowym telepatą, a same Żmije to świetnie wytrenowane osoby o niezwykłych talentach. Są wśród nich między innymi zadziorna Kai i bliźniacy Orion i Eran. Wydaje się, że nikt nie odważy się zadzierać ze Żmijami, aż do czasu, gdy przyjaciółka ich przywódcy zostaje brutalnie zamordowana.

Grupa Żmij za wszelką cenę stara się odkryć, kto był na tyle silny, aby ich zaatakować. I dlaczego.


Jestem pod ogromnym wrażeniem tej książki. Tak wiem, to zdanie powinno być umieszczone na końcu recenzji, ale nie mogłam się powstrzymać. Między literaturą młodzieżową tej autorki, a tym co wymyśliła w Śmiertelnym oczyszczeniu jest ogromna przepaść. Żadna z tych książek nie jest gorsza, ani lepsza. One są zupełnie inne. Tak jakby Agaty Polte były dwie. Podoba mi się ta zmiana w stylu pisania autorki. 


Historia przedstawiona w książce jest inna. Na rynku jest tyle publikacji, że czytając niektóre można niekiedy mieć deja vu. Ile razy przyszło Wam na myśl, że skądś znacie ten wątek? Tu absolutnie tego nie ma. Autorka wprowadza nas do świata, w którym oprócz zwykłych ludzi, żyją również tzw. obdarzeni, czyli osoby mające moce. Priokinetyka, telepatia, telekineza, władanie żywiołami, uzdrawianie czy umiejętność teleportacji. Ale są i osoby, które potrafią zajrzeć w przeszłość i niedaleką przyszłość. Choć z pozoru nie różnią się niczym od nas, w środku kryją potężny dar. Nie każdemu się to jednak podoba i ci będą robić wszystko, by oczyścić świat z obdarzonych. Książka nie jest historią jednej osoby, choć tak na początku mi się wydawało. Tych historii jest tu kilka, ale wszystkie łączą się w spójną całość. 


Styl pisania Agaty w tej książce jest świetny. Prawie 400 stron wypełnionych akcją. Nic tu nie jest przereklamowane czy naciągane, a historia moim zdaniem została dopracowana do perfekcji. A jak tematyka? Dla mnie to takie trochę połączenie Resident Evil i Igrzysk śmierci, choć na próżno doszukiwać się porównań do tego filmu i książki w Śmiertelnym oczyszczeniu. Tak mi się jakoś skojarzyło. Ale myślę, że osoby, którym te dwie pozycje się podobały, polubią Agatę i jej Śmiertelne oczyszczenie


Ale warto wspomnieć również o tym, że nie jest to książka łatwa. Nie czyta się jej ciężko, ale trzeba się skupić, by zapamiętać wszystkich bohaterów i wątki. Przyznam się szczerze, że czasami gubiłam się w nazwiskach i imionach, jak chciałam trochę przyspieszyć czytanie. Lepiej znaleźć czas na spokojną lekturę, by potem się nie zastanawiać, kto jest kto. 

Dużym zaskoczeniem było dla mnie również to, że nie czuć polskości w tej książce. Akcja dzieje się za granicą, bohaterowie mają obcojęzyczne imiona i nazwiska. Nasi autorzy lubią sobie czasami zaszaleć naszymi powiedzonkami czy zwrotami, a tu nic takiego nie znajdziecie. Gdybym nie wiedziała, kto jest autorem, to bym była święcie przekonana, że to autor zagraniczny, a książka została przetłumaczona na język polski. Agata dziękuję Ci za to, że nie popełniłaś tego błędu, bo mnie to strasznie denerwuje, gdy czytam. 

A skoro już jesteśmy przy stylu pisania, to kiedy trzeba zakląć, to autorka przeklina. Ale ma również cięty dowcip i bardzo dobre, nie oklepane teksty. I podoba mi się to bardzo. Czuć dojrzałość pisarza w tym tekście. Wszystko jest przemyślane od A do Z. A, że ja lubię fantastykę i nie pogardzę dobrą książką, to już wyczekuję informacji na stronie wydawnictwa, o następnym tomie. 

