wtorek, 31 grudnia 2019

Sylwestrowy makijaż z kosmetykami ze sklepu Topestetic

Sylwestrowy makijaż z kosmetykami ze sklepu Topestetic


Święta, święta i po świętach. Człowiek się nasprzątał, pojadł za cały rok i teraz powinien odpoczywać. Ale czy tak jest faktycznie? Ależ skąd! Dla nas kobiet dopiero się zaczyna szał przygotowań. I wcale nie mam na myśli sprzątania całego domu. Przed nami Sylwester, a tego dnia każda kobieta chce być piękna i wyglądać jak milion dolarów. I właśnie to miałam na myśli pisząc o przygotowaniach. Włosy, rzęsy, paznokcie, makijaż, wszystko tego dnia musi być dopracowane do perfekcji. 

W tym roku niestety nigdzie się nie wybieramy. Nasz mały synek nie potrafi wytrzymać 30 minut bez awantury na basenie (o czym niestety przekonaliśmy się w zeszły weekend, gdy wybraliśmy się na baseny termalne w Uniejowie), a co dopiero iść z nim gdzieś na imprezę. Ale czy to oznacza, że mam spędzić ten dzień jak fleja, w rozciągniętym dresie i bez makijażu? Absolutnie nie!


Znacie mnie już trochę i wiecie, że lubię kosmetyki do makijażu, ale raczej używam marek drogeryjnych. Przed końcem roku trochę zaszalałam i zamówiłam sobie kilka produktów do makijażu marki Swederm. A zamówienie na nie złożyłam w sklepie internetowym Topestetic


Pamiętacie Topestetic? To sklep internetowy, w którym znajdziecie kosmetyki, których na próżno szukać w zwykłych drogeriach. Topestetic spośród innych sklepów internetowych wyróżnia bardzo duża staranność w pakowaniu zamówienia. W każdym pudelku oprócz produktów, które kupiliście, znajdziecie także próbki, drobne prezenty i elegancką czarną torebkę. 


W moim zamówieniu znalazła się paletka metalicznych cieni do powiek Metal Pigments z limitowanej edycji marki Swederm. Ta mała, niepozorna paletka, w której kryją się 4 metaliczne cienie do powiek, sprawdzi się świetnie w sylwestrowym makijażu. Cienie mogą być używane zarówno na środek powieki czy wewnętrzny kącik oka, jak również na całą ruchomą powiekę. Ale mogą być używane również jako dodatek do makijażu wykonanego cieniami matowym. Możliwości jest wiele.



Cienie są bardzo mocno napigmentowane, a na powiece utrzymują się wiele godzin bez poprawek. I mają przepiękne kolory, które dopiero po nałożeniu na skórę, czynią makijaż magicznym. Zresztą sami porównajcie swatche z cieniami w pudelka. Na uwagę zasługuje opakowanie kosmetyku. Przypomina puderniczkę i w środku mamy lusterko, więc śmiało można zabrać je ze sobą i włożyć do torebki. Cienie możecie nakładać zarówno pędzelkiem jaki i palcami. Mi bardziej odpowiada ten drugi rodzaj aplikacji. 
Cena : 99 zł. 


Kolejnym kosmetykiem, o którym marzyłam od dawna jest Bronzing Stone czyli kamień brązujący. Wielokrotnie podkreślałam Wam w recenzjach kosmetyków kolorowych, że uwielbiam kamienie czy pudry brązujące. Mam dość jasną karnację i gdy nałożę na twarz podkład, to koniecznie trzeba nadać twarzy odrobinę koloru. Do tego świetnie sprawdza się właśnie taki kosmetyk.




Ten kamień zamknięty jest w ciekawym opakowaniu przypominającym puderniczkę, czyli dokładnie tak jak cienie. Lubię takie opakowania, ponieważ często muszę poprawiać makijaż ze względu na to, że moja skóra szybko się przetłuszcza. Kosmetyk kolorowy z lusterkiem u mnie więc jest strzałem w 10. Ale bronzera lubię używać także na ciało. Zdarza się Wam wyrównać opaleniznę za pomocą bronzerów? Mi tak. Ale tylko latem. Natomiast bronzer cały rok nakładam pod kości policzkowe, czy przy linii włosów na czole i na skrzydełka nosa. Kamień brązujący ma ładny odcień brązu. Na twarzy wygląda naturalnie, o ile umiejętnie go nałożymy. Moja rada w przypadku wszelkiego rodzaju kosmetyków brązujących jest taka, że zawsze należy zacząć od nałożenia niewielkiej ilości produktu. Lepiej bowiem jest dołożyć,   niż ścierać lub o zgrozo przesadzić i chodzić z takim mocno "opalonym lookiem" na twarzy. 
Cena 95 zł.