Tym bardziej, że wyczułam delikatny wątek miłosny i choć liczyłam na to, że może coś się jeszcze dowiem w pierwszej część, to niestety obeszłam się smakiem. Trudno. Ale liczę na to, że autorka się zrekompensuje i coś ciekawego wymyśli w następnej książce. 


Zawsze głośno podkreślam, że Wydawnictwo Zysk i Spółka wydaje najlepszą fantastykę. I po przeczytaniu tej książki zdania nie zmieniłam. Nie czuję niedosytu. Czuję się spełniona i zaspokojona, choć gdzieś z tyłu głowy zastanawiam się co Agata Polte wymyśli następnym razem. Jedno jest pewne, będę chciała poznać kontynuację tej książki i znowu ruszyć z Gangiem Żmij na akcję. 


Gorąco polecam!













poniedziałek, 28 października 2019

Easy to go My Secret - moc koloru zamknięta w lakierze do paznokci

Easy to go My Secret - moc koloru zamknięta w lakierze do paznokci

W XXI wieku świat zdecydowanie należy do lakierów hybrydowych. Odkąd odkryłam te cudeńka rzadko kiedy sięgam po klasyczne lakiery do malowania paznokci. Stawiamy na wygodę i długi czas bez odprysków. Krótko mówiąc chcemy mieć pewność, że nasz manicure przetrwa zawsze i wszędzie. A przynajmniej, że będzie tak przez co najmniej dwa tygodnie. 


Dobrze, ale co z osobami, które nie mogą używać lakierów hybrydowych? Nie mogą, nie lubią, mają uczulenie lub po prostu nie chcą. Dla takich osób marki kosmetyczne co sezon wypuszczają na rynek nowe kolory i rodzaje zwykłych lakierów. Jedną z takich marek jest My Secret i jej Easy to go. Czy faktycznie jest łatwo i szybko pomalować paznokcie tymi lakierami? Tak. I powiem Wam więcej... To co widzicie na zdjęciu, to tylko jedna warstwa produktu. Ale krycie! Dodatkowo lakiery Easy to go szybko schną i wygodnie się nimi maluje. A jak Wam się podobają kolory tych lakierów? Mnie bardzo. Lakier po pomalowaniu jest półmatowy i lekko chropowaty. Aby uzyskać efekt gładkiej lśniącej tafli trzeba użyć lakieru nabłyszczającego. Lakiery nie zawierają toluenu, formaldehydu, dbp, kamfory.

Cena 9.99 zł






Te i inne produkty znajdziecie w szafach marki My Secret dostępnych w drogeriach Natura.















Distillery - nowa seria kosmetyków do pielęgnacji twarzy od Avon

Distillery - nowa seria kosmetyków do pielęgnacji twarzy od Avon

Otwierasz Instagram - Distillery. Otwierasz Facebook - Distillery. Wpisujesz w wyszukiwarkę Google słowo Avon - wyskakuje Distillery. Co to jest, myślisz sobie? I koniecznie chcesz to sprawdzić. A ja ci dziś o tym opowiem. 

Distillery to nowa seria wegańskich kosmetyków od marki Avon, bez alkoholu, bez substancji zapachowych, przebadana dermatologicznie, klinicznie i alergologicznie. To powrót do źródeł natury. Serię tę wydała dobrze znana nam i lubiana marka Avon. A ja dzięki programowi Hot Noty mogłam ją przetestować i przekonać się na własnej skórze, czy jest skuteczna. Czym zachwycił się cały internet? I najważniejsze, czy zachwyciłam się tym ja? O tym przeczytacie w dalszej części recenzji. 