Lubicie pędzle? Ja bardzo. Mam ich dużo i wyznaję przy ich kupowaniu taką sama zasadę jak przy zakupie butów : tych dwóch rzeczy nigdy kobiecie nie jest za wiele. Tym razem do mojej kolekcji dołączył pędzel Kabuki Brush. Pędzel Kabuki ruchomą szczoteczka i metalowy trzonek. Pędzel Kabuki należy do tych wysuwanych z metalowego opakowania, które jest eleganckie, a przy tym wytrzymałe i bardzo praktyczne. Pędzel po złożeniu nie zajmuje dużo miejsca, dzięki czemu jest idealny do zabrania go ze sobą "w miasto".


Choć wykonany jest z syntetycznego włosia, o tajemniczej nazwie taklon, to widać, że jest ono wysokiej jakości, miękkie i miłe w dotyku. Producent zapewnia, że nadaje się do używania przez osoby ze skórą wrażliwą i faktycznie tak jest. Pędzel Kabuki zamówiłam specjalnie do aplikacji pudru brązującego i muszę przyznać, że dobrze się sprawdza. Choć jeśli chodzi o skrzydełka nosa, to pomagam sobie trochę mniejszym pędzelkiem z własnej kolekcji. Ale śmiało muszę przyznać, że ten pędzel będzie rewelacyjny do nakładania bronzera lub pudru rozświetlajacego na ciało w lecie, gdy odkrywamy dekolty i ramiona. 
Cena 49 zł.


Kosmetyki Swederm znalazły się w moim drugim zamówieniu ze sklepu Topestetic. Tym razem tak jak ostatnio w prezencie otrzymałam próbki kosmetyków, notesik, smycz i długopis, ale i gąbkę do zmywania z twarzy np maseczek. 




Jak Wam się podoba moje zamówienie? Znacie kosmetyki marki Swederm?
























Stażystka Alicja Sinicka - recenzja PRZEDPREMIEROWA

Stażystka Alicja Sinicka - recenzja PRZEDPREMIEROWA


Alicja Sinicka, to młoda, zdolna polska autorka książek kobiecych. Ma na swoim koncie fenomenalnie napisaną Winną, a także Oczy Wilka czy W jego oczach, którą to książkę mój blog objął patronatem medialnym. Alicja na swoim profilu autorskim na Facebooku poinformowała, że historia Leny i Artura będzie miała kontynuację, czym wzbudziła nie małą sensację u swoim fanek. Jednak zamiast kolejnego spojrzenia w wilcze oczy, fanki twórczości Alicji będą miały w pierwszej kolejności przyjemność poznać historię Klaudii Neter, bowiem tak nazywa się główna bohaterka najnowszej książki pisarki o ciekawym tytule Stażystka. Miałam możliwość przeczytać tę książkę w wersji przedpremierowej i zapraszam Was na jej recenzję.


Szczęście. Nie wszyscy w życiu je mają. Piękny dom, rodzina, praca czy odłożone pieniądze by spełnić swoje marzenia... tego właśnie Klaudii brakowało. Ale na pierwszym miejscu najważniejsze było zdobycie wkładu własnego na otworzenie wymarzonej siłowni. Tylko skąd wziąć 20 tysięcy? Staż w firmie produkującej hełmy spadł jej pod nogi jak gwiazda z nieba, Tylko nawet w najśmielszych snach nie przypuszczała, że cena jaką będzie musiała zapłacić za pracę w firmie Skalskiego, będzie tak wysoka.


Zakazany układ i seria tajemniczych zbrodni.

Wciągający thriller psychologiczny Alicji Sinickiej.

Marek Skalski szuka stażystki. Pomaga mu w tym Ewa Skalska, która bardzo dobrze zna swojego męża. Wie, która kandydatka go zaintryguje. Wie, jakie będzie miała włosy i kolor oczu. Wie, że Marek ponownie ją zdradzi.

Klaudia Neter nie ma wątpliwości, że ten staż jest jej szansą na lepszą przyszłość. Z czasem odczuwa jednak coraz większy niepokój. Zostaje uwikłana w niebezpieczny trójkąt, lecz zamierza się z niego wycofać.

W Oławie zostaje znalezione ciało jednej z dwóch zaginionych młodych kobiet. Każda z nich wcześniej odbywała staż u Skalskiego. Klaudia zaczyna obawiać się o własne życie. Nie wie jednak, z której strony może nadejść niebezpieczeństwo.


To co podoba mi się w tej książce najbardziej, to tajemnica. Wszędzie, we wszystkim i w każdym bohaterze jest coś tajemniczego. Alicja zdecydowanie jest mistrzynią tajemnicy, o czym przekonałam się już wielokrotnie. Ale Stażystka przez chwilę wydawała mi się trochę inna. Na początku nie dowierzałam, ponieważ ta historia wydawała się "taka oczywista". To tak jakby thriller czytać od końca. Czytelnik ma wrażenie, że wszyscy mówią wprost o tym co się stało i niczego nie ukrywają. Co prawda brakuje kilku szczegółów i nazywania rzeczy po imieniu, ale to przecież tylko kwestia czasu, że wszystko się wyda. Wiecie, że zawsze się na to nabieram czytając książki Alicji? Głupia ja. Przecież ona nigdy nie pisze wprost i u niej zawsze musi być to bummmmm. Czemu tym razem znowu się nabrałam? To się chyba nazywa mistrzowskie pióro? 


Wiecie za co lubię tę autorkę? Za to, że jest moją rodaczką i akcja jej książki dzieje się w Polsce. A mimo tego mam wrażenie, że czytam świetną zagraniczną literaturę. Po drugie, za to, że Alicja zaczyna pisać tak po cichutku i mami czytelnika. To trochę tak jakby w amoku iść w stronę światła i nagle wpaść w pajęczą sieć. A wtedy oczy otwierają się nie tyle ze strachu, czy raczej ze zdziwienia. Taka właśnie jest Alicja. Ona lubi nas zaskakiwać. Stażysta jest kolejnym doskonałym przykładem książki, gdzie mi się coś wydawało i oczywiście wydawało mi się źle. Ona zaskakuje na każdym kroku. Sprawia, że jej książki czyta się jak dobre dreszczowce, choć raczej uznawane są za literaturę kobiecą. Wiecie czemu tyle kobiet oszalało na punkcie książek Alicji? Bo ona za każdym razem zaskakuje i nie zwalnia tempa. Idzie na jakość, a nie na ilość. A Stażystka jest umiejscowiona w mojej książkowej hierarchii bardzo wysoko. To kolejny raz, gdy czytając, przepadłam i nie mogłam się oderwać od tej książki. Kolejny raz, gdzie nie chciałam przestać czytać, ale przerwy były nieuniknione i stawały się dla mnie torturą. I kolejny raz gdy skończyłam czytać i chcę jeszcze i jeszcze. 


Klaudia Neter wpadła po uszy w sieć kłamstw, a dziwny układ, którego stała się częścią jest dla niej pułapką. Niby wszystko w tej książce jest na początku oczywiste. Ale nic bardziej mylnego. Jestem przekonana, że wpadniecie do świata stworzonego przez autorkę tak jak zrobiłam to ja. Czy Klaudii uda się wyjść cało z układu, którego częścią się stała i obrywa za to boleśnie? Tego Wam nie zdradzę. Ale namawiam Was bardzo serdecznie do przeczytania Stażystki, bo warto. 


Są tacy pisarze, których książki mogę czytać do końca świata i o jeden dzień dłużej. Alicja Sinicka niewątpliwie do nich należy. A Stażystka to kolejny majstersztyk, którym udowodniła, że jeszcze nie raz nas zaskoczy.