Tak jak wspomniałam, internet kipi aż od zdjęć i recenzji kosmetyków Distillery marki Avon. Seria w krótkim czasie okazała się bestsellerem, a użytkowniczki rozpisują się o tym, że kosmetyki są genialne. W skład serii wchodzi balsam do oczyszczania twarzy, żel na noc, krem na dzień, olejek i witamina C w proszku, którą możemy dodać do ulubionego kosmetyku. 

Wiecie, że ja zawsze piszę szczerze i nie owijam w bawełnę. Nie lubię Was oszukiwać i zawsze opisuję swoje doświadczenia, zaznaczając przy tym bardzo wyraźnie, że są MOJE. A, że nie wszystko jest dla wszystkich, to niestety zdarza się czasami tak, że muszę napisać, że coś się u mnie nie sprawdziło. I tak też było w tym przypadku. Ale wszystko po kolei. 

Wszystkie kosmetyki z serii Distillery mają szklane opakowania za co duży plus. 



Clean Break Balsam oczyszczający z ekstraktami roślinnymi. Zawiera min. olejek morelowy, masło kakaowe, masło mango i ekstrakt z ogórka. Bardzo ciekawy kosmetyk. Producent zapewnia nas, że w magiczny sposób po wmasowaniu w skórę zmienia swoją konsystencję w mleczną piankę. Serio? U mnie żadnej pianki nie było. Ale jeśli nałożymy kosmetyk na mokrą skórę, to faktycznie trochę się pieni i robi biały, ale nie jest pianką.  Za to kosmetyk zachowuje się w kontakcie ze suchą skórą jak olejek. Formę oczyszczania skóry olejami bardzo dobrze znam i lubię i tu jest podobnie. Z tym, że nie ma problemu ze zmyciem go ze skóry. Balsam przyjemnie oczyszcza i nawilża skórę. Nie używałam go do demakijażu oczu, ponieważ najpierw korzystam z płynu dwufazowego, a później oczyszczam twarz balsamem. Wszystko byłoby super, gdyby nie zapach kosmetyku. Jest okropny (oczywiście to kwestia gustu). Dla mnie pachnie zepsutym ogórkiem, takim za długo leżącym w lodówce. Ale oczyszcza fajnie. I mimo tego okropnego zapachu bardzo go polubiłam. 

Cena regularna 79 zł za 50 ml.



Purify facial oil Regenerujący olejek do twarzy z olejem jojoba to mógłby być bardzo ciekawy kosmetyk. Zazwyczaj od olejków tego typu oczekujemy, że są w pełni naturalne. W tym przypadku mamy aż 97 % oleju jojoba, a na trzecim miejscu w składzie phenoxyethanol, który jest konserwantem o bardzo złej sławie. Nie mam nic przeciwko konserwantom w kosmetykach. Mają w końcu sprawić, że żadna zaraza nie opanuje naszego ulubionego kosmetyku. Ale żeby dawać tak silny konserwant do olejku do twarzy?

Olejek nie ma zapachu. Nawilża skórę przyjemnie, to trzeba mu przyznać - tak wydawało mi się przez pierwsze dwa dni. Używałam go na noc z żelem. Ale później zauważyłam, że moja skóra jest dziwnie podrażniona, więc mogę używać go tylko solo. A tak poza tym, to jestem w stanie używać go tylko na noc, bo nie wchłonie się na tyle, bym mogła stosować go pod krem na dzień. Nałożony solo zostawia na skórze tłustą warstwę. Plus za szklany kroplomierz. 

Cena regularna to 99 zł co uważam za kosmos. Można kupić w 100% naturalny kosmetyk za dużo mniejszą kwotę. 



Sleep Potion Głęboko nawilżający eliksir na noc z gliceryną roślinną, to przezroczysty żel, który ma za zadanie nawilżyć skórę podczas nocnego odpoczynku. Można go nałożyć solo na oczyszczoną skórę twarzy, ale również na olejek, o którym Wam wyżej wspomniałam. Bezzapachowy, szybko się wchłania, przyjemnie nawilża i nie pozostawia na skórze lepkiej warstwy. Niestety na 5 miejscu znowu pojawia się phenoxyethanol. A kosmetyk stosowałam przez dwa dni z olejkiem i niestety czułam, że ten duet mnie podrażnia. Zastosowany solo działał jak krem nawilżający i  nie podrażniał. 

Cena regularna 89 zł.



Shade the day Nawilżający krem na dzień SPF 25 z filtrem mineralnym. Ten kosmetyk użyłam dwa razy i nie chcę już więcej. Ciężki krem, który pozostawia na skórze białą warstwę. Producent zapewnia, że to normalne i trzeba go dobrze wsmarować. Nałożyłam go odrobinę i wierzcie mi, tego nie da się rozsmarować. On tak oblepia skórę, choć miał być fajnym lekkim kremem matującym. Pod makijaż się nie nadaje. Mam wrażenie, że moja skóra po jego nałożeniu zaczyna się pocić i nie oddycha. Dodatkowo błyszczy się. Mam wrażenie, że ten kosmetyk zatyka pory, co u mnie spowodowało wysyp niedoskonałości. Zdecydowanie moja skóra nie lubi tego kremu. Plus za duży filtr i brak zapachu. Jednak mimo tego jestem zdecydowanie na nie. I oczywiście na koniec dodam, że mamy tu także konserwant, który znajduje się w pierwszej połowie składu. 

Cena regularna 89 zł za 30 ml 




Ostatnim kosmetykiem, który mnie bardzo zaskoczył jest C Shot powder czyli witamina C w pudrze, którą można dodać do ulubionego kremu. Producent zapewnia w opisie, że kosmetyk stanowi 100% witaminy C z dodatkiem witaminy E. Jak widać po składzie znajdziemy tam także konserwant. Kosmetyk dosypywałam do żelu na noc. Ładnie się rozpuszcza i nie powoduje widocznych zmian w kosmetyku. Nie zauważyłam by działał jakoś niesamowicie na moją skórę. Mam mieszane uczucia co do stosowania tego kosmetyku. O ile używam go z kosmetykami z serii Distillery to ok. Ale skąd mogę mieć pewność, że będzie dobrze współgrać z kremem z innej serii? Zresztą tak naprawdę nie jest nigdzie napisane ile dokładnie mam tego wsypać do kremu czy serum. A jak wsypię za dużo? Z dużą rezerwą podchodzę do takich nowości kosmetycznych, choć muszę przyznać, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona zrobieniem takiego kosmetyku. Coś innego na polskim rynku. 

Cena regularna 99 zł - szaleństwo. 


Podsumowanie. Z jednej strony jestem miłe zaskoczona, że marka Avon wprowadziła na rynek te kosmetyki. Coś innego, nowego. Balsam do oczyszczania, gdyby nie miał zapachu, byłby moim ulubieńcem, choć i tak muszę przyznać, że pomijając zapach, to świetnie mi się go używa. Lubię moją skórę po jego zastosowaniu. Niestety jego zapach mi się bardzo nie podoba. Pamiętajcie jednak, że Wam może się bardzo podobać, dla odmiany, bo niektóre dziewczyny pisały, że dla nich jest świetny. Olej jojoba jest zawsze w cenie, ale inne firmy przyzwyczaiły mnie do tego, że nie dają takich konserwantów do swoich produktów. Nie oszukujmy się, konserwant ten robi dobrą robotę, ale może też bardzo podrażniać skórę. Żel na noc, to ciekawy kosmetyk, ale właśnie w połączeniu z olejkiem mnie podrażniły. A może to sam olejek lub żel? Tego nie wiem, bo jak stosuję je oddzielnie, to jest ok. Ale wiem na pewno, że kremu na dzień nie lubię, a co do witaminy C, to mam mieszane uczucia. 


Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii na temat tej serii. Piszcie koniecznie w komentarzach, co myślicie o tych kosmetykach. 


Więcej o serii Distillery i innych kosmetykach Avon dowiecie się pod linkiem http://u.grubo.io/7ti .