Stażystka ukaże się nakładem Wydawnictwa Kobiecego 29 stycznia 2020 roku, a już teraz ma bardzo wysokie noty w rankingu na Lubimy czytać.

Macie w planach przeczytanie tej książki?


















czwartek, 19 grudnia 2019

Zdrowa i promienna skóra. 60 potraw do pięknej cery. Agata Ziemnicka i Julien Sosso - recenzja

Zdrowa i promienna skóra. 60 potraw do pięknej cery. Agata Ziemnicka i Julien Sosso - recenzja

Zadbana skóra? O czym teraz myślisz? Pewnie o kosmetykach? Też bym tak pomyślała. A jak Ci powiem, że chodzi mi o jedzenie, to uwierzysz? 

Ile razy słyszałeś, że jesteś tym co jesz? Ja wiem, że jak zjem za dużo słodkiego, ostrego czy wypije trochę alkoholu, to jestem "pryszczem". Moja buzia nie lubi takich produktów. Lubi sałatki, zupy, chude mięso, soki, koktajle. Takie rzeczy lubi moja skóra. A ja, czy je lubię? Oczywiście. Ale jeszcze bardziej bym je lubiła, gdyby ktoś je dla mnie gotował czy przyrządzał codziennie. 

 
Kanon kobiecego piękna zmieniał się przez wieki. Ale to jedno nigdy nie wyszło z mody: gładka i promienna cera. Skóra twarzy jest naszym pierwszy filtrem ze światem. Czasem specjalnie znikamy pod warstwą grubego naskórka, by się zdystansować, niekiedy oblewamy się pąsem i mamy seksowną odsłonę. Skóra twarzy odzwierciedla nasze samopoczucie i stan zdrowia.

Zamiast skupiać się na wyśrubowanych, nierealnych wymaganiach dotyczących wyglądu, możesz dbać o siebie i swoją kobiecość codziennie w prosty sposób: jedząc odpowiednio, troszcząc się o siebie pokarmem.

Zdrowo wyglądająca skóra musi być dobrze odżywiona. Od zewnątrz, ale i od wewnątrz. Kremy i maseczki, nawet te najdroższe, same nie wystarczą.

Odpowiednio zbilansowana dieta to droga do wydobycia piękna Twojej cery. A skóra odbudowuje się już w 90 dni – to krótko, sama zobaczysz.

Poznaj żywieniowe metody naszych prababek. Dowiedz się, jak zbudowana jest Twoja skóra i co ma na nią wpływ. A przede wszystkim – jak i czym ją karmić, by nabrała blasku!

Odżywcze koktajle, sałatki, misy mocy, świeżo wyciskane soki warzywne, owsianki i omlety... Wszystko sezonowe, zainspirowane porą roku, dostępnością na bazarku, wysycone składnikami odżywczymi. Skomponowane tak, by utrzymać młodość Twojej skóry, nawilżyć ją, ochronić przed słońcem i nadać jej piękny kolor, wygładzić i wesprzeć, gdy skóra jest problematyczna. Sama zdecyduj, na czym najbardziej Ci zależy, i jedz na zdrowie.


Zdrowa i promienna skóra czyli 60 potraw dla pięknej cery autorstwa Agaty Ziemnickiej i Juliena Sosso nie jest typowym przykładem książki o tematyce #beauty, choć jest o dbaniu o urodę. Jest to przykład książki, z której dowiedziałam się jak dbać o siebie od wewnątrz, tak by było to widoczne na zewnątrz. A dokładnie na skórze. 

Tą książka to przykład poradnika i książki kucharskiej w jednym. Zaczynamy oczywiście od budowy skóry. Nie może być inaczej. Później poznajemy produkty, które korzystnie, a wręcz zbawiennie wpływają na stan naszej skóry. 


Nie znajdziecie tu potraw mięsnych, ale za to na kartkach tej książki przedstawione macie przepisy na dania, gdzie Matka Natura króluje za talerzu. Są to głównie przepisy na śniadania i koktajle, a także sałaty i sałatki, nad czym trochę ubolewam. Brakuje mi jeszcze kilku przykładów obiadów. Jak na książkę kucharską o tematyce #beauty przystało, mamy wyszczególnione na jakie "dolegliwości " skórne ma wpływ jaka potrawa, a także jakie produkty powinniśmy jeść, by walczyć z konkretnymi problemami naszej skóry.


Ale jest jedna rzecz, którą autorka podkreśla grubą kreską. Nie ważne jaką masz skórę i co chcesz osiągnąć. Najważniejsze jest picie wody. Można się tego nauczyć i zaprogramować swój organizm w taki sposób, że sam będzie o nią wołał. A od picia wody zaczynać się będzie Wasza przygoda z tą książka.


Na uwagę zasługuje wygląd tego poradnika i książki kucharskiej w jednym. Zauważyłam, że wydawnictwo Burda Media ma w swojej ofercie same pięknie wydane propozycje dla czytelników. To już moja trzecia jedzeniowa/ beauty książka od nich i ta również jest pięknie wydana i opracowana w każdym calu. Dodatkowo zdjęcia przepięknie przygotowanych potraw sprawiają, że mam ochotę wszystko rzucić i iść gotować. A najlepiej jakby mi ktoś takie cuda podał na tacy do łóżka. Czy można zamówić taką usługę? 


Burda Media pięknie dziękuję za możliwość przeczytania kolejnej Waszej fantastycznej propozycji wydawniczej. Lubię Wasze książki i wcale tego nie ukrywam. 

A Wam drodzy czytelnicy chciałam narobić ochoty na pyszne śniadania, które możecie wyczarować przy pomocy tej książki, a przy tym dodatkowo pomóc swojej skórze. Prawda, że te zdjęcia robią wrażenie? A to tylko dwa. W książce macie 60 takich smakowitych przykładów. 



Lubicie takie książki? Czy jednak wolicie czytać o kosmetykach? 















Uśmiech losu Katarzyna Michalak - recenzja

Uśmiech losu Katarzyna Michalak - recenzja


Są takie historie, po przeczytaniu których przychodzi mi do głowy pewna myśl: czemu nie poznałam ich wcześniej? Odpowiedź w moim przypadku jest prosta: nie da rady przecież przeczytać wszystkich książek na świecie. A szkoda. 

Gdy dostałam propozycję przeczytania piątej części Sagi Mazurskiej Katarzyny Michalak o przepięknym tytule Uśmiech losu, zastanawiałam się czy warto zaczynać od piątej części. Przyznam się Wam, że tego nigdy nie robię. Więc czemu tym razem zmieniłam zdanie?  Bo bardzo spodobał mi się opis książki i jej piękna okładka. I wiecie co?  Teraz żałuję,  że przeczytałam tę książkę. Ale nie dlatego, że mi się nie podobała. Wręcz przeciwnie. Dlatego, że to piąta część. Tak mi się fantastycznie czytało i jestem teraz smutna, że nie mogłam towarzyszyć bohaterom od samego początku. Ale z drugiej strony, to była bardzo, ale to bardzo przyjemna lektura. Wniosek? Nie dogodzisz. Tej sagi już nie warto czytać od początku, ale na pewno warto przeczytać kolejny tom, który pojawi się już w przyszłym roku. Szkoda tylko, że dopiero na Gwiazdkę. Katarzyna Michalak mnie tą książką oczarowała i mam ochotę na więcej. Już teraz, a nie za rok. 


Daj się otulić atmosferą świątecznej powieści Katarzyny Michalak!

Natalia ma jedno jedyne, lecz nierealne marzenie – zostać mamą. Ta tęsknota nie pozwala jej cieszyć się wielką, niezwykłą miłością, jaką obdarza ją Damian. Nad ich związek nadciągają burzowe chmury. Czy Natalii, która straciła nadzieję, uda się zachować miłość?

Czy naprawdę trzeba coś stracić, by docenić tego wartość?

Zrozpaczona dziewczyna w wigilijny wieczór… ucieka. I pewnie jej los potoczyłby się zupełnie inaczej, gdyby nie porzucony w lesie bezbronny pies. Natalia za wszelką cenę chce ocalić życie Belli. Zabiera ją do Dworu Marcinki, gdzie rozbrzmiewają dziecięce głosy, a w kuchni unosi się zapach wigilijnych potraw. W progu domu pojawia się też Bartosz, którego serce pełne jest tęsknoty za czymś, co nagle i bezpowrotnie stracił.

Tak długo czekamy na uśmiech losu, a on… pojawia się niespodziewanie. Niekoniecznie wtedy, kiedy tego oczekujemy.

Piąty tom kochanej przez Czytelniczki Serii Mazurskiej przynosi nowe wzruszenia, emocje, łzy smutku i radości. Dwór Marcinki, jak zwykle gościnny, przygarnie pod swój dach nie tylko białą, kosmatą Bellę, ale i nowych rozbitków z okrętu zwanego życiem.


Jeśli lubicie książki w świątecznym klimacie, pisane z wielkim sercem, ale i  czasami o smutnych i jakże prawdziwych historiach, to ta książka jest właśnie dla Was. Katarzyna Michalak w Uśmiechu losu dała mi się poznać jako bardzo wrażliwa osoba. Czemu tak myślę?  Ja ze swoim wrodzonym buntem i szaleństwem w oczach, nie byłabym w stanie wymyślić historii, w której jest tyle ciepła, miłości i oddania. A zarazem pokazana jest też ta druga człowiecza natura. Człowiek jako zło, wcielone również pojawia się w tej historii. 

Czytając Uśmiech losu od razu poczułam się  jak gość w dworze Marcinki. Polubiłam to miejsce, a najbardziej cudowną i kochaną Jadwinię. Nie chcę Wam opowiadać fabuły, bo to piąta część i nie mam do czego porównać i odnieść się. Ale muszę przyznać, że książkę czytało mi się świetnie. Nawet płakałam.  Bardzo płakałam. Ale to dlatego, że jestem wrażliwa na pewne kwestie i nic na to nie poradzę. 


Ta książka jest jak słodki kawałek szarlotki. Jak kakao z puszystą pianką. Jak ciepły koc i kominek zimową porą. A nawet jak filiżanka słodkiej i aromatycznej herbaty z miodem. Jest wyśmienita i połyka się ją w całości. A z bohaterami zżywa się tak szybko, by po chwili dzielić z nimi smutki czy przeżywać radosne chwila. W taki właśnie nastrój wprowadziła mnie Katarzyna Michalak. Bardzo, żałuję, że nie poznałam wcześniej tej historii.


Jeśli lubicie dobrą literaturę obyczajową z historią umiejscowioną w sercu polskich mazur, to koniecznie sięgnijcie po Sagę Mazurską. Tylko nie po 5 część, chociaż bardzo Wam ją polecam, a zacznijcie od początku. Bo jestem pewna, że inaczej będziecie żałować tak jak ja. 

Gdy znajdę trochę wolnego czasu, to zamierzam przeczytać inne książki Pani Kasi. Swego czasu czytałam jej Mistrza i pamiętam, że również mi się podobał, choć to inny rodzaj literatury jest. 

Wydawnictwo Znak dziękuję za możliwość przeczytania tej książki.

Wybierz prezent pod choinkę dla swojego dziecka razem z Marko!

Wybierz prezent pod choinkę dla swojego dziecka razem z Marko!

Zanim zostałam mamą, ale było to już w ciąży z synkiem, przypuszczałam, że będę jedną z tych matek rozpieszczających swoje dzieci bardzo mocno. Gdy pojawił się synek ma świecie, moje domysły stały się rzeczywistością. Ale mój mąż jest jeszcze gorszy. Czasami mam wrażenie, że on sobie to wszystko kupuje, bo przecież dwulatek nie potrzebuje tych wszystkich zabawek. Ale z drugiej strony czemu mamy go nie rozpieszczać? Jak my byliśmy mali, w sklepach były puste półki. A teraz jest inaczej. Tylko z drugiej strony przy takiej ilości zabawek, które mamy w domu, ciężko jest kupić coś nowego. W końcu syn ma dwa lata, a niektóre zabawki to i takie dla czterolatków ma w kolekcji. Zaraz mamy Boże Narodzenie i jest problem. Co kupić dwuletniemu chłopcu, który ma wszystko? 

Najlepiej zabawkę edukacyjną. I to jest świetny pomysł. Mój syn jest teraz na takim etapie rozwoju, że przyswaja bardzo dużo nowych słów. Późno zaczął chodzić i mówić, a teraz biega jak szalony i wszystko powtarza. Więc jest to dobry moment, by "napychać go wiedzą". A przynajmniej ja tak uważam. Mój synek zna już kilka kolorów, pięknie nazywa części ciała, a także próbuje liczyć. Ulubione słowa "som trzi". Nie ważne, że coś jest jedno, na pewno są trzy. Skoro dziecko w tym wieku chłonie wiedzę jak gąbka, to trzeba to wykorzystać. 

Chciałam Wam pokazać, zabawkę, która bardzo mi się podoba i miałam możliwość przetestować ją z Dominikiem w ramach akcji #Wybierz prezent pod choinkę razem z Marko. Jest to mówiącą piłka dwa w jednym. Mój synek bardzo lubi gdy siadamy naprzeciwko siebie i rzucamy sobie piłki. Za każdym razem, gdy piłka dotknie czegoś, z głośnika słychać literki lub cyferki, w zależności od tego co ustawimy. Piłka wydaje także inne dźwięki. 















Zabawka marki K's Kids przeznaczona jest dla dzieci powyżej 12 miesięcy - info z pudełka, a na stronie jest podany wiek 6 miesięcy. Ale wydaje mi się, że najlepsza będzie dla takich dzieci, które uczą się mówić, jak mój synek. Wielkościowo (20 cm średnicy) dla dwulatka jest idealna. Piłka wykonana jest cała z materiału sztucznego, ale w dotyku jest podobny do bawełny. Piłka jest bardzo kolorowa i dwustronna. Z jednej strony są literki, z drugiej cyferki Wystarczy przełożyć materiał, by zmienić jej kolor. W środku piłki, bardzo dobrze zabezpieczony przed dzieckiem jest głośniczek. Można go ustawić na cyferki lub literki, a także wyłączyć. Głośnik jest bardzo głęboko, więc jeśli dziecko upadnie na piłkę lub się nią uderzy, to nic ani głośnikowi, ani dziecku się nie stanie. Dzieci to mądre bestie i lubią kombinować, a tu faktycznie producent pomyślał i piłka jest dobrze i solidnie wykonana w każdym calu. Co mi się bardzo podoba w piłce, to to, że głośnik jest wyciągany, więc piłka ląduje w pralce i po sprawie. Jakby nie można było go wyjąć, to oznacza, że zabawki nie można uprać. A wszystko co materiałowe dla dzieci, musi być prędzej czy później uprane. Zabawka posiada wielką metkę, którą możecie sobie obciąć. W piłce wszyte są dwie pętelki, więc może można ją także zawiesić. Nie znalazłam informacji na opakowaniu na ten temat, ale znajdziecie tam wiele przydatnych podpowiedzi na temat zabawy tą piłką. 





I teraz najważniejsze. Taką piłkę, jak i inne zabawki edukacyjne znajdziecie w sklepie Marko. Niby zwykła gadająca piłka, a okazuje się, że to może być bardzo przydatna zabawka. Poszperałam sobie trochę w tym sklepie i podoba mi się, że każdy produkt jest tu opisany bardzo dokładnie. Przy piłce znalazłam wszystkie informacje, które były mi potrzebne, łącznie z opisem kroków rozwojowych u dzieci i dostosowaniem tej piłki właśnie do nich. Cały opis zajmuje trochę miejsca, ale to działa na duży plus. Czytam i kupuje, a nie latam po innych stronach, bo mi brak informacji. A dodatkowo w ofercie mają również produkty marek, których nie znam i nie widziałam ich w marketach, gdzie najczęściej kupujemy prezenty. Koszt takiej piłki to 69 zł. 







Jeśli nie macie jeszcze pomysłu na prezent, to zajrzyjcie na stronę internetową sklepu Marko i przejrzyście ich ofertę. Święty Mikołaj w XXI wieku wcale nie musi mieć czerwonej czapki i długiej brody. Można go zastąpić pomocnikiem. A sklep Marko to dobry pomocnik Świętego Mikołaja i może skutecznie uratować bezradnych rodziców w te Święta.

Co myślicie o takiej piłce? Mi ona się bardzo podoba i uważam, że jest mądrym pomysłem na prezent pod choinkę dla dziecka.